Выбрать главу

– Obudziłeś się? – Baliński spojrzał znad okularów. Wyglądał w nich na o wiele starszego niż normalnie. – Jesteś ranny. Ale wyliżesz się. Postrzał w prawe udo już się sam zasklepił. Musiałeś oberwać,kiedy jeszcze trwała strzelanina, pewnie zaraz kiedy tu wlazłeś. A bok masz rozorany, ale tylko powierzchownie. Zatamowałem krew.

– Co jest w tej skrzyni?

– Interesujące rzeczy. Ale nie to, czego się spodziewaliśmy. Ja i ci wszyscy straceńcy.

– A czego się spodziewałeś? Czegoś związanego z von Braunem i Heisenbergiem, tak? Chodziło o napęd jądrowy do wielkich rakiet?

– Właśnie. Widzę, że zdążyłeś się zorientować. Miałem co do ciebie rację. Inteligentny i zdolny glina. Napęd jądrowy dla rakiet. O to cała wojna. Bezwzględna walka wywiadów na tym terenie zaczęła się kilka miesięcy temu. Wtedy zaczęliście znajdować trupy. Ale nie mam pojęcia, kto dokonywał zabójstw. Wiem tylko na pewno, że tego Anglika, który oberwał z shotguna w twarz wykończył ktoś od Rosjan. Ale pozostali…

– Zajrzyj do korytarza, z którego przyszliśmy. Sam zobaczysz, kto to mógł być.

Baliński poszedł z latarką. Wrócił po chwili, cmoknął ze zdziwieniem.

– Nasz miły gospodarz. Zdumiony, zszokowany odnalezieniem przejścia Wituś. Popatrz, o włos uniknęliśmy śmierci. teraz rozumiem, dlaczego wierzch zawału było tak łatwo odgarnąć. Ten facet korzystał z tej drogi, przynajmniej od czasu do czasu.

– I znał jakieś inne przejścia, skróty. Poruszał się po ciemku, jakby miał noktowizor.

– Lata doświadczenia, niewątpliwie.

– Nie rozumiem tylko, dlaczego nikt tu nie miał takiego sprzętu.

– Latarki, Michale. Latarki i strzały. Wiesz, co się dzieje z oczami porażonymi mocniejszym źródłem światła? Można było przewidzieć, że zejdzie tu więcej ludzi. Bezpieczniej wtedy działać przy bardziej prymitywnych metodach rozpoznawania otoczenia. A nasz miły pan Witold rzeczywiście musiał doskonale znać układ podziemi. Obszukałem go. Nie ma przy nim zupełnie nic, nawet zwykłej zapalniczki.

– Kim on był? Dla kogo pracował?

– Jeszcze nie mam pewności, ale się domyślam. Jest jednym z brakujących ogniw w układance. Tajemniczy człowiek, najprawdopodobniej niezwiązany konkretnie z żadnym wywiadem, zabijał każdego, kto się zapuścił w podziemia. Ani ja, ani żaden z agentów innych państw nie mógł czuć się bezpieczny schodząc tutaj. To dlatego dzisiaj tylu się ich nalazło. Chodziło o wzajemne ubezpieczenie. Gdyby nie to, rzeźnia byłaby o wiele mniejsza. Ale, jak widzę, toczyliśmy batalię o bezwartościowe notatki. Jest tu odpis niesłychanie ciekawej dokumentacji, także z biura współpracującego z von Braunem, ale dotyczącej przebrzmiałego dawno superdziała, a nie napędu atomowego. Ostatnim kretynem, który chciał mieć taką armatę był Saddam Husain.

– Znasz się na tym?

– Trochę – roześmiał się kapitan.

– Oprócz tego, że pracuję w wywiadzie jestem doktorem fizyki jądrowej i inżynierem metalurgii. I saperem, jak się już pewnie domyśliłeś. Mamy tu kolejny ślepy zaułek w wyścigu poszukiwaczy odkryć hitlerowskich naukowców. Nagrodą główną dla zwycięzców dzisiejszego wyścigu miały być plany rakietowego silnika uranowego. Rewolucja w przemyśle rakietowym, nowa droga rozwoju. A to tutaj zainteresuje raczej archiwistów i badaczy pomysłów różnych idiotycznych odmian wunderwaffe.

Wroński chciał jeszcze o coś zapytać, ale zamiast tego znów się rozkaszlał. Otarł usta. Tym razem krwi było więcej, ciągnęła się za dłonią cienkimi nitkami, najwyraźniej zmieszana z jakimiś innymi płynami ustrojowymi.

– Słuchaj – wymamrotał – ja chyba mam uraz wewnętrzny. Jucha cieknie mi z ustrazem ze śluzem.

