Выбрать главу
* * *

Wrócił do pustego domu dobrze pod wieczór. Po długim spacerze przestrzelona noga zaczęła pobolewać, raniony bok też dawał się odczuć.

Tyle tylko, że domowy rosół jakby nieco ukoił połatane wnętrzności. W głowie krążyły niewesołe myśli. Dołączy dzisiaj do grona pozbawionych pracy. Ale zwyczajny bezrobotny ma zazwyczaj jakieś perspektywy. A jemu w tym mieście nie grozi widmo zatrudnienia. Trzeba się będzie chyba stąd wynieść.

I zaraz przyszło przypomnienie następnego problemu. Co z Magdą? A właściwie co z małym? Przecież to nie może się jednak tak po prostu skończyć. Wyrzucił ją za drzwi w szpitalu, ale to przecież nie jest sposób, nie są na świecie tylko we dwoje.

Trzeba jednak sobie wszystko wyjaśnić. Będzie trudno, bo żona cały czas siedzi u kochanka, ale trzeba. Wiedział, że w pracy wzięła bezpłatny urlop. Pewnie już nie zechce do niej wrócić. Skwapliwie skorzystała z jego ostatnich słów. Odeszła, a związek zakończy się rozwodem.

Został sam. Ale już przywykł.

W szpitalu leżał w osobnej sali, na ogólną przeniesiono go pod koniec pobytu. Mała to jednak była pociecha. Leżał z jakimiś dwoma braćmi, strasznymi milczkami. Przez dwa tygodnie zamienili dosłownie kilka zdań. Potem doszedł bardziej rozmowny pacjent, ale ten z kolei chciał wiedzieć za dużo. Wroński nabrał nawet podejrzeń, że go z nim umieścili, by sprawdzić, czy potrafi trzymać język za zębami.

Baliński-Bzowski, jeżeli to drugie też nie było kamuflażem, pojawił się jeszcze tylko raz, a przez ostatni miesiąc w ogóle nie odwiedził rannego. Widocznie dostał nowe zadanie albo po prostu zapomniał. Michał wrócił potem do pustego domu. Smutek zdominował wszystkie uczucia.

Jakże mocno brakowało dziecięcego głosu, irytującej często aktywności synka. Magda musi pozwolić mu się z nim widywać! Musi się zgodzić, żeby go zabierał do siebie!

Następna myśl. Ciekawe, co u Doroty. Musi się do niej odezwać, zapytać o zdrowie. Na pewno dawno wyszła ze szpitala.

Poszedł do kuchni. Trzeba przyjąć przepisaną porcję leków. Podobno w ciągu trzech miesięcy powinien wrócić do jakiej takiej formy, jeśli będzie przestrzegał zaleceń lekarza. Wlał w szklankę niegazowanej wody, powlókł się do pokoju. Ciekawe, co w telewizji.

Sięgnął do włącznika światła i zamarł, zanim zdążył wdusić klawisz. Na kanapie ktoś siedział!

W mdłym świetle ulicznej lampy bez trudu można było dostrzec nieruchomą postać. Gdyby był w lepszej formie, po prostu skoczyłby za drzwi, pognał po jakiś nóż do kuchni.

Ale tak jak teraz, mógł jedynie czekać. A myślał naiwnie, że to już koniec! Skąd jest ten człowiek? Którą stronę reprezentuje? Co za różnica. W sumie są przecież tylko dwie – on, komisarz Wroński i wszyscy inni.

– Czego chcesz? – spytał.

Zastanawiał się przez chwilę, czy cisnąć szklanką w intruza.

– Niczego – odpowiedział znajomy głos.

Wroński pstryknął wreszcie włącznikiem.

– To ty?

Baliński. znaczy Bzowski?

– To ja – gość roześmiał się głośno. – Zdziwiony? Pewnie myślałeś, że mam cię głęboko w poważaniu, co? Nic z tego, kochany. Ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz.

– Tak właśnie myślałem. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Nie odwiedzałeś mnie bardzo długo, panie kapitanie.

– Majorze – uśmiechnął się Bzowski. – Awansowałem dzięki tej sprawie.

– Gratuluję. A podobno powinieneś mieć kłopoty. Myślałem, że może to przez nie o mnie zapomniałeś.

– Miałem kilka spraw do załatwienia. Na przykład przekonać wydział kontroli wewnętrznej z komendy wojewódzkiej, żeby nie wszczynał idiotycznego dochodzenia przeciwko tobie.

– No to wiele nie wskórałeś. I tak dobrali mi się do tyłka. Straciłem nawet przez to pracę.

– Wiem – odparł kapitan dziwnie zadowolony. – Pan komendant jest przeświadczony, że będziesz miał jeszcze większe, wprost niebotyczne kłopoty, może nawet proces.

