– Te trupy, które miały we krwi śladowe ilości jakiejś trucizny.
– Właśnie. Nasz przyjaciel od studni pracował kiedyś na pewno dla enerdowskiej komórki wyodrębnionej do pilnowania, żeby ktoś przypadkiem nie wygrzebał cennych hitlerowskich skarbów. Wiemy o tym wydziale niewiele, a właściwie prawie nic. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby któryś wpadł w ręce policji czy kontrwywiadu i dał się przesłuchać. Wolą śmierć. Czego jestem pewien na sto procent to tego, iż wraz z upadkiem komuny jego mocodawcy nie przerwali działalności. Mówiłem już o tym przed tą całą rozpierduchą. Inne pozostałości po służbach informacyjnych byłej NRD przeszły w pełni pod zarząd różnych sił, jedni zaprzedali się zachodnioniemieckim agencjom, drudzy CIA, inni KGB czy GRU, jeszcze inni brytyjskiemu MI6, ale ci od ochrony zbrodniarzy wojennych i pilnowania miejsc ukrycia tajnych akt to inna kasta. Byli uformowani w osobne struktury, zaprzysiężeni na wzór koterii faszystowskich i, oczywiście, ściśle współpracowali z ludźmi po drugiej stronie żelaznej kurtyny, ze zbrodniarzami nazistowskimi, którzy uniknęli kary. Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jaki procent gospodarki światowej znajduje się w rękach tych spadkobierców myśli Hitlera i ich dzieci. A jak się konspirują! Nawet najlepsi pracownicy instytutu Szymona Wisenthala nie są w stanie ich dosięgnąć. Kazałem dokładnie zbadać przeszłość rodziny tego Witka. Może to nam coś wyjaśni. Na pewno korzystał z kilku nieznanych nikomu innemu wejść do korytarzy. Tę tajemnicę, niestety, zabrał do grobu. Może kiedyś wasze miasto zainwestuje w poszukiwania takich rewelacji. Warto by było. Przecież te korytarze pod miastem to coś niesamowitego. A teraz, kiedy przestały być pilnie strzeżone, można by z nich zrobić prawdziwą atrakcję turystyczną. Nazwać je. bo ja wiem. Labiryntem – na przykład.
– Von Brauna – podpowiedział Wroński, – To ładnie brzmi Labirynt von Brauna.
– Faktycznie nieźle brzmi, mogłoby się przyjąć.
Michał zrobił sceptyczną minę. Jeśli nie ma pieniędzy na pilny remont elewacji zamkowej, tym bardziej się nie znajdą na taką kosztowną inwestycję, nawet jeśli po kilku latach miałaby się zwrócić z nawiązką. Tak to już jest w tej Oleśnicy.
– Nie do uwierzenia, ilu ludzi było zaangażowanych w tę sprawę – powiedział w zamyśleniu. – Przecież za każdym z was, agentów, stoi cały sztab ludzi.
– Bo to jest jak z atakiem dywizji pancernej – kapitan uczynił szeroki gest, jakby chciał za jego pomocą uzmysłowić obszar koniecznych działań. – Dziewięćdziesiąt procent energii i środków idzie w przygotowania, a reszta w akcję.
– A ten twój Flap, to znaczy Wiesiek, był agentem GRU. Czyżby KGB nie brała w tym cyrku udziału?
– Brała, brała. Służyła szeroko pojętym wsparciem, udostępniła między innymi swojego człowieka w waszej komendzie. Zresztą doskonale zakonspirowanego, bo mimo fiaska ich operacji, nie zdołaliśmy go namierzyć. KGB i GRU rywalizują ze sobą, ale metody i cele mają właściwie identyczne. Tutaj chodziło nie o jakieś tam informacje, ale o sprawę kluczową dla gospodarki i wojskowości. Sądzę, że tym razem ogłosili zawieszenie broni w pełni współpracowali. Ale ten też doskonale się ukrył. Nabrałem pewnych podejrzeń, kiedy przyniosłeś tę Sowiecką pluskwę. Ale nie mogłem jeszcze wtedy odgadnąć, kto za tym stoi. Najbardziej pasował mi twój komendant. Ale on okazał się czysty. Przynajmniej jeśli chodzi o działalność agenturalną, bo w innych sprawach…, ale to nie moja rzecz. Najważniejsze, że wykonywał polecenia z centrali, asekurował cię i starał się utrudnić ci życie. Reszta to sprawa służb dyscyplinarnych. Potem prześwietliłem twojego partnera, Jerzego. Ale ten, poza tym, że z niego tchórz i konformista, także był poza podejrzeniem. Wprawdzie miał powiązania z wywiadem francuskim, ale jego działalność nie mogła nam specjalnie zaszkodzić, tym bardziej, że nie wiedział zbyt wiele. Trochę się zacząłem miotać, szukać na oślep.
