Выбрать главу

Nic nie znaleziono, bo i nie było co znaleźć. Wszystko, co ewentualnie mogło zainteresować intruzów miał przecież przy sobie.

Zatem ostrzeżenie czy zastraszenie? Chyba jedno i drugie. Nie pchaj nosa między drzwi. Westchnął ciężko i zaczął sprzątać.

Co za koszmar!

Żeby chociaż wiedział, o co naprawdę w tym chodzi! Bo mętny obraz, który miał w głowie nijak nie chciał się wyklarować.

Upychał rzeczy w szafach, nie bardzo dbając, żeby znalazły sięt am, gdzie było ich dotychczasowe miejsce. Papiery też powciskał w szuflady byle jak, myśląc bez przerwy, kto mógł to zrobić. Czyżby chłopcy z wewnętrznego?

Nie. Ci niedawno tu byli.

Zresztą po ostatnich wydarzeniach na pewno nie odmówiliby sobie przyjemności grzebania tylko w jego obecności. Czyżby pan inspektor Baliński? Wątpliwe, choć przecież niewykluczone. W końcu człowiek, który działa tak jak on, może się posunąć do różnych rzeczy.

Czyżby mocodawcy zabójcy profesora albo on sam? Ci, którzy pobili Jerzego?

Ta myśl sprawiła, że chwycił za telefon.

– Pani Doroto, to ja – powiedział. – Niech pani na siebie uważa i nikogo, ale to nikogo nie wpuszcza do domu! Jeśli ktoś zechce wejść, proszę natychmiast dzwonić po policję, pogotowie i straż pożarną. Nie żartuję! Żeby tylko ktoś jak najszybciej przyjechał.

– Co się stało? – spytała zaniepokojona.

– Miałem nieproszonych gości podczas wizyty w pani domu.

– Złodzieje?

– Raczej nie, a może nawet wręcz przeciwnie. Na pewno ciekawscy, którym nie chciało się czekać na mój powrót, żeby zadać kilka pytań. Woleli sami spróbować znaleźć odpowiedź.

– Dziwnie lekko pan do tego podchodzi – przysiągłby, że widzi jak kobieta po drugiej stronie słuchawki marszczy brwi.

– Nie podchodzę lekko. Ale co mam zrobić? W takiej sytuacji pozostają dwa wyjścia. Albo się śmiać, albo płakać. A pani niech zachowa ostrożność.

– Dobrze, będę uważać.

– Bardzo proszę. I nawet gdybym we własnej osobie pojawił się pod pani drzwiami i zaklinał na wszelkie świętości, proszę ich w nocy nie otwierać!

– Oczywiście – odparła spokojnie. – To wprawdzie dziwne, ale ostatnio wydarzyło się tyle dziwnych rzeczy, że przestałam się czemukolwiek dziwić.

12

Obudził się z ciężką głową.

Przed snem wypił dwa piwa. W połączeniu z wódką, którą go poczęstowała córka profesora, dało to właśnie taki efekt. Nigdy nie znosił dobrze mieszania alkoholu, nawet w śladowych ilościach.

Wstał ze szczerym zamiarem zalania tego marnego kaca wielką ilością kawy. Zbyt wiele miał do przemyślenia, żeby pozwolić sobie na poranną słabość. A poza tym powinien dzisiaj złożyć wizytę Dorocie Walberg.

Pierwszą filiżankę wypił zachłannie. Czuł każdym nerwem, każdą komórką, jak wraz z aromatycznym, gorącym płynem wlewa się w ciało życie. Drugą porcję już smakował, delektował się mocnym zapachem.

Trzeciej nie zdążył donieść do ust. Przerwało mu łomotanie do drzwi.

O tej porze? Kto może mieć do niego interes tak rano?

– Słucham? – spytał w przedpokoju.

– Policja! Otwierać. Mamy nakaz przeszukania.

Wpadli do mieszkania jak na amerykańskim filmie. Ubrani w kuloodporne kamizelki, niektórzy bronią maszynową. Natychmiast rozbiegli się po całym domu. Za nimi weszli komendant z Balińskim.

– A wy co? – wydyszał zdenerwowany Michał – bawicie się w słynny patrol tego poronionego detektywa czy ściągnęliście sam GROM? Mogę zobaczyć nakaz?

– Dawaj klucze od piwnicy i strychu – rzucił zamiast odpowiedzi stary. – Ale już, ruszać się!

– Nakaz rewizji poproszę! Ale już, ruszać się! Bo zadzwonię do oficera dyżurnego w województwie!

Baliński podał złożoną na czworo kartkę. Wroński bez pośpiechu rozprostował ją, przeczytał uważnie.