– A nie będę?

– Nie.

– Fajnie – Wroński roześmiał się ponuro. – Ale to nie zmienia faktu, że jestem bez pracy. Teraz i na wieki wieków. Przynajmniej w tym mieście.

Bzowski długo mu się przypatrywał.

– Niekoniecznie – powiedział w końcu. – Jesteś inteligentny, uparty, odważny. Nawet brawurowo odważny. Kiedy trzeba, potrafisz być bezczelny. Gorzej, że bez potrzeby też, ale nikt nie jest doskonały. Posłuchaj uważnie. Przez czas, kiedy rozpracowywałem sprawę, byłeś kimś, kogo nazywamy figurantem. Masz pojęcie, o czym mówię.

– Mam. Niewiele się zmieniło od czasów komunistycznej bezpieki. Trochę nas uczyli w Szczytnie o pracy tajnych służb. Figurant to ktoś, kogo otaczacie specjalną opieką podczas pracy operacyjnej.

– Zgadza się. Bardzo często trzeba się przy tym posługiwać metodami werbowania osób z otoczenia takiego człowieka, ścisłą obserwacją i prowokacjami. Właśnie takie prowokacje urządzali świętej pamięci Flip i Flap, a Darek działał w ukryciu.

– Domyśliłem się. Zrozumiałem to od chwili, kiedy powiedziałeś, że to twoi ludzie. Powiedz mi jeszcze jedno. Wysłałem żonę i dziecko…prosto w ramiona kochanka.

– Nic na to nie poradzę. Co z wami będzie?

Michał wzruszył ramionami.

– Nic. Pewnie skończone. Mam tylko nadzieję, że będę się mógł widywać z synem. To strasznie boli, wiesz? Tęsknię okropnie. Co dziwniejsze nie tylko za dzieckiem, ale też za nią. Niby uczucie wygasło, a jednak gdzieś w środku pozostały świeże rany. Wiesz jak to boli? Gorzej niż moje poszarpane bebechy. Jakby wyrywać serce bez znieczulenia.

– Nie wiem. a może po prostu zapomniałem? Nie mam dzieci. Żona mnie opuściła rok po ślubie. Praca wywiadowcza to zajęcie akurat dobre dla kawalera. Ale miałeś o coś zapytać.

– Później, leżąc w szpitalu, po tej całej łomotaninie, kiedy zobaczyłem, na co stać agentów, uświadomiłem sobie, iż naiwnością było sądzić, że wyjazd ją przed czymś uchroni. Czy gdybyście potrzebowali ode mnie informacji albo współpracy, posunęlibyście się do szantażu? Mogliście ich wyjąć niczym ryby z saka.

Bzowski roześmiał się.

– Rzeczywiście. Ale już dużo wcześniej zorientowałem się, że więcej z ciebie pożytku, jeśli się zagrywa po dobroci. No i że jesteś czysty, nie pracujesz dla żadnego obcego wywiadu. Nie, mój drogi. Nie zamierzałem cię szantażować rodziną. Powiem więcej, kazałem zapewnić im ochronę, żeby kto inny się nie połakomił. Myślisz, że pozostali gracze nie wysłali za nimi swoich ludzi? W tym wypadku rzeczywiście wykazałeś się kosmiczną naiwnością.

– Ochronę? Jaką ochronę? Kto?

– Najpierw pojechał za twoją połowicą Darek, a potem zluzowali go przysłani z Warszawy najlepsi ludzie i pilnowali Magdy z dzieckiem jak oka w głowie. Jak myślisz, dlaczego tak szybko została sprowadzona do szpitala?

– Nie pomyślałem o tym – mruknął Michał.

– Żałuję teraz, że Darek nie został tam dłużej. Może ocaliłby w ten sposób życie. Ale spieszył się z powrotem, bo sprawy nagliły – Zapatrzył się w obraz na przeciwległej ścianie. Nagle potrząsnął głową, odrzucając niepotrzebne w tej chwil i refleksje. – Dobrze. Przejdźmy do rzeczy. Jak już powiedziałem, jesteś inteligentny, uparty i odważny. A teraz na dodatek wolny. Gdybyś był zainteresowany, mam propozycję.

– Słucham? Jaką propozycję, panie majorze?

– Nie wygłupiaj się. Dokładnie wiesz, o co mi chodzi. Po ostatnich wydarzeniach mamy kilka wakatów w moim wydziale. Ale zastanów się dobrze. Załatw ostatecznie swoje sprawy z żoną, znajomymi, nie wiem. panną Dorotą Walberg. Bardzo o ciebie wypytywała, muszę powiedzieć między nami. Skontaktuj się z nią, bo warto. A jak się już namyślisz, znajdziesz mnie pod tym telefonem – rzucił na blat ławy karteczkę.