Выбрать главу

Teraz dopiero wszedł ten łajdak lokaj: wziął walizę Stacha i dał znać, że konie

stoją przed domem. Siedliśmy do powozu, Stach i ja, ale przez drogę do kolei

nie zamieniliśmy ani wyrazu. On patrzył na gwiazdy świszcząc przez zęby, a ja

myślałem, że jadę - chyba na pogrzeb.

Na dworcu Kolei Wiedeńskiej złapał nas doktór Szuman.

- Jedziesz do Paryża? - zapytał Stacha.

- A ty skąd wiesz?

- O, ja wszystko wiem. Nawet to, że tym samym pociągiem jedzie pan Starski.

279

Stach wstrząsnął się.

- Co to za człowiek? - rzekł do doktora.

- Próżniak, bankrut... jak zresztą wszyscy oni - odparł Szuman. -No i eks-

konkurent... - dodał.

- Wszystko mi jedno. Szuman nie odpowiedział nic, tylko spojrzał spod oka.

Zaczęto dzwonić i świstać. Podróżni tłoczyli się do wagonów; Stach uścisnął

nas za ręce.

- Kiedy wracasz? - zapytał go doktór.

- Chciałbym... nigdy - odpowiedział Stach i usiadł do pustego przedziału

pierwszej klasy. Pociąg ruszył. Doktór zamyślony patrzył na oddalające się

latarnie, a ja... O mało się nie rozpłakałem...

Kiedy woźni poczęli zamykać drzwi peronu, namówiłem doktora na

przechadzkę po Alejach Jerozolimskich. Noc była ciepła, niebo czyste; nie

pamiętam, ażebym kiedykolwiek widział więcej gwiazd. A ponieważ Stach

mówił mi, że w Bułgarii często patrzył na gwiazdy, więc (zabawny projekt!) i ja

postanowiłem od tej pory co wieczór spoglądać w niebo. (A może istotnie na

którym z migotliwych świateł spotkają się nasze spojrzenia czy myśli i on nie

będzie czuł się już tak osamotniony jak wtedy?)

Nagle (nie wiem nawet skąd) zrodziło się we mnie podejrzenie, że

niespodziewany wyjazd Stacha ma związek z polityką. Postanowiłem więc

wybadać Szumana i chcąc zażyć go z mańki, rzekłem:

- Coś mi się zdaje, że Wokulski jest... jakby zakochany?...

Doktór zatrzymał się na chodniku i usiadłszy na swej lasce zaczął się śmiać w

sposób, który aż zwracał uwagę na szczęście nielicznych przechodniów.

- Cha! cha!... czyś pan dopiero dzisiaj zrobił tak piramidalne odkrycie?... Cha!...

cha!... podoba mi się ten starzec!...

Głupi był koncept. Przygryzłem jednak usta i odparłem:

- Zrobić to odkrycie było łatwo, nawet dla ludzi... mniej wprawnych ode mnie

(zdaje się, że mu troszkę dogryzłem). Ale ja lubię być ostrożny w

przypuszczeniach, panie Szuman... Zresztą, nie sądziłem, ażeby mogła wyrabiać

z człowiekiem podobne hece rzecz tak zwyczajna jak miłość.

- Mylisz się, staruszku - odparł doktór machając ręką. - Miłość jest rzeczą

zwyczajną wobec natury, a nawet, jeżeli chcesz, wobec Boga. Ale wasza głupia

cywilizacja, oparta na poglądach rzymskich, dawno już zmarłych i

pogrzebanych, na interesach papiestwa, na trubadurach, ascetyzmie, kastowości

i tym podobnych badaniach, z naturalnego uczucia zrobiła... wiesz co?... Zrobiła

nerwową chorobę!... Wasza niby to miłość rycersko - kościelno - romantyczna

jest naprawdę obrzydliwym handlem opartym na oszustwie, które bardzo

słusznie karze się dożywotnimi galerami, zwanymi małżeństwem. Biada jednak

tym, co na podobny jarmark przynoszą serca... Ile on pochłania czasu, pracy,

zdolności, ba! nawet egzystencyj... Znam to dobrze - mówił dalej, zadyszany z

gniewu - bo choć jestem Żydem i zostanę nim do końca życia, wychowałem się

jednak między waszymi, a nawet zaręczyłem się z chrześcijanką...No i tyle nam

280

porobiono udogodnień w naszych zamiarach, tak czule zaopiekowano się nami

w imię religii, moralności, tradycji i już nie wiem czego, że ona umarła, a ja

próbowałem się otruć... Ja, taki mądry, taki łysy!...

Znowu stanął na chodniku.

