Выбрать главу

– A bo ja wiem? Nie pamiętam nawet. Ktoś mi dał kiedyś płytę z tymi bazgrołami.

– Taaak? – Inspektor sprawdził statystyki. – Pliki utworzono wczoraj. Zatrzymujemy.

– Mogę to sobie przegrać? W końcu dysk jest mój.

– Pańska bezczelność przekracza wszelkie granice.

Wroński wrócił do pokoju. Stary pośpiesznie odłożył telefon.

– Może się pan nie trudzić – powiedział lekkim tonem Wroński, chociaż na sercu czuł ogromny ciężar. – Ten aparat zapamiętuje do pięciu ostatnich połączeń. A pięć ostatnich połączeń jakimś dziwnym trafem wykonałem do pojedynczych numerów. Chyba mi odbiło albo co…

– Twoja bezczelność…

– Wiem, wiem – przerwał Wroński – przed chwilą to już słyszałem.

* * *

– No i co? – spytała córka profesora. – Wyczytał pan coś ciekawego w tych notatkach?

– Niczego nie wyczytałem. Wczoraj ktoś splądrował moje mieszkanie, a dzisiaj była legalna rewizja. Zatrzymali płytę. I tak dobrze, że przegrałem skany na inny nośnik, a tamten z analizą zniszczyłem. Gdyby ją znaleźli, mój przyjaciel miałby kłopoty.

– Pan, policjant, ma przeciwko sobie policję? – zdziwiła się.

– Pani Dorotko. nie tyle policję, co paru funkcjonariuszy, którzy chcą czegoś, o czym na razie nie mam pojęcia. W dodatku wcale nie jestem pewien, czy oni działają z ramienia policji.

– A ja, widzi pan, coś jednak tam wyczytałam. Nie mogłam spać, więc dokładnie przejrzałam brulion.

– Szkoda, że go pani oddała. Ale inaczej mogłaby pani napytać sobie biedy.

– A kto powiedział, że oddałam? – na widok jego zdumionej miny roześmiała się. – Widzi pan, u mnie też rano przeprowadzono rewizję. Nie byłam przez to w pracy.

– Słucham?

– Tak, tak. Zjawili się o wpół do ósmej.

– Czyli tak jak u mnie – mruknął. To tłumaczyło jej zdenerwowanie, kiedy zadzwonił. – A kto to był?

– Pokazywali legitymacje, ale w nerwach nie zapamiętałam nazwisk. Ale ten, który nimi dowodził to był wielki, gruby facet.

– Ostrzyżony krótko, z siniakami na twarzy. – po bójce z Wrońskim Flap musiał mieć wyraźne ślady na masywnej gębie.

– Zgadza się.

– W towarzystwie takiego małego chudego?

– Nie. Było ich trzech, ale żaden nie był mały i chudy.

Michał zamyślił się.

Czyżby szanowny Januszek w tym czasie sprawdzał jeszcze coś innego? A Dorota ciągnęła:

– Byli bardzo nieprzyjemni. Tak mnie to zdenerwowało, że nie oddałam brulionu. Ukryłam go.

– Gdzie? – zdziwił się.

Ukryła zeszyt na oczach na pewno doświadczonych policjantów?

– Tam, gdzie przedtem pan. W śmieciach.

– Nie zaglądali do kosza?

– Owszem. Ale tylko pobieżnie. Na pewno nie przyszło nikomu do głowy, że przybita śmiercią ojca kobieta może coś kombinować.

– Ja też bym nie przypuszczał.

Natychmiast spoważniała. Na delikatnej twarzy pojawił się wyraz głębokiego smutku.

– Chcę – powiedziała cicho – odkryć przyczyny śmierci taty. Chcę, żeby ten, kto to zrobił poniósł zasłużoną karę. I wiem, że panu chodzi o to samo.

– Ma pani rację. Ale ja mam jeszcze inne powody, żeby dojść prawdy.

Przed oczami stanęły mu znów zmasakrowane zwłoki Agnieszki Ramiszewskiej i przerażenie zastygłe w oczach doktora. Czyżby lekarz sądowy powiedział jednak zabójcom coś, co naprowadziło ich na ślad Walberga? Niewykluczone.

A może mieli tak dokładnie rozpracowanych tych ludzi, miłośników historii, że po prostu przyszli do nich po kolei? Możliwości może być zresztą więcej.

– Szkoda, że nie wiemy, kto sporządził te wszystkie notatki i rysunki – westchnął.

– Mówią panu coś inicjały A. R.? – zauważyła, że Wroński drgnął. – Niektóre z dopisków taty je zawierają. Coś w rodzaju „AR, to trzeba dokładnie sprawdzić”.