– Proszę bardzo – z szuflady komódki przy drzwiach wyjął klucze. – Miłej zabawy. Ja sobie w tym czasie pooglądam telewizję.

– Nie, pan w tym czasie odpowie na parę pytań.

– Nie! Skoro uzyskaliście nakaz przeszukania, rozmawiać będę tylko w obecności prokuratora. Zresztą chętnie się z którymś zobaczę, bo i tak muszę zgłosić przestępstwo, bo wczoraj jakieś wesołe chłopaki urządziły rewizję pod moją nieobecność.

Spojrzał czujnie na Balińskiego. Inspektor wyglądał na autentycznie zaskoczonego.

– Dlaczego pan tego od razu nie zgłosił?

– A to nie pana robota?

– Nie! – padła zdecydowana odpowiedź. – Nie moja. Zresztą nie uczyniłbym nic bez podstawy prawnej.

Michał miał ochotę parsknąć śmiechem, ale się opanował. Nie uczyni nic bez podstawy prawnej! Też coś.

– I co? – komendant pochylił się ku komisarzowi – Znaleźli coś?

– A co mieli znaleźć? Może mnie pan oświecić? I czego wy szukacie?

– Już my wiemy, czego!

– Szefie! – przybiegł jeden z funkcjonariuszy. – Mamy przejrzeć wszystkie dyskietki i płyty?

– Co głupio pytasz? – komendant prawie rzucił się na niego. – Chcesz po premii?

– Mamy pistolet – następny podszedł, trzymając w wyciągniętej dłoni glocka.

– Co z tym zrobić?

– Zostaw – machnął ręką stary. – Sam mu pomagałem załatwić pozwolenie na tę spluwkę. Jest legalna.

– Mowy nie ma! – Baliński zareagował natychmiast. – Bierzemy broń do depozytu. Może pan – zwrócił się do komisarza – odebrać pokwitowanie jeszcze dzisiaj popołudniu.

– Pokwituje mi pan zatrzymanie pistoletu w tej chwili albo dzwonię.

– Ależ pan jest upierdliwy! – inspektor przywołał jednego z policjantów. – Leć na komendę i przywieź formularz depozytowy.

– Ja jestem upierdliwy? A kto mnie nachodzi o poranku w towarzystwie oddziału ramboidów? Mogliby sobie tylko kurz z tego sprzętu wytrzepać. A najlepiej zdjąć w ogóle. Nieprzyzwyczajeni, szybko się zmęczą. Romkowi – wskazał zażywnego mężczyznę po czterdziestce – serducho gotowe pod takim obciążeniem strzelić.

Udawali, że nie słyszą. Michał włączył więc telewizor i udawał, że ogląda beznadziejną polską telenowelę.

Potem sięgnął po telefon.

– Gdzie dzwonisz? – zainteresował się natychmiast komendant.

– Moja sprawa.

– Jeśli po jakiegoś papugę, daruj sobie.

– Dzwonię, gdzie mi się podoba chyba że jestem aresztowany?

Chwilę czekał na odpowiedź, a potem wystukał numer. Jeden sygnał, drugi. czas dłużył się straszliwie w oczekiwaniu. Odbierz, no odbierz, błagał w duchu. Inaczej umrę z niepokoju! Wreszcie charakterystyczny szczęk.

– Słucham? – zdenerwowany głos Doroty Walberg.

Z ulgą odłożył słuchawkę. Może jest rozstrojona psychicznie, ale przynajmniej żywa. Komendant patrzył podejrzliwie. Michał wzruszył ramionami, stary odwrócił się, by obserwować pracę policjantów.

Michał trzymał jeszcze przez chwilę rękę na telefonie. Delikatnie uniósł słuchawkę, a potem nacisnął piątkę. Nacisk na wyłącznik. Dwójka – wyłącznik, trójka – wyłącznik, czwórka – wyłącznik, siódemka. Wreszcie zabrał dłoń.

– Panie inspektorze! – rozległ się głos zza ściany. – Proszę tutaj! Na tej płycie jest coś dziwnego.

– No, zasuwaj, komisarzu – rzucił z krzywym uśmiechem komendant. – To pewnie ciebie też zainteresuje.

Wroński przymknął oczy. Trzeba było dać nośnik na przechowanie sąsiadowi. Pan Edmund, przemiły staruszek, o nic by nawet nie zapytał. Miał nawyki dyskrecji jeszcze z wojennej i powojennej konspiracji.

– Co to jest? – Baliński spojrzał na komisarza spod zmarszczonych brwi. Na ekranie widniały zeskanowane notatki. – Skąd pan to ma?