– Momencik – rzuciła stojąca za urządzeniem medyczka. – Jeszcze chwila… Już.
– I jak? – zapytał Święcki, siedząc wciąż w niewygodnej pozycji.
– Wspak – odparła.
– Słucham? – Spróbował się poruszyć, ale im mocniej naciskał na zagłówek, tym większy czuł opór. – Hej! Mogę już stąd wyjść?
– Och! – Fotel wyprostował się równocześnie z jej westchnieniem, uwalniając pacjenta. – Przepraszam, zagapiłam się…
– Nic nie szkodzi. – Henryan pokręcił głową, jakby sprawdzał, czy nadal może nią poruszać. Chwilę później zobaczył minę kobiety i także zbladł. – O co chodzi?
Blondynka przełknęła głośno ślinę, zanim się odezwała.
– To, co ma pan w głowie, wygląda jak normalny chip medyczny, ale na pewno nim nie jest.
– Nie rozumiem.
– Udało mi się nawiązać połączenie, ale gdy włączyłam analizator… – Głos jej zadrżał. – To coś nie tylko nie dało się zbadać, ale zablokowało mi też dostęp do moich urządzeń.
– Jak to możliwe? – Widząc, że lekarka kręci głową zamyślona, powtórzył nieco głośniej i dobitniej: – Jak to możliwe?
Za drugim razem wyrwał ją ze stuporu.
– To musi być jakaś ściśle tajna wojskowa technologia. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
– Do czego służy?
Spojrzała na niego kpiąco.
– Czyta w myślach, pierze, gotuje, a jak będzie pan niegrzeczny, zamieni pańskie organy w galaretę.
– Jaja pani sobie ze mnie robi?
– Pan zaczął! – warknęła. – Przecież mówię wyraźnie, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką technologią.
Miała rację, zachował się jak głupiec.
– Przepraszam… Muszę się jednak dowiedzieć, co to jest i jak to zablokować.
– Ja panu w tym nie pomogę. – Wzruszyła ramionami.
– A nie zna pani kogoś, kto by mi pomógł?
Zastanawiała się dłuższą chwilę.
– Może…
– Kto? – chciał wiedzieć Henryan.
– Jeden z naszych techników – odpowiedziała po pewnym wahaniu. – Zaufany człowiek. Umówię was.
– Na kiedy? – oburzył się Święcki. – Z wachty już się przecież nie urwę. Zwłaszcza do działu technicznego. Mam poprosić przełożonego o wolne, bo muszę wymienić olej w głowie? Nie sądzę, żeby to zadziałało. A po robocie mam karną służbę, też pod nadzorem porucznika Valdeza. Mógłby zacząć coś podejrzewać.
To była tylko część prawdy. Najbardziej zależało mu na czasie.
– W takim razie bardzo mi przykro, ale…
– To jeden z waszych serwisantów, jeśli dobrze zrozumiałem? – zapytał, a gdy lekarka przytaknęła, poprosił: – Niech go pani wezwie do naprawy analizatora.
– Teraz ma wolne – zgasiła go już na wstępie.
– I co z tego? – Henryan nie dał się zbić z tropu. – Wszyscy inni technicy są na pewno zajęci, a pani ma pacjenta na stole i nie może dokończyć niezbędnych badań…
Spojrzała na niego dziwnie, jakby namawiał ją do grzechu.
– Pan zawsze taki pomysłowy? – zapytała, sięgając po komunikator.
– Tylko w sytuacjach podbramkowych – odparł, wiedząc, że kobieta i tak nie zrozumie tego archaicznego powiedzonka.
* * *
– Dupa zbita – podsumował technik ściągnięty przez Ashnalię.
On, choć nosił rosyjskie nazwisko, był dla odmiany biały. Zwalisty blondyn o okrągłej twarzy i dłoniach wielkich jak bochny śmigał palcami po wirtualnych klawiaturach z taką gracją, jakby był wirtuozem dającym koncert na laserowych harfach. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym. Chip bronił się przed każdą próbą ingerencji w jego zawartość. I kontratakował, gdy tylko dano mu okazję.
– Żadnych szans? – zapytał Henryan, choć z góry znał odpowiedź.
– Najmniejszych – potwierdził Makarkadij. – Ktoś zadał sobie wiele trudu, by zabezpieczyć to cudeńko. Ktoś, kto ma kupę kasy i czasu albo wielu zmyślnych ludzi do dyspozycji.
– Czyli rząd – podsumowała lekarka.
– Albo admiralicja – dodał technik, zbierając sprzęt.
– Usmaż to cholerstwo – poprosił Henryan, chwytając go za rękę.
Technik spojrzał na niego z rozbawieniem.
– Widziałeś, jak wygląda ten chip? – zapytał, poczuwszy, że uścisk staje się mocniejszy. Święcki pokręcił głową. – Pokaż mu, Ashnalia.