– Adam Ramiszewski – prawie szeptem powiedział Michał. – A.R. Wygląda, że współpracowali z pani ojcem bardzo ściśle. Czy pan profesor coś kiedyś o nim wspominał?

– Nie. Ale przypominam sobie, że nie raz dzwonił do jakiegoś Adama. Może to ten?

– Może. A raczej na pewno.

– Jest jeszcze coś – powiedziała bardzo powoli. – W środku znalazłam interesujące wzory fizyczne.

– Słucham? – drgnął, jakby został żgnięty rozpalonym prętem. – Jakie wzory?

– Fizyczne. Niewiele z nich rozumiem, nie specjalizowałam się w fizyce jądrowej, ale coś mi mówi, że mogą mieć coś wspólnego z pracami von Brauna. I jest jeszcze coś. Przy skanowaniu nie zwróciliśmy na to uwagi, bo za szybko to szło, ale to też wydaje się bardzo ważne.

Wpatrywał się w schemat. To nie był zwyczajny odręczny rysunek, ale został najwyraźniej przekalkowany z jakiegoś opracowania. Zajmował całe dwie strony.

Najciekawsze jednak były czerwone odcinki i kółka naniesione na czarne linie. I litery – Z, S, K, R, PZG, W – napisane zielonym długopisem.

– Co to może być? – zastanawiał się głośno. – Wygląda jak plan miasta. Ale coś mało ulic.

– To właśnie podziemne korytarze – pochyliła się nad zeszytem. – Doleciał przyjemny zapach delikatnych perfum i kobiecego ciała. – Jestem tego na sto procent pewna. Tato bardzo się nimi interesował. Pokazał mi nawet kiedyś coś podobnego, ale na o wiele większym formacie.

– W takim razie te litery. zaraz. Kłania się orientacja w terenie. Z to pewnie zamek, jeśli S oznacza sąd, K kościół, a W więzienie, wszystko by pasowało. W tym układzie R to ratusz, ale PZG? Leży blisko zamku i kościoła.

– Może Pomnik Złotych Godów?

– Może. A te czerwone kreski i kółka? Proszę. Jedno koło jest na PZG, drugie na R, a trzecie gdzieś w terenie.

Milczała długo, ważąc coś w sobie. Wreszcie zdecydowała się, wzięła głęboki oddech.

– Kiedyś podsłuchałam telefoniczną rozmowę ojca. Nie chciałam, ale jakoś samo wyszło. Mówił o jakichś wejściach do podziemi i możliwych do przejścia korytarzach.

Patrzył na nią uważnie, ze zmarszczonymi brwiami. To by z kolei pasowało do opowieści profesora o esesowskich archiwach.

– Chce pani powiedzieć…

– Może odcinki oznaczają jakieś ważne przejścia, a kółka miejsca, w których można tam wejść?

– Ciekawy tok rozumowania.

– No dobrze – uśmiechnęła się z przymusem. – Nie będę pana zwodzić. To wszystko jest napisane w różnych miejscach tego zeszytu. Są bardzo jasne wskazówki.

– Jeśli ma pani rację. – Zastanowił się, wpatrzony w mapkę, potrząsnął głową. – Ale nie, to niemożliwe. Proszę spojrzeć tutaj.

Wskazał czerwone kółko zaznaczone niedaleko zamku, na drodze prowadzącej szerokim łukiem do sądu, czyli punktu S.

– To mi nie pasuje. Sprawdźmy w necie. Ostatnio na stronach urzędu miasta podobno jest dostępny dość dokładny plan Oleśnicy.

Po chwili siedzieli obok siebie przy komputerze.

– Widzi pani? Wynikałoby, że wejście jest w tym miejscu. Tutaj na Wałowej stoi poniemiecki dom. Przypadkiem wiem, że w studni jest tam ukryty korytarz, ale wiem również, iż jest on zasypany. A z planu wynikałoby, że prowadzi tędy jakaś droga.

– Dobrze – powiedziała.

– Ale to wszystko nie wyjaśnia nam, o co chodzi i dlaczego ten zeszyt jest tak ważny, że ojciec stracił życie.

– A ja zaczynam coś z tego rozumieć. Ale podczas rozmowy wspominał o tajnych pracach von Baruna i Heisenberga, o ukrytych archiwach SS. Może to jest ślad?

– Ale przecież von Braun swoje wynalazki przekazał Amerykanom.

– Podobno nie wszystkie i nie o wszystkim ich poinformował. Profesor wspominał coś o pracach nad energią atomową, ale nie w sensie broni masowego rażenia.