Henryan sprawdził też pozostałe znaczniki – wszystkie wskazywały na kabiny znanych senatorów i miały podobny status. Z każdego z nich dało się dotrzeć do wybranych plików. Jedyny problem stanowiło dostanie się do tych pomieszczeń. Na pewno były zamknięte na cztery spusty i monitorowane całą dobę.
Sprytnie sobie pogrywacie, moi drodzy, pomyślał, gdy zrozumiał, że nie uda mu się skorzystać z tych urządzeń bez wzbudzania podejrzeń pułkownika oraz co obecnie było dla niego mniejszym problemem – wubecji. Pokazujecie mi korespondencję, być może sfabrykowaną, i miejsca jej pozyskania, do których nigdy nie zdobędę dostępu.
ZGŁOŚ VALDEZOWI PODEJRZENIE
ZHAKOWANIA TYCH KONSOL.
Henryan drgnął, gdy przed oczami zapłonął mu nagle ten napis. Litery rozpłynęły się po chwili, ale to wystarczyło, by zrozumiał, że podsunięto mu bardzo proste i skuteczne rozwiązanie. Musiał przyznać, że Bogowie zaplanowali tę akcję z wielką starannością. Był jedną z dwu osób zdolnych wykryć złamanie procedur. I chyba jedyną, którą Rutta i Valdez darzyli zaufaniem. To mogło się udać…
ZAINSTALUJ WIRUSA, KTÓREGO ZNAJDZIESZ
NA TYM KRYSZTALE.
OPROGRAMOWANIE SEIFERTA
UMOŻLIWI CI PODGLĄD
I ŚCIĄGNIĘCIE ZASTRZEŻONYCH PLIKÓW
W TYM SAMYM CZASIE, GDY DOSTĘP DO NICH
BĘDZIE MIAŁ SAM RUTTA.
Kolejna znakomita myśl. Jeśli pułkownik wejdzie na własną pocztę, program Seiferta umożliwi jej podgląd, a nawet ściągnie zawartość wskazanych plików na konsole parlamentarzystów. System nie odnotuje oddzielnego wejścia do tej bazy danych, a Rutta nie znajdzie zapisu o otwarciu któregokolwiek z plików w czasie, gdy sam nie korzystał z sieci.
To takie proste, że aż genialne, pomyślał Święcki, ściągając naczolnik.
Do rozpoczęcia karnej służby pozostało mu jeszcze dwadzieścia pięć minut.
* * *
Ten sam korytarz, ta sama ekipa. Za to sprzęt inny. Tym razem nie dostali wielkich skrzynek narzędziowych, lecz przenośne skanery i analizatory. Tregvas znów stanął na przeciwnym końcu krótkiego szeregu. Tego dnia był o wiele pogodniejszy i chyba spokojniejszy. Nie musiał brać na siebie roli pośrednika ani liczyć się z dodatkową robotą.
W porę dostrzegli porucznika. Tym razem przełożony pojawił się w głębi głównego korytarza. Mieli zatem czas przygotować się na jego nadejście.
– Spocznij. Bodko i Ramirez, zajmiecie się programowaniem skanerów w korytarzu głównym. Stuyvesant i Kimmie biorą odgałęzienia po lewej. Tregvas i Pry wszystkie kabiny na prawo od tego miejsca. – Valdez wskazał środek korytarza. – Jakieś pytania?
– Tak jest! – Kapral wystąpił przed szereg.
– Słucham.
– Proszę o pozwolenie na późniejsze rozpoczęcie pracy!
– Co takiego?
– Melduję, że otrzymałem wezwanie na badania kontrolne. – Tregvas wyciągnął dłoń z kartą danych.
Porucznik podszedł do niego, wsunął nośnik do czytnika, uważnie przestudiował zapis, a potem spojrzał na zegarek.
– Badania zaczynają się za pół godziny, potrwają około czterdziestu minut. Macie być na miejscu o osiemnastej zero zero, zrozumiano?
– Tak jest! – Tregvas wyprężył się jak struna.
– Sprzęt możecie zostawić tutaj. – Valdez wskazał złożone siedziska pod przeciwległą ścianą. – Reszta, odmaszerować!
Henryan poprawił wiszący na ramieniu skaner i zrobił w lewo zwrot, podobnie jak pozostali. Kiedy wzrok porucznika spoczął na jego twarzy, dał umówiony znak i chwilę później zniknął za załomem korytarza. Pierwsza kabina znajdowała się zaledwie kilka kroków od rozwidlenia.
Podłączył sprzęt diagnostyczny do gniazda pod panelem, by wgrać nowe oprogramowanie. Instalacja poszła gładko. Otworzył kontrolnie drzwi, zamknął je i odhaczył numerek na liście. To była pierwsza ze stu trzydziestu takich kontroli, jakie powinien przeprowadzić tego dnia. Na jego szczęście dwa dni wcześniej inny ukarany żołnierz wykonał już tę robotę. Wystarczyło więc dojść do kolejnego zakrętu i zniknąć na dwie, a nawet trzy godzinki w którejś z kabin. Henryan postanowił zaczekać w korytarzu do chwili, gdy Valdez załatwi swoje sprawy i wróci. Nie trwało to długo. Widocznie porucznika też interesowało, co podwładny ma do powiedzenia.
