Выбрать главу

Nawrocki mało stykał się z młodym Gejżanowskim. Za to wiedział o nim dość wiele, aby móc się teraz bawić. Oto jeszcze jeden tchórz, któremu strach przed odpowiedzialnością odbiera przytomność. Jeszcze jeden ludzki łachman. Cóż nowego? Innych ludzi prawie nie widywał. Świat dzielił się dla niego na ściganych i tropiących. Tych drugich, jak uważał, raczej przypadek postawił na ich uprzywilejowanym miejscu. Równie dobrze mogliby się stać ściganymi. Więc właściwie jeden i ten sam świat. Oba o siebie zahaczają i wzajemnie się przenikają. Wszędzie jednakowe okrucieństwo. Nawrocki wiedział, jak bardzo żyjemy naszymi wrogami. Wiedział, że ten, który ucieka, i drugi, który go goni, to jakby dwaj bracia, niby dalecy, a przecież silniej, niżby się zdawało, sobie bliscy, związani z sobą ową zaciekłą i niewystygłą nienawiścią i pogardą, które ludzi bardziej wiążą niż miłość.

Zatrzasnąwszy drzwi gospody Nawrocki zatrzymał się.

– Wraca pan do domu?

Seweryn zawahał się.

– Wie pan, chyba nie…

Wiatr dął mu prosto w twarz, cofnął się więc i znalazł się tuż przy posterunkowym.

– A pan w którą stronę? – spytał nie patrząc mu w oczy.

– Do swojej stajni. Mam jeszcze dyżur.

– Przejdę z panem, dobrze? Nie przeszkodzi to panu?

Nawrocki wzruszył ramionami.

– Mnie? W czym? Nie lubię samotności. A jeśli ja panu nie przeszkadzam…

Powiedział to w swój zwykły, naturalny i trochę łobuzerski sposób, ale Sewerynowi natychmiast wydawało się, że celem tych słów było wyrazić coś więcej niż zwykłą formułkę grzeczności. „Wszystko wie – pomyślał. – Burak musiał się najwidoczniej wygadać? Ale więcej, czy więcej ludzi już wie? Czy Nawrocki nie zwierzył się przed kimś po pijanemu? Może przed Litowką?” Już to samo, że zastał ich razem i w tak dobrej komitywie przy wódce, wydało mu się podejrzanym. Chciał przypomnieć sobie ich twarze i o czym mówili, gdy wszedł do szynku, ale cała ta scena uleciała mu z głowy. Na pewno jednak musieli mówić o śmierci Buraka. Może właśnie przy tej okazji?…

Szli obok siebie środkiem drogi. Kałuże nie zdążyły przeschnąć po wczorajszej nocnej ulewie, chlupotały pod krokami. Było pusto i już zupełnie ciemno. Zachmurzone, niskie niebo szybko starło smugi zachodu; choć słońce tak niedawno zaszło, zaledwie nikłe pasemko rozciągnięte daleko ponad łąkami zelwiańskimi odcinało się od ogólnej czerni szarożółtym cieniem. Suche gałęzie kasztanów trzeszczały pod niekształtnym rzędem chałup. W głębi mroku terkotał młyn. Szedł stamtąd cierpki zapach wody i mokradeł. Kłębami zeschłych liści ciskał wiatr.

Seweryn na próżno czekał, aby Nawrocki pierwszy zagaił rozmowę. Posterunkowy uparcie milczał. „Nie śpieszy się” – pomyślał nienawistnie. Jemu za to śpieszyło się. Nie mógł znieść tego milczenia i miarowego odgłosu kroków. Wszystko w nim wrzało. Czuł, że jeśli nie zacznie mówić, wybuchnie za chwilę histerycznym śmiechem albo płaczem. I spytał o to, o co pytać wcale nie chciał.

– Wie pan już o śmierci tego biednego Buraka?

Nawrocki spojrzał na Seweryna przez ramię.

– A tak, oczywiście. Stara historia.

– Stara?

– No, w każdym razie sprzed dwóch dni.

– To nazywa pan starą historią?

– Ba! U nas czas szybciej biegnie. Mamy coraz to świeże sprawy.

– Chyba że tak – bąknął Seweryn.

Po chwili podjął na nowo:

– A ja dopiero dzisiaj dowiedziałem się. Z gazety. Zupełnie zresztą przypadkowo, bo na ogół nie czytuję kroniki wypadków.

– Zdarzają się ciekawe historie.

– Możliwe. Zresztą nawet na pewno. Na dzisiejszej mam najlepszy dowód.

– To dla pana było ciekawe?

– Ciekawe? Wstrząsające! Zrobiła na mnie ta cała okropna historia takie wrażenie…

– Rzeczywiście? – przerwał mu Nawrocki. – Chyba dlatego, że pan znał Buraka. Bo sama sprawa nie jest znów taka osobliwa. Przynajmniej jej zakończenie. Jedna z wielu.

Seweryn poczuł, że zagalopował się nieco za daleko.

– Być może – przyznał ze sztuczną obojętnością. – Gdybym nie znał tego chłopca, nie zwróciłbym najprawdopodobniej na notatkę w gazecie żadnej uwagi. Przypuszczam, że jak wielu innych, wcale bym jej nie przeczytał…

– A widzi pan!

