Выбрать главу

462

Sędzia był zdziwiony wykrzyknikiem, ale ja nie... Spostrzegłem bo wiem, że

pan Patkiewicz nie odejmując rąk od piersi nagle wywrócił oczy i opuścił dolną

szczękę w taki sposób, że zrobił się podobny do stojącego trupa. Jego twarz i

cała postawa istotnie mogła przerazić nawet zdrowego człowieka

- Najokropniejsze jest to, że ci panowie wylewają oknem jakieś płyny...

- Czy na panią? - spytał zuchwale pan Maleski.

Baronowa posiniała z gniewu, ale umilkła; wstyd jej było przyznać się.

- Cóż dalej? - rzekł sędzia.

- Ale najgorsze ze wszystkiego (przez co nawet wpadłam w nerwową chorobę),

że ci panowie po kilka razy na dzień stukają do mego okna trupią główką...

- Tak panowie robią? - zapytał sędzia.

- Będę miał honor objaśnić pana sędziego - odparł Maleski, z postawą

człowieka, który chce odtańczyć menueta. - Nam usługuje stróż domu

mieszkający na dole; ażeby więc nie marnować się schodzeniem i wchodzeniem

na trzecie piętro, mamy u siebie długi sznur, wieszamy na nim, co jest pod ręką

(może czasem zdarzyć się i trupia główka), i... pukamy do jego okna - zakończył

tak słodkim tonem, że trudno było przestraszyć się równie delikatnego pukania.

- Ach, Boże!... - krzyknęła znowu pani baronowa zataczając się.

- Oczywiście, chora kobieta - mruknął Maleski.

- Nie chora! - zawołała baronowa. - Ale wysłuchaj mnie, panie sędzio!... Ja nie

mogę patrzeć na tego drugiego... bo on ciągle robi miny jak nieboszczyk... Ja

niedawno straciłam córkę!.:. - zakończyła ze łzami.

- Słowo honoru, że ta pani ma halucynacje - rzekł Maleski. Kto tu jest podobny

do nieboszczyka?... Patkiewicz?... taki przystojny chłopak!... - dodał

wypychając naprzód mizernego kolegę, który...w tej chwili właśnie już po raz

piąty udawał trupa.

W sali wybuchnął śmiech; sędzia dla uratowania powagi zanurzył głowę w

papierach i po dłuższej pauzie surowo zapowiedział, że śmiać się nie wolno i że

każdy, zakłócający porządek, ulegnie karze pieniężnej.

Korzystając z zamieszania Patkiewicz szarpnął kolegę za rękaw i szepnął

ponuro :

- Cóż ty, świnio Maleski, kpisz sobie ze mnie w publicznym miejscu.?

Bo jesteś przystojny, Patkiewicz. Kobiety wściekają się za tobą.

- To przecież nie dlatego... - mruknął Patkiewicz znacznie spokojniejszym

tonem.

- Kiedyż panowie zapłacą dwanaście rubli kopiejek pięćdziesiąt za miesiąc

styczeń? - spytał sędzia.

Pan Patkiewicz tym razem udał człowieka, który ma bielmo na lewym oku i

lewą część twarzy sparaliżowaną; pan Małeski zaś pogrążył się w głębokim

zamyśleniu.

- Gdybyśmy - rzekł po chwili - mogli zostać do wakacyj, to... Ale tak!... Niech

nam pani baronowa zabierze umeblowanie.

463

Ach, nic już nie chcę, nic... Tylko wyprowadźcie się, panowie! Nie mam żadnej

pretensji o komorne... - zawołała baronowa.

- Jak się ta kobieta kompromituje - szepnął nasz adwokat. Włóczy się po sądach,

bierze takiego szubrawca na doradcę...

- Ale my mamy do pani pretensję o szkody i straty! - odezwał się Maleski. - Kto

słyszał o tej porze wymawiać przyzwoitym ludziom komorne?... Gdybyśmy

nawet znaleźli lokal, to będzie taki podły, że przynajmniej ze dwu z nas umrze

na suchoty...

Pan Patkiewicz zapewne w celu dodania większej wagi słowom mówcy zaczął

poruszać uchem i skórą na głowie; co w sali wywołało nowy atak wesołości.

- Pierwszy raz widzę coś podobnego! - rzekł nasz adwokat.

- Taką sprawę? - spytał Wokulski.

- Nie, ale żeby człowiek uchem ruszał. To artysta!...

Sędzia tymczasem napisał i przeczytał wyrok, mocą którego panowie: Maleski i

Patkiewicz, zostali skazani na zapłacenie dwunastu rubli i pięćdziesięciu

kopiejek komornego tudzież na opuszczenie lokalu przed 8 lutym.

