Выбрать главу

– Najbezpieczniej będzie użyć śmiecia, które krąży wokół – wtrącił Iarrey, gdy przerwała, by zaczerpnąć tchu. – Ustawiczne bombardowanie odłamkami powinno dość szybko wyczerpać zasoby energii deflektorów bez względu na ich rodzaj. Według moich obliczeń obecnie dochodzi do około stu kolizji z polem na godzinę standardową. Jeśli wejdziemy w sam środek pasa na pełnych deflektorach, możemy sprawić, że wartość ta wzrośnie nawet stukrotnie…

– A przy okazji rozpętamy prawdziwe piekło. – Morrisey uparł się chyba, że nie pozwoli pierwszemu oficerowi dokończyć jakiejkolwiek wypowiedzi. – Pas utraci stabilność…

– …co przestanie być problemem, jeśli na skraju strefy zamontujemy najmniejszy z kolapsarów. Mogę nim sterować ręcznie, zmniejszając lub zwiększając siłę grawitronu zależnie od potrzeb i rozwoju sytuacji. – Iarrey nie pozostał mu dłużny. – Mogę też zaprogramować przechwytywanie obiektów wychodzących ze strefy. W niecałe sześć godzin pozbędziemy się większości odłamków otaczających artefakt. Zdecydowanej większości. Resztę spokojnie załatwią nasze lasery.

– A co z wejściem do środka? – zapytał Nike.

– Poszukamy – uspokoił go Bourne – a jeśli nie znajdziemy, to powinieneś wiedzieć, że robot klasy C4 w pół godziny radzi sobie z pancerzem reaktywnym nowoczesnego pancernika.

Morrisey rozparł się w fotelu, założył ręce za głowę i przymknął oczy.

– Wątpię, żeby to coś było bardziej odporne. A jeśli nawet, to czasu mamy akurat w bród.

– Tyle że zostaną ślady… – powiedział Heraklesteban.

– Wierzę w pana, panie pierwszy. Na pewno coś pan wymyśli.

– Na speców z admiralicji i fakt, że to pierwszy kontakt z Obcymi, mogę być za cienki.

– No tak, to rzeczywiście może być problem – zasępił się kapitan. – Nie pomyśleliśmy, co na to powie góra.

– Jeśli się zorientują, że badaliśmy taki obiekt, trafimy na kwarantannę – mruknął Bourne. – I to tę wieczną… Musimy działać naprawdę ostrożnie.

Morrisey wyraźnie zmarkotniał.

– Jeśli nie znajdziemy sposobu na bezinwazyjne wejście, odpuszczamy sobie.

– Pozostaje jeszcze kwestia tych, co na dole – wtrącił Bourne. – Co z nimi?

– Mówisz o numerach? – Dowódca prychnął pogardliwie. – Zostawmy ich w trumienkach. Nie potrzebujemy świadków. Księżulo też sobie jeszcze chwilę pochrapie. Chyba że chcesz urządzić Obcym chrzest.

* * *

Z bliska statek Obcych był naprawdę przytłaczający. Gruszkowaty, pokryty naroślami kształt miał w najszerszym miejscu ponad trzy tysiące pięćset metrów obwodu. Nomada, wiszący w odległości pozwalającej na rozpięcie korytarza linowego, wyglądał przy nim jak giez, który zamierza usiąść na zadzie krowy, jak to barwnie opisał Morrisey.

Plan Iarreya okazał się doskonały. W niespełna sześć godzin udało się zneutralizować pole siłowe broniące dostępu do kadłuba, drugie tyle zabrało oczyszczenie okolicy z odłamków. O szesnastej czasu pokładowego zostali sam na sam z największą tajemnicą swojego życia.

Pamiętając o przestrogach pierwszego oficera, Morrisey nie nakazał natychmiastowej penetracji pancerza, lecz rozesłał wszystkie dostępne roboty, by dokładnie sprawdziły powierzchnię wraku w poszukiwaniu ukrytego włazu czy jakiejkolwiek innej drogi do środka. Jak dotąd operacja ta nie przyniosła żadnych efektów: kadłub statku wydawał się istnym monolitem.

Godzina za godziną wszyscy członkowie załogi ślęczeli przed konsolami, analizując dane przesyłane przez roboty. Wreszcie, gdy stracili już nadzieję, a Morrisey zaczął układać raport dla admiralicji, stało się coś dziwnego. Jedna z symetrycznie rozmieszczonych kopuł w górnej części kadłuba zrobiła się przezroczysta. Jej chropowata powierzchnia najpierw zmętniała, a potem dosłownie w kilka sekund stała się przejrzysta niczym najczystszy krystalit. Widzieli ten proces z bliska dzięki rejestratorom sond.

Odczekali ponad kwadrans, obserwując pozostałe części statku, lecz nic podobnego nigdzie więcej się nie wydarzyło. Roboty w dalszym ciągu żmudnie przeszukiwały poszycie obcej jednostki, jednakże zebrani w sterowni Nomady ludzie chwilowo stracili zainteresowanie ich postępami.

Przezroczysta kopuła nie odsłoniła niczego szczególnego – pod nią znajdowała się tylko wolna przestrzeń i równa jak stół błyszcząca płaszczyzna. Ściana albo podłoga, zależy jak na to patrzeć. Nie było na niej żadnych znaków, zupełnie nic prócz jednolitej, wręcz nużącej szarości.