Baliński skoczył kuniemu, porzucając dokumenty. Zobaczył, że komisarzowi oczy uciekają w głąb czaszki. Podniósł go, poczuł wilgoć pod ręką podtrzymującą plecy. Dopiero teraz dostrzegł niewielki otwór na wysokości żeber z prawej strony. Pod wpływem ruchu wyciekła z niego strużka krwi.

– Niech to szlag! Przeoczyłem ranę. Była zasłonięta oddartym kawałkiem ubrania. Pewnie cię postrzeliła ta świnia – wskazał na leżącego z rozbitą czaszką Wiktora. – A może któraś kula ze skorpiona Wieśka. Nieważne. Musimy jak najszybciej dotrzeć do lekarza.

– Jak? Przez studnię nie dojdziemy. Dorota, jeśli nawet żyje, nie przyjdzie z pomocą. Już ten Witek się postarał.

– Właśnie – poderwał się kapitan. – Że też od razu o tym nie pomyślałem. Może potrzebna jej pomoc. Trzeba się spieszyć.

Michał uśmiechnął się z przymusem.

– Idź. Zostaw mnie. Sam szybciej dasz radę, sprowadzisz pomoc. I zobaczysz, co z nią.

A potem zapadła ciemność. Nie od razu.

Jeszcze przez chwilę pływał po powierzchni świadomości, słyszał gorączkową krzątaninę Balińskiego, ale stopniowo wszystko stawało się coraz bardziej odległe, obojętne i nieistotne. Śmierć ma o wiele lżejszą rękę niż można się spodziewać. Tą myślą żegnał się ze światem.

15

Nad głową miał jasne niebo. Tak jasne, że raziło nieskazitelną bielą.

Czy tak właśnie ma wyglądać świat po tamtej stronie? Opowieści mówią raczej o długim ciemnym tunelu i świetle na końcu. A może pogrążony w nieświadomości przebył już tunel, znalazł się w jądrze owego światła?

Z trudem rozwarł powieki. Miał wrażenie, że zostały posmarowane mocnym klejem. Wreszcie się udało. Jednak w chwili, gdy otworzył oczy, znów musiał je zamknąć. Po niedawnych ciemnościach podziemi blask był nie do zniesienia. Za to zyskał pewność, że rzeczywiście jest już po drugiej stronie.

Rzeczywiście?

Zaraz nadeszła wątpliwość. Czy po śmierci może głowa boleć tak, że zbiera się na mdłości?

– Budź się wreszcie, człowieku – nad uchem zabrzmiał znajomy kobiecy głos. – Ile będziesz jeszcze się wylegiwał?

Pokonując ból i przeraźliwie rażący poblask, otworzył oczy.

– To ty? – wymamrotał. – Jak? Skąd?

– Ten twój znajomy, Baliński, przywiózł mnie tutaj.

Milczał przez chwilę, zanim zapytał.

– Madziu.

– Tak?

– Długo już przy mnie siedzisz?

– Od wczoraj. Nic nie pamiętasz? Podobno kiedy cię przywieźli do szpitala, miałeś strasznie dużo do powiedzenia.

Wsłuchał się w siebie. Nie potrafił sobie przypomnieć nic, co nastąpiło po rozmowie z kapitanem, zanim stracił świadomość.

– Gdzie Patryk? – ogarnął go nagły niepokój.

– Został u… – urwała.

Trwało chwilę, zanim dotarło do niego, co oznacza zająknięcie się żony. Zdawało mu się, że cały wbije się w poduszki zezłości, żalu i upokorzenia.

– Musiałaś go jednak zawieźć akurat tam, do tego swojego Jarusia?

– Uznałam, że tak będzie najbezpieczniej. Sam mówiłeś, że powinnam dobrze się ukryć. Miałeś rację. Po drodze wstąpiłam do domu. Jest splądrowany, wszystko porozrzucane. Dobrze, że pojechałam do… do niego. U rodziny łatwiej by było nas znaleźć.

– Jak widzisz, Baliński odszukał was bez trudu nawet u twojego gacha. Chciałaś po prostu pojechać do kochanka i pojechałaś. Nie dorabiaj do tego ideologii. A teraz odejdź. Chcę zostać sam. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.

– Ale – głos jej zadrżał – ale ja cię kocham.

– Nie kłam, nie potrzebuję tego. Lekarz na pewno powiedział, że mam się nie denerwować. Ale świadomość, jak między nami jest już mnie nie zabije ani nawet nie pogorszy mojego stanu. Odejdź. Szkoda, że jednak nie umarłem.