- Wierz mi, panie Ignacy - kończył schrypniętym głosem - że nawet między

zwierzętami nie znajdziesz tak podłych bydląt jak ludzie. W całej naturze

samiec należy do tej samicy, która mu się podoba i której on się podoba. Toteż u

bydląt nie ma idiotów. Ale u nas!... Jestem Żyd, więc nie wolno mi kochać

chrześcijanki... On jest kupiec, więc niema prawa do hrabianki... A ty, który nie

posiadasz pieniędzy, nie masz praw do żadnej zgoła kobiety... Podła wasza

cywilizacja!... Chciałbym bodaj natychmiast zginąć, ale przywalony jej

gruzami...

Szliśmy wciąż ku rogatkom. Od kilku minut zerwał się wiatr wilgotny i dął nam

prosto w oczy; na zachodzie poczęły znikać gwiazdy zasłaniane przez chmury.

Latarnie trafiały się coraz rzadziej. Kiedy nie-kiedy w Alei zaturkotał wóz

obsypując nas niewidzialnym pyłem; spóźnieni przechodnie uciekali do domów.

„Będzie deszcz!... Stach już jest około Grodziska” - pomyślałem.

Doktór nasunął kapelusz na głowę i szedł zirytowany, milcząc. Mnie było coraz

markotniej, może z powodu wzrastającej ciemności. Nie powiedziałbym tego

nikomu nigdy, ale nieraz mnie samemu przychodzi na myśl, że Stach...

naprawdę już nic dba o politykę, ponieważ cały zatonął w fałdach sukienki tej

panny. Zdaje się, że mu nawet coś o tym wspomniałem onegdaj i że to, co on mi

odpowiedział, bynajmniej nie osłabiło moich podejrzeń.

- Czy podobna - odezwałem się - ażeby Wokulski tak dalece już zapomniał o

sprawach ogólnych, o polityce, o Europie...

- Z Portugalią - wtrącił doktór.

Ten cynizm oburzył mnie.

- Pan sobie drwisz - rzekłem. - Nie zaprzeczysz jednak, że Stach mógł zostać

czymś lepszym aniżeli nieszczęśliwym wielbicielem panny Łęckiej. To był

działacz społeczny, nie jakiś tam kiepski wzdychacz...

- Masz pan rację - potwierdził doktór - ale cóż stąd?... Machina parowa przecież

nie młynek do kawy, to wielka machina; ale gdy w niej zardzewieją kółka,

stanie się gratem bezużytecznym i nawet niebezpiecznym. Otóż w Wokulskim

jest podobne kółko, które rdzewieje i psuje się...

Wiatr dął coraz mocniej; miałem pełne oczy piasku.

- I skąd właśnie na niego padło takie nieszczęście? - odezwałem się. (Ale -

niedbałym tonem, ażeby Szuman nie myślał, że żądam informacji.)

- Na to złożyło się i usposobienie Stacha, i stosunki wytworzone przez

cywilizację - odparł doktór.

- Usposobienie?... On nigdy nie był kochliwy.

- Tym się zgubił - ciągnął Szuman. - Tysiąc centnarów śniegu, rozdzielonego na

płatki, tylko przysypują ziemię nie szkodząc najmniejszej trawce; ale sto

centnarów śniegu zbitych w jedną lawinę burzy chałupy i zabija ludzi. Gdyby

281

Wokulski kochał się przez całe życie co tydzień w innej, wyglądałby jak pączek,

miałby swobodną myśl i mógłby zrobić wiele dobrego na świecie. Ale on, jak

skąpiec, gromadził kapitały sercowe, no i widzimy skutek tej oszczędności.

Miłość jest wtedy piękną, kiedy ma wdzięki motyla; ale gdy po długim letargu

obudzi się jak tygrys, dziękuję za zabawę!... Co innego człowiek z dobrym

apetytem, a co innego ten, któremu głód skręca wnętrzności...

Chmury podnosiły się coraz wyżej; zawróciliśmy prawie od rogatek.

Pomyślałem, że Stach musi już być około Rudy Guzowskiej.

A doktór wciąż prawił, coraz mocniej rozgorączkowany, coraz gwałtowniej

wywijając laską:

- Jest higiena mieszkań i odzieży, higiena pokarmów i pracy, których nie

wypełniają klasy niższe, i to jest powodem wielkiej śmiertelności między nimi,

krótkiego życia i charłactwa. Ale jest również higiena miłości, której nie tylko

nie przestrzegają, lecz po prostu gwałcą klasy inteligentne, i to stanowi jedną z

przyczyn ich upadku. Higiena woła: „Jedz, kiedy masz apetyt!”, a wbrew niej

tysiąc przepisów chwyta cię za poły wrzeszcząc: „Nie wolno!... będziesz jadł,

kiedy my cię upoważnimy, kiedy spełnisz tyle a tyle warunków postawionych

przez moralność, tradycję, modę...” Trzeba przyznać, że w tym razie najbardziej

zacofane państwa wyprzedziły najbardziej postępowe społeczeństwa, a raczej