Spotkali się przy siódmych drzwiach, już za rogiem.
– Co się dzieje? – zapytał Valdez, sprawdziwszy, czy pracujący po przeciwnej stronie sektora Stuyvesant i Kimmie także dotarli do bocznych odnóg korytarza.
– Chyba wiem, co kombinują Bogowie – odparł z podnieceniem Święcki, starając się wypaść jak najnaturalniej.
– Mów. – Porucznik wyglądał na szczerze zainteresowanego.
– Chcą wykorzystać którąś z konsol na tym poziomie do obejścia systemu.
Valdez zmarszczył brwi. Doskonale wiedział, że Henryan nie ma dostępu do informacji o zainstalowanym tu sprzęcie. Chyba że był w kontakcie ze spiskowcami, którzy o wszystkim go informowali.
– Jak zamierzają to zrobić? – zapytał.
– Seifert zhakował kilka z nich.
– Nonsens! – obruszył się Valdez. – Seifert już siedział, kiedy instalowaliśmy je w apartamentach senatorów.
– A skąd je pobraliście? – spytał Święcki, nie kryjąc ironii.
– Z magazynów stacji – odparł zdziwiony porucznik.
– Z tych samych, z których znikały od dawna części pancerzownicy?
– Kurwirtual! – ryknął Valdez, cofnął się o krok i jeszcze raz wyjrzał zza węgła. – Wiesz, o które stacje chodzi?
– Nie mam bladego pojęcia, ale zakładam, że o wszystkie z najwyższym poziomem dostępu.
– Dlaczego tylko o nie?
– Bo tylko z nich można obejść systemy stacji.
Porucznik zasępił się.
– Fakt – mruknął, sprawdzając coś na czytniku. – Będziemy musieli sprawdzić aż szesnaście terminali. Ile to może potrwać?
– Sprawdzenie jednego systemu tej mocy to, bo ja wiem… od ośmiu do dziesięciu godzin.
– Szybciej się nie da? – naciskał Valdez.
– To zależy. Jeśli trafię na modyfikacje już w pierwszych obwodach… – zawiesił głos, a potem pokręcił głową.
– Co? – zaniepokoił się zastępca dowódcy.
– Znając Bogów, to mogłaby być podpucha. Oni są naprawdę cwani. Musimy zrobić pełną diagnostykę każdego terminala po kolei.
– No dobrze… Chodźmy.
Chwycił Henryana za ramię i pociągnął go w głąb bocznego korytarza. Minęli kilka grodzi, skręcili wiele razy. W końcu znaleźli się przed szybem windy technicznej. Tam Valdez wyjął komunikator i odbył krótką rozmowę z pułkownikiem. Na uboczu, żeby przypadkiem Święcki go nie podsłuchał. Jednakże nawet z daleka było widać, że porucznik ma niezłego stracha. Pod jego nosem doszło do kolejnego krytycznego przeoczenia. Najpierw kamery pozostawione samopas w jaskiniach, potem anteny zewnętrzne, a teraz na domiar złego zhakowane konsole przeznaczone dla najważniejszych notabli. Nagrabił sobie, i to zdrowo.
– Stary jest wkurwiony na maksa – rzucił Valdez, wróciwszy pod windę – ale nie pozwolił, żebym wprowadził cię do kabin przygotowanych dla senatorów. To teren zastrzeżony. Nie wejdzie tam nikt, kto nie ma najwyższego stopnia dostępu.
– Zdalnie tego nie zrobię – zastrzegł się Święcki.
– Wiem… – westchnął porucznik.
Milczeli przez dłuższą chwilę. Valdez główkował, Henryan udawał zatroskanego. Wiedział, że dopuszczą go w końcu do któregoś terminalu, w przeciwnym razie musieliby je wszystkie usunąć, czego władza by im nie wybaczyła.
– Lepiej się pośpieszmy, jeśli mamy zdążyć – ponaglił go Święcki.
– Nie poganiaj mnie. – Valdez raz jeszcze wyjął komunikator i odszedł na bezpieczną odległość.
Tym razem rozmowa była krótka, a jego gesty o wiele żywsze i bardziej zdecydowane. Wrócił po kilkunastu sekundach.
– Możesz tam wejść, ale będziesz pracował pod moim nadzorem. Mam cię nie spuszczać z oka.
– Nie ma sprawy. – Henryan przystał na tę propozycję od razu. O coś takiego właśnie chodziło. – Ale gołymi rękami tego nie załatwię. Tym złomem też raczej nie. – Wskazał na przenośne zestawy diagnostyczne.