Tu zdarzył się fakt nadzwyczajny. Pan Patkiewicz usłyszawszy wyrok doznał

tak silnego wstrząśnienia moralnego, że twarz zrobiła mu, się zieloną i -

zemdlał. Szczęściem, spadając trafił w objęcia pana Maleskiego; inaczej

strasznie rozbiłby się nieborak.

Naturalnie w sali odezwały się głosy współczucia, kucharka pani Stawskiej

zapłakała. Żydki zaczęły pokazywać palcami na baronowę i chrząkać.

Zakłopotany sędzia przerwał posiedzenie i kiwnąwszy głową Wokulskiemu

(skąd oni się znają?)” poszedł do swego pokoju, a dwaj stójkowi prawie

wynieśli na rękach nieszczęśliwego młodzieńca, który tym razem był naprawdę

podobny do trupa.

Dopiero w przedpokoju, gdy złożono go na ławce, a jeden z obecnych zawołał,

ażeby oblać go wodą; chory nagle zerwał się i rzekł groźnie:

- No, no!... tylko bez głupich żartów...

Po czym natychmiast sam ubrał się w palto, energicznie naciągnął niezbyt całe

kalosze i lekkim krokiem opuścił sądową salę ku zdziwieniu stójkowych,

oskarżonych i świadków.

W tej chwili zbliżył się do naszej ławki jakiś oficjalista sądowy i szepnął

Wokulskiemu, że sędzia prosi go na śniadanie. Stach wyszedł, a pani

Misiewiczowa zaczęła nawoływać mnie rozpaczliwymi znakami.

- Jezus! Maria!... - rzekła - nie wiesz pan, po co sędzia wezwał tego

najszlachetniejszego z ludzi?.. Pewnie chce mu powiedzieć, że Helenka

zgubiona!... O, ta niepoczciwa baronowa musi mieć wielkie stosunki... już jedną

sprawę wygrała i pewnie będzie to samo z Helenką... O, ja nieszczęśliwa!... ,

czy nie masz, panie Rzecki, jakich kropli trzeźwiących?

- Pani słabo?

- Jeszcze nie, choć tu jest zaduch... Ale strasznie boję się o Helenkę... Jeżeli ją

skażą, zemdleje, i może umrzeć, jeżeli prędko jej nie otrzeźwimy... Czy nie

464

sądzisz, kochany panie, że dobrze bym zrobiła, gdybym upadła do nóg sędziemu

i zaklęła go....

- Ależ, pani, to wszystko niepotrzebne... Właśnie mówił nasz adwokat, że

baronowa może by i chciała cofnąć skargę, tylko już nie wolno.

- Ależ my ustąpimy! - zawołała staruszka.

- O, co to, to nie, szanowna pani - odezwałem się trochę niecierpliwie. - Albo

wyjdziemy stąd kompletnie oczyszczeni, albo...

- Umrzemy, chcesz powiedzieć? - przerwała staruszka. - O, nie mów tego... Pan

nawet nie wiesz, jak przykro w moim wieku słyszeć o śmierci...

Cofnąłem się od zrozpaczonej staruszki i podszedłem do pani Stawskiej.

- Jakże się pani czuje?

- Doskonale! - odpowiedziała z mocą. - Jeszcze wczoraj bałam się okropnie; ale

już po spowiedzi lżej odetchnęłam, a od chwili kiedy tu jestem, czuję się

zupełnie spokojną.

Uścisnąłem ją za rękę długo... długo... tak, jak umieją ściskać tylko prawdziwie

kochający, i pobiegłem do swej ławki, gdyż Wokulski, a za nim sędzia weszli do

sali.

Serce mi uderzyło jak młot. Spojrzałem wokoło. Pani Misiewiczowa widocznie

modliła się z zamkniętymi oczyma, pani Stawka była bardzo blada, lecz

zdecydowana, pani baronowa szarpała swoją salopę, a nasz adwokat spoglądał

na sufit i tłumił ziewanie.

W tej chwili i Wokulski spojrzał na panią Stawską i - niech mnie diabli wezmą,

jeżeli nie dostrzegłem w jego oczach rzadko trafiającego się tam wyrazu

rozczulenia!...

Żeby jeszcze parę takich procesów, jestem pewny, że zakochałby się w niej na

śmierć.

Sędzia przez parę minut coś pisał, a skończywszy zawiadomił obecnych, że

teraz toczyć się będzie sprawa Krzeszowskiej przeciw Stawskiej o kradzież

lalki.

Jednocześnie zawezwał strony i ich świadków na środek.

Stałem przy ławkach, dzięki czemu mogłem słyszeć rozmowę dwu kumoszek, z

których młodsza i czerwona na twarzy tłomaczyła starszej :

- To, widzi pani: ta ładna pani ukradła tamtej pani lalkę...

- Także miała się na co łakomić!...

- Ha, trudno. Nie każdy może kraść magle...