- Prześliczna! - wtrącił rządca z zapałem.
- Byłam trochę do niej podobna - ciągnęła sędziwa dama wzdychając i kiwając
głową eks-obywatelowi. - Jest tedy córka moja niebrzydka i młoda, już jedno
dziecko ma i... może tęskni za innymi. Chociaż, panie Wirski, przysięgam; że
nigdy od niej o tym nie słyszałam... Cierpi i milczy, ale że cierpi, domyślam się.
Ja także miałam trzydzieści lat...
- Kto z nas ich nie miał! - ciężko westchnął rządca.
Skrzypnęły drzwi i wbiegła mała dziewczynka z drutami w ręku.
- Proszę babci! - zawołała - ja nigdy nie skończę kaftanika dla mojej lalki...
- Heluniu! - odezwała się staruszka surowo. - Ty nie ukłoniłaś się...
Dziewczynka zrobiła dwa dygi, na które ja odpowiedziałem niezręcznie, a pan
Wirski jak hrabia, i mówiła dalej, pokazując babce druty, przy których chwiał
się czarny, włóczkowy kwadracik.
- Proszę babci, nadejdzie zima i moja lalka nie będzie miała w czym wyjść na
ulicę... Proszę babci, znowu mi spadło oczko.
(Prześliczne dziecko... Boże miłosierny! dlaczego Stach nie jest jego ojcem.
Może nie szalałby tak...)
312
Babcia przepraszając nas wzięła włóczkę i druty, a w tej chwili weszła do salonu
pani Stawska... Muszę sobie przyznać, że ja na jej widok zachowałem się z
godnością; ale Wirski zupełnie stracił głowę. Zerwał się krzesła jak student,
zapiął surdut jeszcze na jeden guzik, powiem nawet: zarumienił się, i zaczął
bełkotać:
- Pozwoli pani zaprezentować sobie: pan Rzecki, plenipotent naszego
gospodarza...
- Bardzo mi przyjemnie - odpowiedziała pani Stawska kłaniając mi się ze
spuszczonymi oczyma. Ale silny rumieniec i ślad obawy na jej twarzy upewniły
mnie, że nie jestem przyjemnym gościem.
„Poczekaj! - myślę. I wyobraziłem sobie, że na moim miejscu jest w tym pokoju
Wokulski. - Poczekaj, zaraz cię przekonam, że nie masz się nas czego lękać.”
Tymczasem pani Stawska usiadłszy na krześle była tak zmieszana, że zaczęła
coś poprawiać około sukienki swojej córeczki. Jej matka również straciła
humor, a rządca kompletnie zbaraniał. „Poczekajcie!” - myślę i przybrawszy
bardzo surowy wyraz twarzy odezwałem się:
- Panie dawno mieszkają w tym domu?
- Pięć lat... - odpowiada pani Stawska rumieniąc się jeszcze mocniej. Jej matka
aż drgnęła na fotelu.
- Ile panie płacą? - Dwadzieścia pięć rubli miesięcznie... - szepnęła młoda pani.
Jednocześnie pobladła, zaczęła skubać sukienkę i z pewnością mimo woli
rzuciła na Wirskiego takie błagalne spojrzenie, że... że gdybym był Wokulskim,
zaraz bym się o nią oświadczył...
- Jesteśmy - dodała jeszcze ciszej - jesteśmy winne panom za lipiec...
Zachmurzyłem się jak Lucyper i nabrawszy tyle tchu, ile było powietrza w
mieszkaniu, rzekłem:
- Nic panie nie są nam winne do... do października. Właśnie Stach... - to jest pan
Wokulski, pisze mi, że to istny rozbój brać trzysta rubli za trzy pokoje na tej
ulicy. Pan Wokulski nie może pozwolić na podobne zdzierstwo i kazał mi
zawiadomić panie, że ten lokal od października będzie do wynajęcia za dwieście
rubli. A jeżeli panie nie życzą sobie...
Rządca aż posunął się w tył z fotelem. Staruszka złożyła ręce, a pani Stawska
patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Oto dopiero oczy!... i jak ona nimi umie
patrzeć!... Przysięgam, że gdybym był Wokulskim, oświadczyłbym się jej na
poczekaniu. Z męża już pewnie nie ma nawet kosteczki, jeżeli nie pisał przez
dwa lata. Wreszcie, od czego są rozwody?... na co Stach ma taki majątek?...
Znowu skrzypnęły drzwi i ukazała się w nich może dwunastoletnia
dziewczynka, w pasterce na głowie i z paczką kajetów w ręce. Było to dziecko z
twarzą rumianą i pełną, lecz nie zdradzającą zbyt wielkiej inteligencji. Ukłoniła
się nam, ukłoniła się pani Stawskiej i jej matce, ucałowała w oba policzki małą
Helenkę i wyszła, oczywiście do domu. Następnie wróciła się z kuchni i
zarumieniona powyżej oczu, spytała pani Stawskiej:
- Pojutrze o której mogę przyjść?
