Выбрать главу

Słuchał jak żona płacze, ale nie potrafił znaleźć w sobie sił, żeby jej powiedzieć coś życzliwego. Prędzej czy później musiało się tak skończyć. Niech będzie z głowy już teraz. Ona pójdzie swoją drogą, a on. Nieważne. Tylko Patryk. Ale chłopak już zaczął się domyślać, co w trawie piszczy. Ile jeszcze mogli przednim grać? Miesiące? Rok? Nie dłużej.

Dzieci zawsze najbardziej cierpią na kłótniach dorosłych.

* * *

Baliński wyniósł go z podziemi na własnych plecach. Tyle Michał dowiedział się od lekarza. Wyniósł i poszedł do najbliższego domu wezwać pogotowie. Ale nie pozwolił zamknąć Wrońskiego w oleśnickim szpitalu. Kazał go wieźć na Weigla do Wojskowej Kliniki we Wrocławiu. Lekarzowi, który protestował i upierał się, żeby rannego dostarczyć do macierzystego ośrodka, najpierw pokazał legitymację służbową, a kiedy ten dalej chciał robić swoje, wyjął pistolet i w niewybrednych słowach opowiedział mu, jaki los go czeka, jeśli nie wypełni polecenia. A potem zadzwonił do kliniki i w równienie oględnysposób wyłuszczył lekarzowi dyżurnemu swoje oczekiwania. Dzwonił potem jeszcze kilkanaście razy dowiadywać się o stan zdrowia pacjenta.

Doktor pogotowia, który wypełnił polecenia kapitana, na drugi dzień napisał na niego skargę do ministra spraw wewnętrznych. Chciał, żeby za grożenie bronią bez ważnego powodu poniósł surowe konsekwencje. Nawet wyżsi funkcjonariusze nie mogą być bezkarni.

– Co tu dużo gadać, pewnie uratował panu życie. W waszym szpitalu tylko by pana ustabilizowali i tak czy inaczej wysłali do Wrocławia, a tak znalazł się pan na miejscu dobre kilkadziesiąt minut szybciej. A tamtemu z pogotowia pogroził, bo gość nie miał najmniejszego zamiaru dać się przekonać po dobroci. Co prawda ponoć kapitan dokładnie opisał co i w jakiej kolejności mu odstrzeli, a także przedstawił skutki odpalenia granatu w odbycie, ale w takich nerwach. nie ma co się dziwić.

W tej chwili Wroński pożałował, że parę razy zalazł kapitanowi za skórę. Ale co robić. Tak to bywa, jak człowiek się konspiruje, nie ma zaufania do nikogo. Naraża się na podobne przykrości ze strony otoczenia.

– Kiedy wyjdę ze szpitala?

– Najwcześniej za dwa miesiące – lekarz rozłożył ręce. – Jeżeli nie będzie komplikacji. Odniósł pan poważne obrażenia. Sporo mieliśmy przy tym dłubaniny. Postrzał w udo z kalibru dziewięć i bok przestrzelony kalibrem siedem sześćdziesiąt dwa to pestka. Jednak płat lewego płuca rozwalony, penetracja odłamkami organów wewnętrznych znowu z dziewiątki, ale tym razem pocisk się rozpadł. Ten, kto strzelał to wyjątkowy sukinsyn. Takiej amunicji używają nieformalnie jednostki specjalne na groźnych bandytów. Albo stosują ją właśnie bandyci. Do której kategorii ten się zaliczał?

– Myślę, że najbliżej prawdy będę mówiąc, że właśnie bandzior. Chociaż z cenzusem ruskiego patrioty.

Tak, to musiał być Wiktor. Flap walił z maszynowego, szły rykoszety, więc raczej używał konwencjonalnych pocisków. Ale Witia, zabójca Janusza i tajemniczego Darka. On mógł mieć w magazynku cięte naboje, swołocz posowiecka! Kiedy o tym pomyślał, z satysfakcją wspomniał widok rozsypującej się pod łomem czaszki agenta GRU.

– Jutro będzie miał pan gościa.

– Kogo? – próbował podnieść się na łokciu, ale doktor stanowczym gestem zabronił mu się ruszać.

– Nie mogę powiedzieć. Jutro się pan przekona.

– Czy mogę stąd zadzwonić?

Lekarz stanowczo pokręcił głową.

– Absolutnie nie! Kapitan Baliński zabronił. Jak znam życie, nie chce, żeby pan z kimś rozmawiał, zanim sam z panem nie pogada. I pewnie ma rację. Ten lekarz pogotowia ma długi język. Już tu wydzwaniali z gazet, radia, a nawet z jakiejś telewizji powiatowej. Szczególnie zajadły jest jeden dziennikarz. ma takie dziwne nazwisko.

– Niwa?

