Выбрать главу

Tydzień. Draccos zdobędzie nakaz… – Henryan sięgnął pamięcią do korespondencji, którą czytał minionej nocy – dwa, może trzy dni, jeśli termin, o którym wspomniał, był realny. Dzień później czarni dostaną kody, którymi będą mogli aktywować chip i przy pierwszej nadarzającej się okazji przejąć kontrolę nad jego mózgiem. W każdym razie jedno wydawało się pewne: dopadną go dopiero wtedy, gdy przestanie być potrzebny pułkownikowi.

Zastanawiał się przez chwilę, czyby nie zaszantażować czarnucha bardziej i nie zmusić go do wydania kodów, ale po namyśle zrozumiał, że niewiele by dzięki temu zyskał. Spryciarz Draccos skontaktuje się z dowódcą tutejszego wydziału, a nie z podrzędnym funkcjonariuszem, nawet jeśli ten został mianowany aniołem stróżem jego ofiary. Durny łysy wubek do samego końca nie musi wiedzieć o istnieniu kodów; sieć na stacji docierała wszędzie, zatem aktywowanie nowych funkcji chipa może się odbyć z każdego miejsca, także z centrali Wydziału Bezpieczeństwa.

Rozważał jeszcze jakiś czas rozmaite warianty i każdorazowo dochodził do takiego samego wniosku: ma przesrane, ostatecznie i nieodwołalnie. Siedząc na koi i wbijając wzrok w ponurego, milczącego wubeka, podjął ostateczną decyzję. Wiedział już, które rozwiązanie wybierze. Wiedział też, jak to wszystko się skończy.

– Czas na ciebie – rzucił, wstając.

Tamten skinął głową i natychmiast ruszył do wyjścia. Jednakże zatrzymał się przed włazem, po czym spojrzał lękliwie przez ramię. Minę miał nietęgą.

– Mogę o coś zapytać? – odezwał się lekko drżącym głosem.

– Nie przeginaj…

– Naprawdę tylko jedno pytanie. Niezwiązane z tą sprawą.

Święcki skinął głową. Zrobiłby wszystko, żeby pozbyć się tej gnidy ze swojej kabiny i ze swojego życia.

– Nawijaj i spierdalaj.

– Ciekawi mnie, dlaczego tak bardzo nienawidzisz ludzi z Wydziału Bezpieczeństwa, skoro twój brat…

Henryan poczerwieniał na twarzy.

– Nigdy, ale to nigdy nie wspominaj mojego brata, blady skurwyklonie. On nie był taki jak ty i twoje sługusy z kontrwywiadu. To, że nosisz czarny płaszczyk, nie czyni z ciebie prawdziwego oficera wydziału. Chcesz wiedzieć, jak cię widzę? Jesteś zwykłym szpiclem, kapusiem, który uwielbia się pastwić nad bezbronnymi, więc bądź łaskaw nie bezcześcić pamięci bohatera, który poległ na służbie, walcząc z prawdziwymi bandytami.

Czarny, czerwieniejąc na twarzy, wymknął się chyłkiem za drzwi.

DWADZIEŚCIA PIĘĆ

System Xan 4, Sektor X-ray,

16.09.2354

Następnego ranka Henryan zerwał się z koi, gdy tylko zagrano pobudkę. Czuł się dziwnie, ale na czym polegała zmiana, zrozumiał dopiero po dłuższej chwili. Czuł się nadspodziewanie dobrze. Wprawdzie nie mógł powiedzieć, że tryska humorem, ale całe napięcie zniknęło, opadło jak poziom ciśnienia w otwieranej śluzie. Koszmarne, dołujące myśli także go opuściły. Nie, wróć, nie opuściły. Wciąż tkwiły w jego głowie, lecz nie miażdżyły już swoim ciężarem i nie wduszały w lepkie objęcia depresji.

Ulżyło mu tak bardzo, ponieważ podjął ostateczną decyzję. Do tej pory miotał się. Brnąc przez labirynt losu, trafiał na kolejne ślepe odnogi, zawracał i dalej szukał na oślep wyjścia, gdyż święcie wierzył, że wbrew przeciwnościom znajdzie właściwą drogę, że ona gdzieś tam jest. Dzisiaj nareszcie obudził się w miejscu, które wyglądało jak długi prosty zaułek, gdzie nie ma żadnych kryjówek, odnóg i bram. Nie musiał się więcej stresować. Cel jego życiowej podróży był wyraźny i po raz pierwszy od dawna znajdował się w zasięgu wzroku. Wystarczyło iść prosto przed siebie, nie martwiąc się niczym…

Tak też zamierzał postąpić. Brakowało mu tylko ostatniego elementu, aby złożyć tę układankę w naprawdę wybuchową całość.

DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

System Xan 4, Sektor X-ray,

19.09.2354

Trzy dni później kara dobiegła końca. Przez cały jej czas Valdez zgodnie z umową przydzielał mu prace, które wcześniej wykonali dla niego inni żołnierze, dzięki czemu Henryan mógł się byczyć popołudniami, znikając w kabinach na niższym poziomie mieszkalnym, gdzie przygotowano miejsca dla mniej znaczących parlamentarzystów, bądź – jeśli nie chciało mu się akurat spać – chodził po przydzielonym mu terenie i sprawdzał, czy poprzednicy zrobili wszystko jak trzeba.

Na kilka godzin przed zakończeniem ostatniej karnej wachty padł na miękką koję ze szczerym zamiarem przespania reszty wyroku. Zanim jednak zdążył przymknąć powieki, usłyszał melodyjny sygnał dobiegający z rogu pogrążonego w półmroku pomieszczenia. Wsparł się na łokciu, mrużąc oczy, jakby to mogło pomóc. Brzęczyk komunikatora zamontowanego w konsoli? Tutaj? Niemożliwe. Przecież poziomy tego sektora były niezamieszkane, o czym wszyscy na stacji doskonale wiedzieli.

Zdziwiony, ale i zaciekawiony podszedł do konsoli. Zawahał się, ale po kolejnym natrętnym sygnale przytknął kciuk do chłodnej szklistej tafli. Holopad ożył i po chwili pojawiło się nad nim opalizujące znajome popiersie.

– Witaj, sierżancie – rozległ się mechaniczny głos.

Zadzwonił do niego robot. Ten robot! A raczej korzystający z takiej przykrywki Bóg.

– Całkiem cię popieprzyło – mruknął zniesmaczony Henryan. – Idę o zakład, że czarni mają już w centrali informację o tym połączeniu.

– Przegrałeś – powiedział jego rozmówca. – A o co się założyliśmy?

Mechaniczny głos pozostał obojętny, lecz Święcki podejrzewał, że używający modulatora człowiek musi być w tym momencie szczerze rozbawiony.

– O nic – burknął. – Czego chcesz?

– Przecież wiesz. Daliśmy ci czas. Pora na odpowiedź. Widziałeś korespondencję. Wiesz, co cię czeka. – Henryan kiwał głową po każdym zdaniu robota. – Skoro tak, pomóż nam. Współpraca i tak nie zmieni twojej sytuacji, ale…

– Nie – odpowiedź była krótka i dobitna.

– Nie?

– Co chcecie osiągnąć, sabotując poczynania Gurdów? – zapytał Święcki, ledwie tając irytację.

– Zamierzamy powstrzymać zagładę jednej z trzech inteligentnych ras, jakie istnieją w znanej nam części wszechświata – wyjaśnił spiskowiec za pośrednictwem robota.

– Propagandowe pieprzenie.

– A przy okazji najczystsza prawda. Te istoty nie zasługują na wymarcie.

– Wszystkie gatunki czeka ten sam smutny los, nas też. Może nawet szybciej, niż myślimy.

– Może… – przyznał po chwili zastanowienia mechaniczny głos. – Ale…

– Nie ma żadnego ale – przerwał mu Święcki. – Suhurowie zostaną wymazani z kart historii. Jeśli nie dzisiaj, to jutro, za miesiąc albo za kilka lat. Oszczędzając ich teraz, zafundujecie obu stronom konfliktu stukrotnie większe cierpienia. Tak się składa, że kilka dni temu próbowałem interweniować za wiedzą i zgodą dowódcy. Zanim uszczelniliśmy zewnętrzne nadajniki, wysłałem komunikat do zwierzaków w jaskiniach, mając nadzieję, że zakończę tym dokonującą się na naszych oczach rzeź. Wiesz, jak to się skończyło. Ocaliłem kilku młodzików, którzy i tak zginą za parę dni. Tysiące kleksów zostało przerobionych na karmę dla odrażających robali. Chcesz obejrzeć kilka holo z tej uczty? Z tego, co wiem, ona trwa nadal i potrwa jeszcze długo, bo niektóre istoty zamieszkujące podziemne tunele nie zabijają swoich ofiar od razu… – Zamilkł, by nabrać tchu.

– Tak – odezwał się Bóg, wykorzystując chwilę przerwy. – Wiem, że Suhurowie są odrażający, okrutni, bezwzględni i pozbawieni większości znanych nam wyższych uczuć. Ale to tylko jedna strona medalu. Patrzysz na problem z ludzkiej perspektywy. A to błąd. Poważny błąd.

– A z jakiej perspektywy wy patrzycie?

Zapadła przedłużająca się cisza. W końcu robot znowu przemówił.

– Z perspektywy rasy skazanej na zagładę.

– A dlaczego nie oczami Gurdów? – zapytał całkiem poważnie Henryan.

– Może dlatego, że ich nie mają – odparł jego rozmówca i uprzedzając kolejny atak, dodał: – To był żart. Głupi żart. A tak poważnie, to Gurdowie są w tym wypadku oprawcami.