– Wcale nie – zaprotestowała nieprzekonująco.
– Chcesz wiedzieć, jaki błąd popełniłaś? – zapytał uprzejmie.
Nie odpowiedziała. Dłuższą chwilę siedziała ze spuszczoną głową, pewnie zastanawiając się nad tym wszystkim, po czym wreszcie podniosła wzrok i spojrzała w jego kierunku. Sądząc po minie, domyślała się prawdy.
– Bardziej mnie interesuje cel pańskiej wizyty, sierżancie.
Henryan usiadł wygodniej i obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.
– Mam do ciebie dwie sprawy – zaczął. – Skoro wiesz, kim jestem i dlaczego Rutta ściągnął mnie na miejsce Seiferta, musisz też rozumieć, że nie macie co liczyć na moją pomoc. Uwierz mi, nie zrobię niczego, co groziłoby mi powrotem na Pas Sturgeona. Wolałbym zginąć w najokrutniejszy sposób, niż spędzić tam jeszcze jeden dzień. – Skinęła głową, jakby wiedziała, jak tam jest, lecz zrezygnował z uświadamiania jej prawdy. Nie miał na to czasu. Może następnym razem, o ile będzie jakiś następny raz. – Wubecy siedzą mi na karku… – podjął, a ona poruszyła się niespokojnie. Widząc to, uniósł szybko dłoń i nie pozwolił jej dojść do głosu. – Jeśli wezmą mnie w obroty, wyśpiewam im wszystko, co wiem. Dlatego będę potrzebował twojej, a raczej waszej pomocy. – Podał jej złożoną równo kartkę. Gdyby Annelly nie należała do Bogów, zapewne zrobiłaby wielkie oczy na widok pisma ręcznego. W dobie aktywowanych głosem edytorów i translatorów ludzie zdążyli zapomnieć, czym jest kaligrafia. Nawet podpisy wyszły z mody, zastąpiły je skanery linii papilarnych, DNA i siatkówki oka. Tylko staromodni dziwacy i spiskowcy porozumiewali się jeszcze w ten sposób. On czuł się tym pierwszym, ona z pewnością należała do drugiej grupy.
– To nie powinno być trudne – stwierdziła, przeczytawszy listę. – Nie rozumiem tylko…
– Uwierz mi, wiem, co robię – zapewnił ją z głębokim przekonaniem. – Dasz mi odpowiedź przez Zajcewa, gdy wszystko będzie gotowe.
– Decyzja, czy ci pomożemy, nie zależy ode mnie – zastrzegła, widząc, że Henryan wstaje.
– Wiem.
– Mój zwierzchnik może uznać, że pomaganie komuś, kto nie przysłuży się naszej sprawie… – zawiesiła znacząco głos.
– Wam bardziej niż mnie powinno zależeć na zneutralizowaniu działań wubeków. – Henryan ruszył w kierunku drzwi. – Rutta chce ukręcić łeb sprawie. Wubecja marzy o wykryciu spisku i wysłaniu nas wszystkich do kolonii karnej. Rachunek wydaje się prosty…
– Zaczekaj – przerwała mu. – Jaką mamy pewność, że nie organizujesz tego wszystkiego, by nas wsypać?
Święcki spojrzał na nią z politowaniem.
– Gdybym chciał was wsypać – odparł rozbawionym tonem – podałbym wubecji następujące nazwiska: Gortad, Simmons, Zajcew, Fourmiere, Ngogo. Mam nadzieję, że żadnego nie przekręciłem. Mając na widelcu tylu Bogów, bez problemu zgarnęliby całą resztę. Siedzieliby sobie spokojnie na dupach, a wy sami wpadalibyście w ich sieci. – Dostrzegłszy jej sceptycyzm, dodał jeszcze: – Jeśli mi nie wierzysz, sama załatw to, o co proszę. Nie musisz angażować w to przyjaciół.
Zaskoczył ją tą propozycją. Ochłonęła jednak, zanim dotarł do wyjścia.
– A ta druga sprawa? – przypomniała.
Henryan odwrócił się raz jeszcze.
– Sam nie dam rady załatwić tego wubeka. Będziesz mi potrzebna.
– Ja? – Annelly otworzyła usta ze zdziwienia.
– Tak, ty. Masz głowę na karku. Nie spanikujesz, jeśli coś pójdzie nie tak. I będziesz umiała zniknąć po akcji. A uwierz mi, wszystko może się popieprzyć, jeśli źle oceniłem tego gnoja.
CZTERNAŚCIE
System Xan 4, Sektor X-ray,
12.09.2354
Gdyby wzrok mógł zabijać, Henryan zamieniłby się w sito, potem w krwawą miazgę, a na końcu w popiół. Zajcew czekał na niego w korytarzu przed stacją kolejki z taką miną, że niektórzy z przechodzących tamtędy żołnierzy omijali go szerokim łukiem. Święcki jednak się nie przejmował.
– Masz coś dla mnie? – zapytał, przechodząc od razu do sedna.
