Выбрать главу

– Rozumiem, sir.

– Cieszę się, że mnie rozumiecie, sierżancie, ale to nie załatwia sprawy.

– Panie pułkowniku!

Obaj drgnęli, gdy z głośników dobiegł głos Valdeza. Rutta z niechęcią wywołał hologram porucznika.

– Nie widzi pan, poruczniku, że rozmawiam z Prydewi… Preyd… Prywe… z sierżantem? – zapytał dodatkowo rozzłoszczony tym, że nie potrafi wymówić skomplikowanego nazwiska.

– Ja właśnie w jego sprawie, sir! – zameldował Valdez.

– Tak? No to słucham.

– Przed wizytą delegacji senatu przeprowadzamy prace konserwatorskie jedynki i tarasu widokowego – poinformował Valdez. – Może pan przydzielić sierżanta do ekip pracujących na terenie zamkniętym. Ja nadzoruję te roboty, więc…

Pułkownik kiwał się przez chwilę w fotelu, milcząc.

– Więc wilk będzie syty i owca cała – powiedział cicho Henryan.

– Te wasze archaiczne przysłowia – jęknął pułkownik, zanim odwrócił się do Valdeza. – To brzmi rozsądnie, poruczniku. – Zwracając się do Henryana, dodał: – Możecie odejść, sierżancie.

– Jedną chwileczkę, sir! – odezwał się Święcki.

– Coś wam nie pasuje? – Na twarzy starego malowało się zaskoczenie. Valdez był nie mniej zdziwiony.

– Skądże, sir! Zasłużyłem na karę.

– Zatem o co chodzi?

– O to… O to, co dzieje się w jaskiniach.

– Myślisz, synku, że mnie się podoba ta masakra? – zapytał pułkownik. – Niestety nic nie możemy poradzić.

– Możemy, sir – zapewnił go Święcki.

– Niby jak?

– Jeśli Suhurowie otrzymają wiadomość od Duchów Gór, odejdą. – Oburzony Rutta zerwał się z fotela. – Źle mnie pan zrozumiał, pułkowniku – dodał szybko Henryan, blednąc i cofając się o krok.

– Wręcz przeciwnie, sierżancie. Wyraziliście się piekielnie jasno!

– Nie mówimy o przekazie, o jaki chodzi Bogom… – Święcki próbował wybrnąć z sytuacji. – Powiemy Wojownikom Kości byle co: że Duchy Gór kochają ich bezgranicznie, że wygrają nadchodzącą bitwę, cokolwiek, co zakończy tę rzeź. Pułkowniku, oni w najbliższych dniach zamordują kilka tysięcy kleksów.

– Gurdów, synu – poprawił go pułkownik, zaciskając zęby. – Gurdów!

– Tak jest. Gurdów.

– To nie jest wcale taki głupi pomysł – wtrącił Valdez.

– Nie wierzę własnym uszom! – Rutta opadł ciężko na fotel. – Poruczniku, opowiada się pan za kolejną ingerencją w historię tej planety? Pan?!

– Tak, sir. To znaczy nie, nie jestem za ingerencją, ale wydaje mi się, że pomysł sierżanta ma sens. Pozwoli pan, że wyjaśnię osobiście…

Pułkownik opuścił na chwilę pole siłowe, a Valdez przeszedł szybko na stanowisko dowodzenia i stanął obok Święckiego.

Rutta włączył znów bariery energetyczne oddzielające ich od reszty centrum dowodzenia.

– Niech pan kontynuuje, poruczniku.

– Jedyny sposób na zneutralizowanie Bogów to przeniknięcie do ich struktur. Na tym zależało nam od samego początku, prawda? – Pułkownik skinął głową. – Jak wiadomo, ci dranie są cholernie nieufni. A taki ruch mógłby przekonać ich do sierżanta i…

– Chyba za panem nie nadążam, poruczniku… – przerwał mu stary.

– Jeśli sierżant Pry przerwie masakrę, Bogowie zobaczą w nim potencjalnego sprzymierzeńca.

– Sprzymierzeńca, powiada pan…

Valdez pokiwał głową.

– Ale co konkretnie chcecie zrobić? – Na to pytanie nie umieli odpowiedzieć. – Czy coś takiego może się w ogóle udać przy wzmożonych środkach bezpieczeństwa? – Rutta machnął ręką. – Nawet jeśli my odpuścimy sobie odszukanie źródła tego komunikatu, wubecja wyniucha je w kilka godzin. Nie. Nie ma mowy. Odmawiam!

– Godbless szlag trafi, jeśli Suhurowie przerwą składanie ofiar i odejdą – wtrącił niby mimochodem Henryan.

Pułkownik skrzywił się, usłyszawszy nazwisko szefowej pionu naukowego. A potem na jego twarzy pojawił się uśmiech. Złośliwy uśmiech.