Kobieta rozciągnęła wyświetlacz skanera i moment później wszyscy troje zobaczyli holograficzne odzwierciedlenie wnętrza czaszki siedzącego wciąż w fotelu Święckiego. Kilka powiększeń pozwoliło na ograniczenie pola widzenia do potylicy i tkwiącego w niej cylindrycznego przedmiotu, z którego wystawały dziesiątki cieniutkich wąsów oplatających sporą część płata mózgu.
– Usmażysz chipa, usmażysz siebie – rzucił technik.
– Wolę to, niż obudzić się ponownie na Pasie Sturgeona. – Henryan spojrzał na niego błagalnie.
– Wybacz, przyjacielu, nie wiem, co to za pas ani kim jest Sturgeon, ale ja nie jestem w stanie ci pomóc. Ta technologia wyprzedza moją wiedzę o lata świetlne. Gdyby nie numery seryjne, mógłbym pomyśleć, że zaobrączkowali cię Obcy. – Odwrócił się do koleżanki. – Pora na mnie – powiedział i wyszedł, zostawiając ją sam na sam ze zrozpaczonym sierżantem.
Ashnalia podeszła do fotela.
– Pan, sierżancie, też musi już iść. Był pan tutaj dwa razy dłużej, niż powinien. Jeśli wubecja ma pana na oku, może to zauważyć.
– Jasne, rozumiem. – Henryan zeskoczył na kratownicę podłogi i bez słowa pożegnania ruszył w stronę drzwi.
* * *
Dowlókł się do swojej kabiny tuż przed capstrzykiem. W mesie mało co zjadł, bo ilekroć pomyślał o Draccosie, opuszczał go apetyt. Komendant pragnie mnie dopaść za wszelką cenę, jakby postawił to sobie za punkt honoru. I zawczasu postarał się o to, by mieć nade mną przewagę… Henryan poczuł się bezsilny. Za każdym razem, gdy już myślał, że widzi światełko w tunelu, okazywało się, że jasność jest oznaką kolejnego, jeszcze większego zagrożenia. Dlaczego los uwziął się właśnie na mnie? pomyślał, otwierając drzwi. Czy tylko dlatego, że zabiłem niewinnego człowieka?
Zanim ta myśl przemknęła mu przez głowę, zrozumiał, że coś jest nie tak.
W kabinie paliło się światło. Przełknął ślinę i przestąpił próg. Przy konsoli komputera zobaczył znajomą sylwetkę łysego mężczyzny w czarnym kombinezonie i płaszczu z syntetycznej skóry. Niezapowiedziany gość zerwał się na równe nogi, unosząc ręce w przepraszającym geście.
– Co ci powiedziałem, skurwyklonie jeden?! – wysyczał Święcki. – Przychodząc tutaj, podpisałeś na siebie…
– To nie tak! – przerwał mu wubek.
Jego płaczliwy ton zaskoczył Henryana. Wszystkiego by się spodziewał po czarnym, ale nie takiej reakcji. Zaraz jednak wróciło zdenerwowanie.
– Powiedziałem wyraźnie, że jeszcze raz zobaczę twoją mordę, a… – Wyjął z kieszeni naczolnik.
– Poczekaj, daj mi wytłumaczyć – błagał wubek.
– A co tu jest do tłumaczenia?
– Musiałem do ciebie przyjść. Gdybym tego nie zrobił, od jutra miałbyś na karku inny zespół dochodzeniowy – wypalił czarny, wypowiadając kolejne słowa w takim tempie, że trudno było wychwycić przerwy między nimi.
– Co? – Henryan był zbyt skołowany, by go zrozumieć.
Wubek powtórzył wszystko wolniej, dodając na koniec:
– Gdybym odpuścił ci tak nagle, góra zorientowałaby się, że coś jest nie tak. Wbrew temu, co myślisz, moi szefowie nie są głupcami. Dlatego od czasu do czasu musimy się widywać, żeby nie nabrali podejrzeń. Nie będziemy rozmawiać, jeśli nie chcesz. Odczekam parę minut i wyjdę.
Święcki opuścił dłoń, naczolnik wrócił do kieszeni.
– Jeśli to jakaś kolejna wasza ściema, cokolwiek wykombinujesz, i tak zdążę cię udupić.
– Nie ma żadnej ściemy. Chcę to rozegrać jak najspokojniej. Do bitwy zostało już tylko kilka dni, potem każdy z nas pójdzie swoją drogą.
Henryan poczłapał do koi i opadł na nią ciężko.
– Kilka, czyli ile? – zapytał, udając obojętność.
– Wszystko wskazuje na to, że armia sampo-sithu dotrze nad Valt Aram za sześć dni, więc ostatecznego starcia możemy się spodziewać już za tydzień.