– O, właśnie! Niwa. Pan go dobrze zna?

– Aż za dobrze. Najlepiej mu powiedzieć, że umarłem. Będzie miał o czym pisać. Już widzę, jak się ślini, wymyśla szokujące tytuły. „Policjant o podejrzanych koneksjach nie żyje” albo „Wypadek czy zemsta mafii”.

– Na razie, panie komisarzu, to dla takich ciekawskich mamy jedną wersję. Pana na moim oddziale w ogóle nie ma. Doktor z pogotowia musiał być albo pijany, albo mocno zmęczony, jeżeli twierdzi, że tu pana przywieziono.

– Rozumiem. Tajności w tajnościach, poufne łamane przez ściśle-spec-znaczenia. A kierowca i sanitariusze?

– Z tego, co wiem, już następnego ranka byli przekonani, że im; to wszystko tylko przyśniło.

– Pieniądze czy groźby?

– Panie Wroński – lekarz zrobił zbolałą minę – kogo pan wypytuje? Czy ja jestem jakimś agentem, pracownikiem wywiadu, kontrwywiadu czy innych służb specjalnych? Wyglądam na takiego?

– A jak taki wygląda? Na czole ma to wypisane? Uważam, że wie pan więcej niż się wydaje. I nie zdziwiłbym się, gdyby był pan bardzo mocno związany z tym wszystkim.

– A pan jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem.

Michał uśmiechnął się, chociaż daleko mu było do wesołości.

– Co pan chce przez to powiedzieć?

– Tylko tyle, ile powiedziałem. A teraz proszę odpoczywać. Siostra zaraz poda panu nową kroplówkę i antybiotyki.

Został sam z niewesołymi myślami. Po chwili zjawiła się pielęgniarka, ale ani ona nie była specjalnie rozmowna, ani on nie miał ochoty na konwersacje. Zamknął oczy, starając się zasnąć. Był pewien, że nie da rady. Sennie przyjdzie na zamówienie, nie pojawi się Morfeusz gotów ukoić skołatany umysł.

Ale musiał być bardzo wyczerpany, bo zanim zdążył do końca wyrazić w myślach wątpliwości, spał jak dziecko.

* * *

Oczywiście zapowiedzianym gościem był Baliński. Rozsiewał wokół siebie nieodparty urok osobisty i zapach drogiej wody kolońskiej.

Przy nim nawet leniwa i ślamazarna siostra Maria dostała przyspieszonych ruchów. Michał z niechętnym uznaniem musiał przyznać, że facet ma styl i może się podobać kobietom.

Właśnie, kobietom.

– Co z Dorotą? – spytał od razu.

– Jest jeszcze w szpitalu…

– Coś poważnego? – próbował się podnieść, ale opadł z jękiem.

Poszarpane wnętrzności dawały o sobie znać przy każdym, najmniejszym nawet ruchu.

– Już nie. Ale było z nią krucho. Ten facet zostawił ją ze szmatą na głowie. Zmoczona została taką samą substancją jak ta, którą próbował ciebie przyhaczyć.

– Kto to w ogóle był. Udało się ustalić?

– Właśnie to jest najciekawsze. Nie do uwierzenia. Rodzina zupełnie nic nie wiedziała o jego podwójnym życiu. Wszyscy zostali nawet przebadani wariografem. Nic, rozumiesz? Zero, null! Ani żona, ani córka, ani nawet syn! Na syna liczyłem najbardziej, bo przecież powinien być najlepiej zorientowany w poczynaniach tatusia, nawet gdyby to była bardzo mglista orientacja. Żadnych śladów, żadnych poszlak. Zwyczajny pracownik gazowni. W biurze siedział od gwizdka do gwizdka, żadnych skoków w bok, czasem poszedł z kolegami do knajpy, ot i wszystko. Niczego wielkiego w życiu nie dokonał, nie wyróżniał się. Taki powinien być doskonały strażnik tajemnicy. Została nam po nim tylko szmata. Znaleźliśmy w piwnicy balon wypełniony podejrzaną cieczą, tą samą, jaką nasączył materiał. I nie zgadniesz, co się okazało. Skąd, a raczej z jakiego okresu jest receptura na to świństwo!

– A może jednak zgadnę? – uśmiechnął się przekornie Michał. – Mogę? Świetnie. To jakieś chemikalia z drugiej wojny światowej, Jak przypuszczam, używała czegoś takiego w tajnych akcjach Abwehra, gestapo albo SS, a może nawet wszyscy po kolei.

– Brawo – kapitan pokiwał z uznaniem głową. – Naprawdę bystry jesteś. To mieszanka różnych egzotycznych środków. Można tym oszołomić słonia, można też zabić. Kwestia przyjętej dawki. Przy tym szybko się rozkłada i ulatnia z organizmu.