– Zgoda. Pokombinujcie nad tym wspólnie, ale pamiętajcie: ja o niczym nie wiem. Macie czas do rozpoczęcia następnej zmiany. Zrozumiano?

– Tak jest! – odparli unisono.

– I jeszcze jedno – dodał pułkownik. – Chcę mieć holo miny, jaką zrobi to stare pudło, kiedy się o tym dowie.

* * *

– Chyba wiem, jak do tego podejść – oznajmił Święcki chwilę później, gdy stali już w pustym korytarzu, czekając na przyjazd kolejki.

Valdez spojrzał na niego badawczo.

– Przejmując obowiązki po Seifercie, dokonałem gruntownej analizy zabezpieczeń i znalazłem coś, co chyba umknęło wszystkim – wyjaśnił Henryan. – Nikt nie uprzątnął nanobotów wysłanych przez Seiferta do jaskiń. Dezaktywowano je wprawdzie, ale zostawiono na dole.

Porucznik zmrużył oczy. Na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania. To on odpowiadał za sprowadzanie tego sprzętu i na niego spadała wina za przeoczenie.

– Mów dalej – rzucił niechętnie.

– Mógłbym wysłać im krótki komunikat.

– Jak?

– Wykorzystując nadajnik zewnętrzny. Na przykład z którejś jednostki stacjonującej na kotwicowisku.

– Nie da rady. – Valdez pokręcił zdecydowanie głową. – Od czasu prowokacji nad Treb’aldaledo wubecja monitoruje wszystkie połączenia między okrętami floty.

– W takim razie podepnę się do głównej anteny stacji – zaproponował Święcki.

– Jak?

– Jeśli uda mi się dostać na poziomy techniczne, zyskam bezpośredni dostęp do obwodów anteny. Już poza systemem. Komunikat trafi prosto do nanobotów, razem z poleceniem autodestrukcji po wykonaniu zadania. Kontrola w centrum niczego nie wykaże. Żadna wiadomość nie przejdzie przez nasze łącza. – Henryan był tego całkowicie pewien; tak samo pewien diler komunikował się ze wspólnikami na Epsilonie Nowej Boliwii. Gdyby nie długi jęzor, nikt by go nie przyłapał na przemycie prochów do tamtejszej bazy.

Valdez nerwowo oblizał wargi. Sierżant pokazał mu właśnie lukę w systemie, której istnienia nikt nawet nie podejrzewał. Lukę, którą mogli wykorzystać Bogowie…

– Sprytne, bardzo sprytne – przyznał zamyślony. – Skontaktuję się z tobą za godzinę, po posiłku. Wtedy uzgodnimy szczegóły. – Na pożegnanie wyciągnął do niego rękę.

Tego gestu Święcki się nie spodziewał. Odruchowo odwzajemnił uścisk i natychmiast się skrzywił. Poczuł w dłoni chłodny kanciasty kształt.

– Odtwórz to wubekom – szepnął Valdez, widząc jego zaniepokojone spojrzenie. – Zyskamy trochę czasu i swobody.

– Dobrze.

Drzwi wagonika otworzyły się, jednakże porucznik nie wsiadł.

– Muszę ustalić ze starym szczegóły twojego przydziału – wyjaśnił, zanim kolejka ruszyła.

SIEDEMNAŚCIE

W zamkniętym sektorze paliło się tylko co trzecie światło i mimo wyłączonej klimatyzacji panował w nim miły chłód. Człowiek nie pocił się przy każdym ruchu, a puste korytarze dawały poczucie większej swobody, co było wielką odmianą po wizycie w zatłoczonej mesie. Gdyby nie to, że dodatkowa służba odbierała niemal cały wolny czas poza regulaminowymi sześcioma godzinami na sen, można by ją uznać za świetną odskocznię od codziennej rutyny.

Święcki stanął na peronie stacji obok pięciu podobnych do niego nieszczęśników, zajmując miejsce na końcu równego szeregu. Pozostali odbywający karę żołnierze rozglądali się niepewnie po pustym korytarzu, on jednak czekał spokojnie na przybycie Valdeza. W odróżnieniu od nich wiedział, jaka robota go czeka. Obok jego nogi spoczywała duża skrzynka narzędziowa, którą wydał mu przed chwilą otyły podoficer z intendentury.

Świat jest jednak mały, pomyślał Henryan, uświadomiwszy sobie, że wśród skazanych na dodatkową służbę widzi znajomą twarz. Kapral Tregvas stał na drugim końcu szeregu. Z obojętną miną przyglądał się planowi poziomu zdobiącemu przeciwległą ścianę. Czyżby przypadek?

Porucznik zjawił się minutę po czasie. Nie wysiadł z kolejki, jak się spodziewali, lecz wyłonił się nagle z bocznego korytarza. Zaskoczeni jego nadejściem z nieoczekiwanej strony, stanęli na baczność sekundę później, niż trzeba.