– Ciekawe – mruknął Iarrey, wklepując kolejne komendy do systemu. – Nasz obcy stateczek chyba coś kombinuje. Gdyby mnie ktoś pytał, ta lśniąca powierzchnia jest czymś w rodzaju kolektorów słonecznych. Wyczerpaliśmy zapasy energii tego obiektu i ktoś… albo coś… chce je teraz uzupełnić.

– Nie bądź śmieszny! – Bourne machnął lekceważąco ręką. – Statek kosmiczny czerpiący energię poprzez panele baterii słonecznych? Nie ta wydajność.

– Tak? – obruszył się Heraklesteban. – Pan Bourne, znany specjalista od technologii Obcych, jak zwykle wie lepiej. Ich wydajność może być setki razy większa od systemów, które my znamy.

– Akurat…

– Czytałeś instrukcję obsługi tych kolektorów, że jesteś taki pewny? – odgryzł się Iarrey. – Oni latali w kosmos, gdy na Ziemi człowiek uczył się dopiero krzesać ogień. Tak się składa, że ta kopuła jest skierowana na najjaśniejszy punkt otaczającej statek przestrzeni. Prosto na tutejszą gwiazdkę.

Bourne wzruszył tylko ramionami i wrócił do swoich zajęć.

– To by wyjaśniało, w jaki sposób pole ochronne wytrzymało tak długo – powiedziała Annataly.

– Bynajmniej – zaprzeczył natychmiast Heraklesteban. – Znajdujemy się zbyt daleko od gwiazdy, aby takie ładowanie przyniosło jakiekolwiek efekty, nawet jeśli wydajność ich kolektorów jest rzeczywiście tysiąckrotnie większa niż naszych. Zdaje mi się, że poważnie nadwerężyliśmy zasoby energetyczne, których z niewiadomych nam względów to coś bardzo potrzebowało. Stąd tak dramatyczna i nieefektywna próba…

– Wszystko piękne, panie pierwszy – powiedział Morrisey, obracając się w fotelu. – Ale co to, u licha, znaczy?

– Moim zdaniem jednostka centralna tego statku, czy co oni tam mają w jej miejsce, nadal jest aktywna. Przynajmniej częściowo. Na pewno nie kieruje tym procesem istota żywa, bo ta wiedziałaby, że w ten sposób nie osiągnie żadnych rezultatów. Maszyna nie myśli, po prostu uruchamia kolejne najefektywniejsze procedury, by wykonać powierzone jej zadanie. Nie uda się jedno, zrobi coś innego, zgodnie z priorytetami i instrukcjami…

– Czyli co? – zapytał kapitan.

– Obcy jestem czy co? – Iarrey się roześmiał. – Nie mam pojęcia, ale jeśli poczekamy odpowiednio długo, na pewno coś się wydarzy.

DZIESIĘĆ

Iarrey miał rację. Po trzech godzinach bezczynności zauważyli, że jedna z kopuł w szczytowej części kadłuba pęcznieje. Jak pęcherz na powierzchni gotującej się wody albo bańka mydlana. Pancerz nie zmienił barwy jak poprzednio, po prostu kopuła rosła wzwyż, choć jej obwód nie powiększył się nawet o milimetr. Proces ten trwał ponad minutę, a potem nagle w szczytowej części wypukłości pojawił się kilkunastometrowy kolisty otwór.

– Wyślijcie kamery do wnętrza! – zakomenderował podekscytowany Morrisey.

Najbliższe roboty ruszyły w kierunku otworu. Wkrótce trzy z nich zniknęły za obłą krawędzią.

– Wizja! – ryknął kapitan.

– Brak odczytów – zameldowała Annataly. – Pancerz obiektu całkowicie ekranuje nasze częstotliwości.

– Ustaw jednego robota ponad tym otworem, zrobimy z niego przekaźnik – poradził Iarrey. – W razie czego możemy zrobić cały łańcuch przekaźników, wykorzystując kolejne roboty. Mamy ich jeszcze kilkaset.

– Dobra myśl, panie pierwszy! – Mechaniczna dłoń kapitana uniosła się nad podłokietnik fotela w charakterystycznym geście zwycięstwa.

Dziesięć sekund później zobaczyli na głównym ekranie wnętrze ogromnej kopuły. Kuliste pomieszczenie tonęło w mroku rozświetlanym jedynie gdzieniegdzie nikłym fluorescencyjnym blaskiem, który dobywał się z grzybopodobnych narośli rozsianych w równych odstępach na zakrzywionej ścianie. Blask ten pozwalał umiejscowić świecące „grzybki”, ale nie rozpraszał ciemności nawet w ich najbliższym otoczeniu. Dla nowoczesnych systemów noktowizyjnych, jakimi dysponowały roboty zwiadowcze Nomady, nie była to jednak wielka przeszkoda. Maszyny zmieniały sygnały radarowe i podczerwień na zwykły obraz, tworząc przy okazji trójwymiarowy model holograficzny badanego obiektu, który załoga mogła podziwiać nad głównym holoprojektorem sterowni.