313
- Pojutrze, kochanko... Przyjdź o czwartej - odpowiedziała pani Stawska
również zmieszana. Gdy dziewczynka ostatecznie wyszła, matka pani Stawskiej
odezwała się niezadowolonym tonem:
- I to nazywa się lekcja, Boże odpuść... Helenka pracuje z nią przynajmniej
półtorej godziny i za taką lekcję bierze czterdzieści groszy...
- Mateczko! - przerwała pani Stawska, błagalnie patrząc na nią.
(Gdybym był Wokulskim, już bym z nią wracał od ślubu. Co to za kobieta!... co
za rysy... co za gra fizjognomii... W życiu nie widziałem nic podobnego!... A
rączka, a figurka, a wzrost; a ruchy, a oczy, oczy!...)
Po chwili kłopotliwego milczenia odezwała się znowu młoda pani:
- Bardzo jesteśmy wdzięczne panu Wokulskiemu za warunki, na jakich zostawia
nam ten lokal!... Jest to chyba jedyny wypadek, ażeby gospodarz sam zniżał
komorne. Ale nie wiem, czy... wypada nam korzystać z jego uprzejmości?...
- To nie uprzejmość, pani, to uczciwość szlachetnego człowieka! -wtrącił
rządca. - Mnie pan Wokulski również zniżył komorne i przyjąłem... Ulica,
proszę pani, trzeciorzędna, ruch mały...
- Ale o lokatorów na niej łatwo - wtrąciła pani Stawska.
- Wolimy dawnych, znanych nam już ze spokojności i porządku -
odpowiedziałem.
- Ma pan słuszność - pochwaliła mnie siwowłosa dama. - Porządek w
mieszkaniu to pierwsza zasada, której przestrzegamy... Nawet jeżeli Helunia
potnie kiedy papierki i rzuci je na podłogę, zaraz zmiata je Franusia...
- Przecie ja, proszę babci, wycinam tylko koperty, bo piszę list do tatki, ażeby
już wracał - odezwała się dziewczynka.
Po obliczu pani Stawskiej przeleciał cień jakby żalu i zmęczenia.
- I nic, żadnej wiadomości? - spytał rządca.
Młoda pani z wolna potrząsnęła głową; ale jestem pewny, czy nie westchnęła,
ale tak cicho...
- Oto los młodej i niebrzydkiej kobiety! - zawołała starsza dama. - Nie panna,
nie mężatka...
- Mateczko! ...
- Nie wdowa, nie rozwódka, słowem - nie wiadomo co i nie wiadomo za co...
Ty, Helenko, mów sobie co chcesz, a ja ci powiadam, że Ludwik już nie żyje...
- Mateczko!... mateczko!...
- Tak - ciągnęła matka z uniesieniem. - My go tu wszyscy oczekujemy każdego
dnia, o każdej godzinie, ale to na nic... Albo umarł, albo zaparł się ciebie, więc
nie masz obowiązku czekać...
Obu paniom łzy nabiegły do oczu: matce z gniewu, a córce... Czyja wiem?...
Może z żalu za złamanym życiem.
Nagle przeleciała mi przez głowę myśl, którą (gdyby nie o mnie chodziło)
poczytałbym za genialną. Zresztą mniejsza o jej nazwę. Dość, że było w mojej
twarzy i całej postaci coś takiego, że gdy poprawiłem się na krześle, założyłem
314
nogę na nogę i odchrząknąłem, wszyscy wlepili we mnie spojrzenia - nawet
mała Helenka.
- Znajomość nasza - rzekłem - zbyt jest krótką, ażebym śmiał...
- Wszystko jedno! - przerwał mi pan Wirski. - Dobre usługi przyjmuje się nawet
od nieznajomych.
- Znajomość nasza - mówiłem skarciwszy go wzrokiem - jest wprawdzie
niedługa. Pozwolą panie jednak, ażebym nie tyle ja, ile pan Wokulski użył
swoich wpływów do odszukania małżonka pani...
- Aaa!... - jęknęła starsza dama w sposób, którego nie mógłbym uważać za
objaw radości.
- Mateczko! - wtrąciła pani Stawska.
- Heluniu - rzekła babcia stanowczo - idź do swojej lalki i rób jej kaftanik.
Oczko już znalazłam, idź...
Dziewczynka była trochę zdziwiona, może nawet zaciekawiona, ale ucałowała
ręce babci i matce i wyszła ze swymi drutami.
- Proszę pana - ciągnęła staruszka - jeżeli mamy mówić szczerze, to mnie nie
tyle chodzi... To jest... nie wierzę, ażeby Ludwik żył. Kto przez dwa lata nie