wspomniała panu o naszym szczęściu rodzinnym...
- Nic.
- A właśnie dziś jest pięć tygodni, jak oświadczyłem się i zostałem przyjęty.
- Komu się pan oświadczył?... Prezesowej?... - rzekł innym już głosem
Wokulski.
- Ależ nie!... - zawołał baron cofając się. - Oświadczyłem się pannie Ewelinie
Janockiej, wnuczce prezesowej... Nie pamięta jej pan? Była u hrabiny w tym
roku na święconem, nie zauważył jej pan?...
Długa chwila upłynęła, zanim Wokulski skombinował, że panna Ewelina
Janocka nie jest panną Izabelą Łęcką, że baron nie oświadczył się pannie Izabeli
i że nie dla niej wiezie szafiry.
364
- Przepraszam pana - odezwał się do zaniepokojonego barona - ale jestem tak
rozstrojony, że po prostu nie wiedziałem, co mówię...
Baron zerwał się z siedzenia i prędko zaczął chować pudełka.
- Co za nieuwaga z mojej strony! - zawołał. - Właśnie dostrzegłem w oczach
pańskich znużenie i mimo to ośmieliłem się spłoszyć panu sen...
- Nie, panie, spać nie mam zamiaru i miło mi będzie odbyć resztę drogi w
pańskim towarzystwie. To chwilowe osłabienie, które już przeszło.
Baron z początku robił ceremonie i chciał wychodzić, ale widząc, że Wokulski
istotnie orzeźwił się, usiadł zapewniając, że tylko na parę minut. Czuł potrzebę
wygadania się przed kimś ze swoim szczęściem.
- Bo co to za kobieta! - mówił baron z coraz żywszą gestykulacją. Kiedym ją,
panie, poznał, wydała mi się zimna jak posąg i tylko zajęta strojami. Dopiero
dziś widzę, jakie to skarby uczuć...Stroić się lubi jak każda kobieta, ale cóż to za
rozum!... Nikomu bym tego nie powiedział, co teraz powiem panu, panie
Wokulski. Ja bardzo młodo zacząłem siwieć i nie bez tego, ażebym od czasu do
czasu nie dotknął wąsów fiksatuarem. No i kto by, panie, pomyślał: ledwie
spostrzegła to, raz na zawsze zabroniła mi fiksatuarować się; powiedziała, że
ona ma szczególne upodobanie do siwych włosów i że dla niej prawdziwie
pięknym może być tylko siwy mężczyzna. „A o szpakowatych co pani myśli?” -
zapytałem. „Że są tylko interesującymi” - odpowiedziała... A jak ona to mówi!...
Czy aby nic nudzę pana, panie Wokulski?
- Ależ, panie!.. Bardzo mi miło spotkać człowieka szczęśliwego.
- Prawdziwie jestem szczęśliwy, i to w sposób, który dla mnie samego jest
niespodzianką - ciągnął baron. - Bo o ożenieniu się zawsze myślałem, już od
kilku lat zalecają mi to doktorzy. No i projektowałem, że wezmę sobie, panie,
kobietę piękną, dobrze wychowaną z nazwiskiem i prezencją, bynajmniej nie
wymagając od niej jakiejś romantycznej miłości. Tymczasem ma pan: sama
miłość zastępuje mi drogę i jednym spojrzeniem roznieca pożar w sercu...
Doprawdy, panie Wokulski, jestem zakochany... nie - jestem szalony... Nikomu
bym tego nie powiedział, ale panu, dla którego od pierwszej chwili uczułem
nieledwie braterską sympatię... Jestem szalony!... Myślę tylko o niej, kiedy śpię
- śni mi się, kiedy jej nie widzę - jestem, panie, formalnie chory. Brak apetytu,
smutne myśli, jakieś ciągłe lękanie się...
Tego, co panu teraz powiem, panie Wokulski, błagam, ażeby pan nie powtarzał
nawet przed samym sobą. Chciałem ją wziąć na próbę; jest to niskie, nieprawda,
panie? ale trudno, człowiek niełatwo wierzy w szczęście. Chcąc ją tedy wziąć na
próbę (ale nikomu ani słóweczka o tym, panie!),,kazałem napisać projekt
interczy, według którego, gdyby małżeństwo nie doszło do skutku z
czyjejkolwiek winy (rozumie pan?) - ja płacę pięćdziesiąt tysięcy rubli pannie za
zawód. Serce mi drętwiało z obawy, że... a nuż porzuci mnie?... Lecz co pan
powie? Kiedy jej prezesowa wspomniała o tym projekcie, panna w płacz... „Cóż
to - mówiła - on myśli, że wyrzeknę się go dla jakichś pięćdziesięciu tysięcy
rubli? Bo jeżeli mnie posądza o interesowność i nie uznaje żadnych wyższych
365
pobudek w sercu kobiety, to przecie powinien rozumieć, że za pięćdziesiąt
tysięcy nie oddam miliona...”