Wartownik błysnął groźnie białkami.
– Kolega nieźle mnie wrobił – powiedział, a zabrzmiało to jak pomruk budzącego się wulkanu.
– Nie, kolega w nic cię nie wrobił. Masz coś dla mnie?
Czarnoskóry wartownik skinął głową.
– Kazała powiedzieć, że wszystko jest gotowe. Zaproszenie wysłano na osiemnastą. Sześć, B, dwa, piętnaście.
– To wszystko?
Zamiast odpowiedzieć, urażony wciąż Zajcew zadarł nos i odszedł bez pożegnania. Święcki zignorował go. Annelly była naprawdę niezła, jeśli zdołała załatwić wszystko w jeden wieczór. Spodziewał się, że zajmie jej to kilka dni, a tu proszę, taka niespodzianka. Zaraz jednak przyszło otrzeźwienie. A może to pułapka? Za dużo wiedział, więc Bogowie uznali, że bezpieczniej będzie upozorować wypadek… Wsiadając do kolejki, potrząsnął głową. Nie, nie ryzykowaliby, wiedząc, kim jestem i co potrafię. Nie są głupi, a przecież tylko kompletny idiota uwierzyłby, że nie zabezpieczyłem się na taką ewentualność! Zaśmiał się pod nosem. Jeśli ktoś tu jest idiotą, to tylko ja…
Na naprawienie błędu i umieszczenie w systemie zaszyfrowanego pliku z zebranymi do tej pory informacjami miał kilka godzin.
* * *
Na miejscu spotkania pojawił się punktualnie. Kwadrans przed spodziewanym przybyciem wubeka Annelly wysiadła na stacji kolejki w drugim segmencie sektora medycznego. Wyglądała na zdenerwowaną, a w każdym razie bardzo niepewną. Henryan zadał jej tylko jedno pytanie, a kiedy odpowiedziała twierdząco, polecił, by zajęła się ostatnią częścią zleconego jej zadania. Sam ruszył na koniec przedziału. Drzwi opatrzone numerem piętnaście otworzył na kilkadziesiąt sekund przed terminem spotkania.
Minął ciasną śluzę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było kompletnie puste, jak sobie tego życzył, uznał więc, że Ruda nie próbowała go oszukać. Stanął pod ścianą na prawo od śluzy, aby wubek nie zobaczył go od razu, a potem machnął ręką, dając umówiony znak. Obserwująca go przez nanokamery wspólniczka przyciemniła światła do miłego dla oka półmroku. Nie mogło być całkiem ciemno, gdyż przeciwnik powinien wejść w pułapkę, niczego nie podejrzewając.
Kilka chwil później rozległ się cichy syk, następnie dały się słyszeć odgłosy kroków i… zapadła cisza. Święcki zobaczył czarny płaszcz i wystającą ponad kołnierz łysinę.
– Kurwirtual, co to za głupie żarty?! – wydarł się wubek zaskoczony widokiem pustej sali.
Natychmiast rzucił się ku śluzie, ale prowadzące do niej drzwi nawet nie drgnęły, mimo że sterczał przed nimi jak posąg. W tym samym momencie Annelly zwiększyła moc paneli oświetleniowych.
– Witam – odezwał się Henryan, wychodząc zza załomu ściany. Wubek zmierzył go wściekłym wzrokiem i sięgnął po broń, jednakże zamarł, ujrzawszy wymierzoną w siebie lufę. – Pistolecik, paralizatorek, pałeczka. Wszystko rzucamy na podłogę. Płaszczyk też.
Czarny wahał się tylko przez chwilę. Wymieniona broń wylądowała z hukiem na metalowej kratownicy, moment później opadło na nią z łopotem ciężkie skórzane okrycie.
– Jesteś już trupem – syknął funkcjonariusz.
– Walnij gustowny piruecik i zakończymy grę wstępną. – Porucznik obrócił się dookoła własnej osi, a skaner trzymany przez Święckiego w lewej dłoni wskazał kilka przemyślnie ukrytych noży. – Koziki też wyrzucamy, wszystkie sześć. Dzisiaj nie będziemy strugać kogutków. – Czarny nie zrozumiał tego archaicznego powiedzenia, co było widać po jego minie. Gdy ostatnie ostrze wylądowało na płaszczu, Henryan wskazał pistoletem na głowę wubeka. – A teraz nasza śliczna, choć łysa księżniczka zdejmie tiarę i rzuci ją swojemu rycerzowi.
– Ciebie, Święcki, chyba naprawdę pogięło. Jeśli myślisz, że wyjdziesz stąd żywy, to grubo się mylisz – stwierdził czarny, sięgając jednak posłusznie po naczolnik. Cisnął go pod nogi sierżanta, a ten zręcznym ruchem rozgniótł urządzenie na miazgę.
– Co ja myślę, nie jest teraz ważne – powiedział Henryan, każąc wubekowi odsunąć się od płaszcza i broni. – O wiele ciekawsza wydaje mi się kwestia, czy ty przeżyjesz nasze spotkanie.