– Dlaczego nie mówisz wprost wszystkiego? Nie rób takiej miny. Mnie też podejrzewałeś.
– Zgadza się. Ale dużo wcześniej, na samym początku. Przyjechałem cię przypilnować, a raczej sprowokować do działania. Ale myślałem raczej, że pracujesz dla Amerykanów. Bo na moje oko byłeś za inteligentny jak na prowincjonalnego krawężnika, a z drugiej strony zbyt subtelny jak na ruskiego agenta. Stąd twoje zatrzymanie po wizycie u Ramiszewskiego, a potem to drugie, niby z inicjatywy wydziału wewnętrznego, po zabójstwie doktora.
Próbowaliśmy cię nastraszyć, zmusić do popełnienia błędu. Ale już w chwili kiedy przyniosłeś podsłuch, zrozumiałem, że nie pracujesz agenturalnie. A tak właściwie to wtedy, gdy próbowałeś dowiedzieć się czegoś o szpiegowskim sprzęcie od tego starego esbeka, właściciela sklepu. Prawdziwemu wywiadowcy byłoby to niepotrzebne. Każdy z nas doskonale orientuje się w tych gadżetach.
– Podsłuchaliście jednak tamtą rozmowę? Wiedziałem, że jego kodowane łącze to jakiś kiepski bajer.
– Boże broń. Łącze było jak najbardziej profesjonalnie ekranowane, nie do ruszenia bez prawdziwej elektronicznej ciężkiej artylerii. Ale nie poczta, którą mu wysłałeś. Janusz pofatygował się więc do niego z Darkiem. Legitymacja naszej agencji potrafi zdziałać cuda, szczególnie u osób zorientowanych w zagadnieniach szpiegostwa. Wyśpiewał wszystko, odtworzył cały wasz dialog. Wyobraź sobie, na wszelki wypadek go nagrał. Ale dzięki jego nielojalności niechcący odsunąłeś od siebie podejrzenia. Gdybyś założył w tym momencie ręce pod tyłek i siedział cicho, pies z kulawą nogą by się już tobą nie zajmował. Ale nie! Musiałeś się zrobić piekielnie ruchliwy. A potem ten mail od człowieka z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki.
– Dodaj, że zupełnie mi już niepotrzebny.
– A jednak przyszedł. Nie wiem, jak zdołałeś wysłać tę szmatkę do ekspertyzy, ale przechytrzyłeś nas. Nie tylko mnie, zauważ, ale także Rosjan i diabli wiedzą kogo jeszcze. Co się dziwisz? Oni też się tobą interesowali. Byłeś pierwszym policjantem, który odważył się łączyć zagadkowe zgony, na dodatek wbrew wyraźnej niechęci przełożonego. Taki gieroj musi budzić zainteresowanie wśród ludzi, którym bardzo zależy na zachowaniu incognito. To samo było w latach pięćdziesiątych, w sprawie, której szukałeś w archiwum.
– Wtedy też odbyła się taka hekatomba? Padło tyle trupów w podziemiach?
– Nie. Wtedy nikt nie dotarł do korytarzy. Czasy były mniej sprzyjające, a naziści lepiej pilnowali tajemnic.
– Nie pytam już nawet, kto zabił Ramiszewskiego, jego córkę i profesora. Twój Wiesio z kolegami.
– Profesora Walberga tak. Konkretnie Wiktor. Ale doktora raczej nie oni. Zupełnie kto inny, jednak w tej chwili nie wiem, kto. Może Niemcy, może Amerykanie? Cholera wie, czy nie Azjaci, bo metoda działania była charakterystyczna dla nich. Te tortury. Pewnie się już nie dowiem, bo przecież wszyscy albo nie żyją, albo dawno uciekli.
Wroński zamyślił się. W ciągu paru dni został wciągnięty w międzynarodową aferę szpiegowską. Wydarzenia następowały tak szybko, że nie zdążył jeszcze zdać sobie sprawy z niesamowitości nowego położenia.
– Powiedz mi tylko, dlaczego King Kong powiedział w podziemiach, że jest z brytyjskiego wywiadu?
Kapitan parsknął.
– A ty byś na jego miejscu przyznał się, że pracujesz dla Ruskich? Ludzie z KGB czy GRU mają odpowiednią reputację, na którą sobie zapracowali przez kilkadziesiąt lat. Anglików wykończyli już wcześniej, dlatego akurat na nich się powoływał. Muszę przyznać mu jedno. Sprytnie wykombinował numer z Wiktorem. Ten blef, że w każdym korytarzu ktoś siedzi.
– Ale ty przecież już wiedziałeś. Zdawałeś sobie sprawę, że Wiesław kłamie i że to może być podpucha. Przecież za nami był tylko ten Niemiec, Marcus.