Kiedy mi to powtórzyła prezesowa, wbiegłem do pokoju panny Eweliny i nie
powiedziawszy ani słówka upadłem jej do nóg... teraz w Warszawie zrobiłem
testament, a w nim mianowałem ją jedyną i wyłączną spadkobierczynią,
choćbym umarł przed ślubem. Cała moja rodzina przez całe życie nie dała mi
tyle szczęścia, ile to dziecko w ciągu kilku tygodni. A co będzie później?... Co
będzie później, panie Wokulski?.. Nikomu nie zadałbym podobnego pytania -
zakończył baron, mocno targając go za rękę. - No, dobranoc...
„Zabawna historia! -mruknął Wokulski po odejściu barona. - Ten staruszek
naprawdę wdeptał się po szyję...”
I nie mógł odpędzić wizerunku barona, który jak cień coraz to wypływał na
amarantowe tło siedzenia. Więc patrzył na jego chudą twarz, na której płonął
ceglasty rumieniec, na włosy jakby posypane mąką, na oczy wielkie a
zapadnięte, w których tlił się blask niezdrowy. Komiczne i smutne wrażenie
robiły wybuchy namiętności w człowieku, który nieustannie zasłaniał sobie
gardło, sprawdzał, czy okno jest dobrze zamknięte, i siedział w przedziale coraz
na innym miejscu z obawy przeciągów.
„Ubrał się! - myślał Wokulski. - Czy podobna, ażeby młoda panna mogła
zakochać się w takiej mumii? Z pewnością jest o dziesięć lat starszy ode mnie, a
jaki niedołężny, jaki przy tym naiwny!...
Dobrze, ale jeżeli ta panna naprawdę go kocha?... Boć trudno przypuścić, ażeby
go oszukiwała. W ogóle biorąc, kobiety są szlachetniejsze od mężczyzn ; nie
tylko mniej spełniają występków, lecz i poświęcają się nierównie częściej od
nas. Jeżeli więc z trudnością znalazłby się tak podły mężczyzna, który od rana
do nocy kłamałby dla pieniędzy, to czy można posądzać o coś podobnego
kobietę, młodą pannę wychowaną wśród uczciwej rodziny?
Oczywiście coś jej strzeliło do głowy i musi być także zadurzona, jeżeli nie w
jego wdziękach, to w stanowisku. Inaczej musiałaby zdradzić się, że gra
komedię, a baron musiałby spostrzec to, bo miłość patrzy przez mikroskop.
A jeżeli młoda dziewczyna może pokochać takiego dziada, to dlaczegóż by
mnie nie miała pokochać tamta?...”
„Zawsze wracam do swego! - szepnął. - Ta myśl stała się już rodzajem
monomanii...”
Odsunął okno zamknięte przez barona i dla odpędzenia natrętnych wspomnień
począł znowu przyglądać się niebu. Kwadrat Pegaza opuszczał się już na
zachód, a na wschodzie podnosił się Byk, Orion, Pies Mały i Bliźnięta.
Przypatrywał się gwiazdom wielokrotnym, gęsto rozsianym w tej okolicy nieba,
i przyszła mu na myśl ta dziwna, niewidzialna siła przyciągania, która odległe
światy wiąże w jedną całość potężniej, niżby to mogły zrobić jakiekolwiek
materialne łańcuchy.
„Przyciąganie - przywiązanie, toż to w gruncie jedno i to samo: siła tak wielka,
że wszystko za sobą porywa, a tak płodna, że tryska z niej wszelkie życie.
366
Pozbawmy ziemię jej przywiązania do słońca, a odleci gdzieś w przestrzeń i za
parę lat stanie się bryłą lodu. Wtrąćmy jakąś tułaczą gwiazdę w sferę
słonecznego systemu, a kto wie, czy i na niej nie rozbudzi się życie? Dlaczego
więc baron ma wyłamywać się spod prawa przywiązania, które przenika całą
naturę? I czy pomiędzy nim a jego panną Eweliną jest większa przepaść aniżeli
między ziemią i słońcem? Co się tu dziwić szaleństwom ludzi, jeżeli w ten sam
sposób szaleją światy...”
Tymczasem pociąg szedł wciąż z wolna, długo zatrzymując się na stacjach.
Powietrze zrobiło się chłodne, na wschodzie zaczęły blednąć gwiazdy.
Wokulski zamknął okno i legł na bujającej kanapie.
„Jeżeli - myślał - młoda kobieta mogła zakochać się w baronie, to dlaczegóż