– Chociaż tak prawdę powiedziawszy trudno mówić, że go znałem. Cóż to w ogóle znaczy znać człowieka? Kiedy przypomnę sobie takiego na przykład Buraka, jak przynosił mi rano śniadanie, cóż? zwyczajny, dość sympatyczny chłopak, niezły lokajczyk… I teraz raptem dowiaduję się, że ten sam Burak został zabity w napadzie bandyckim. Nic mi tych dwóch ludzi nie łączy z sobą. Jeden i drugi to zupełnie inni ludzie.

– O, to tylko na pozór tak wygląda.

– No, oczywiście! – zgodził się pośpiesznie Seweryn. – Musi być jakaś łączność między jednym a drugim. To jasne. Jeśli wspomniałem o różnicy w moim odczuwaniu, to tylko dlatego, żeby podkreślić, że właściwie wtedy wcale Buraka nie znałem. Nawet przez chwilę nie mógłbym wówczas przypuścić, że może coś podobnego uczynić.

Wiatr stawał się coraz chłodniejszy. Ciął teraz ostrymi uderzeniami. Bełkot młyna przybliżał się. Wyraźnie pachniało dokoła wilgotnymi łąkami.

Seweryn zwolnił krok. Najdalej za pięć minut dojdą do posterunku. Jeszcze tylko przejść przez most na Zelwiance, minąć młyn i już, koniec rozmowy, w której dotychczas nic właściwie nie zostało jeszcze powiedziane.

– Rodzina Buraka wie już o tym? – spytał.

– Nie, jeszcze nie wiedzą.

– Przykre to dla nich będzie. Szkoda chłopca.

Nawrocki zatrzymał się.

– Żałuje go pan? Dlaczego?

Seweryn poczuł, że gwałtownie się zaczerwienił. Na szczęście posterunkowy nie mógł tego dojrzeć.

– Jak to dlaczego? – odparł niepewnie. – Nie rozumiem tego pytania. Przecież to nie wymaga wyjaśnień…

– A tak, rzeczywiście! – zaśmiał się Nawrocki. – Ma pan rację. To nie wymaga wyjaśnień.

Przeszli kawałek w milczeniu. Seweryn jednego już tylko pragnął: żeby Nawrocki otwarcie się wypowiedział. Obecna sytuacja, pełna niedomówień i zamaskowanych aluzji, stawała się nie do zniesienia. Do czego dążył ten człowiek? Czyżby w udawaniu, że o niczym nie wie, miał ukryty interes? Uparta myśl, że Nawrocki od dwóch lat chodzi z jego niedorzeczną tajemnicą coraz więcej ciążyła Sewerynowi. Dotychczas nigdy się nad tą możliwością nie zastanawiał. Od chwili kiedy Burak, wyrzucony ze dworu, opuścił Sedelniki, cała ta historia przestała dla niego istnieć. Wkrótce zresztą wyjechał za granicę. Podczas następnych wakacji nic się już o Buraku nie mówiło. Stary Gejżanowski z taktem odziedziczonym po przodkach zaliczał tę sprawę w poczet tajemnic rodzinnych, administrator, pan Ramian, jedyny obcy świadek owej niesławnej awantury, zbyt sobie cenił posadę i wieloletnią zażyłość z kucharką Julcią, aby kosztem niewstrzemięźliwego języka utracić te dobra. Seweryn o niewtajemniczonych dowiedział się, że Burak wszedł na złą drogę. Dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy pozwolił mu nie przejąć się tymi nowinami. Łatwo je sobie przyswoił i równie łatwo puścił w niepamięć. Pewność, że nikt ze służby ani ze wsi nie domyśla się prawdziwych powodów nagłego przepędzenia Buraka z pałacu, była w ówczesnym jego odczuwaniu najlepszą rękojmią końca całej, jak uważał, przypadkowej historii. Osobie Nawrockiego nie poświęcił przez ten czas ani jednej chwili zainteresowania. Przecież, gdy dowiedział się o śmierci Buraka, posterunkowy był pierwszym, o którym pomyślał. O którym musiał pomyśleć.

Przechodząc przez most i spojrzawszy na wodę rozlaną w dole płaskim, od mroku ciemniejszym łożyskiem Seweryn uświadomił sobie, że wszystko, co czyni od paru godzin, pozornie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, pozostaje jednak w najściślejszej łączności z owym wieczorem, kiedy udało mu się wreszcie przełamać niezdecydowanie Buraka i nakłonić go do towarzyszenia mu w zamierzonym planie. Miał wrażenie, jakby tamte chwile wyłoniły się z martwego cienia, ożyły i z drapieżnością i okrucieństwem, którymi nasycił je długi bezwład, parły na chwilę obecną. Oto dokładnie pamięta: był ciepły wieczór sierpniowy; wybrał taki moment, kiedy ojciec poszedł po kolacji na spoczynek, a administrator, zajęty Julcią, najdalszy był od powrotu do siebie; pan Ramian mieszkał w oddzielnym domku na końcu ogrodu; niepostrzeżeni przez nikogo, przedostali się na tyły; była taka cisza, iż z pobliskich obór wyraźnie dobiegał pomruk bydła; Burakowi trzęsły się ręce, gdy zaczął podważać okiennicę, Seweryn przynaglał go, klął po cichu, podwórzem przechodzili jacyś ludzie, słychać było rozmowy, pachniało maciejką…