Zjawiła się w centrum dowodzenia kilka minut później, maszerując wyjątkowo żwawo jak na sto trzydzieści kilogramów ciała i pokrywającego je tłuszczu. Za nią podążała nieodłączna świta w niebieskich kombinezonach pionu naukowego. Jej przybycie zapowiedziały dzikie wrzaski przy wejściu. Wartownicy przegrali to starcie błyskawicznie, gdy w przerwach między wyzwiskami uświadomiła im, że to ona dowodzi tą operacją, w tym wojskiem. Z pokonaniem schodów poszło jej już gorzej, ale żaden z przydupasów nie śmiał wyprzedzić szefowej. Kiedy zatrzymała się na dziesiątym stopniu, by odetchnąć, Rutta opuścił pole siłowe. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, blokując skraj podestu, jakby nie zamierzał wpuścić naukowej zarazy do swojego sterylnego królestwa.
Henryan nie wiedział, czy twarz Godbless jest purpurowa z wysiłku czy to raczej efekt przepełniającej ją wściekłości.
– Odpieprzyło wam, pajace? – wysapała jadowicie. – Co to wszystko ma znaczyć? Żądam…
– Otrzymaliśmy rozkaz ewakuacji – przerwał jej bezceremonialnie pułkownik.
– A spieprzajcie sobie choćby do sąsiedniej galaktyki, tylko zostawcie mi mój sprzęt! – Godbless od razu przeszła do ataku.
– Sprzęt jest własnością admiralicji. – Rutta nie mógł jej ustąpić, choćby błagała go na kolanach, i nie zamierzał tego robić.
– Coś ci się chyba pofyrdało, paciuloku w śmiesznej czapeczce! – ryknęła Godbless, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że wojna z inną rasą kompletnie zmieniła układ sił i jej sytuację.
Za to pułkownik Rutta doskonale wiedział, co się święci. I tego dnia to on miał w ręku silniejsze karty. Postanowił więc zagrać va banque. Uniósł rękę, uciszając na chwilę szefową pionu naukowego. Zamilkła, ale widać było, że to tylko efekt zaskoczenia, już bowiem otwierała usta, by rozpocząć kolejną tyradę.
– Czy według pani zdanie, że jestem stary, brzydki i niezbyt rozgarnięty, byłoby obelgą czy raczej potwierdzeniem prawdy? – Zadał jej tak absurdalne pytanie, że potrzebowała dłuższej chwili, by zrozumieć, o co mu chodzi. – Proszę odpowiedzieć, doktor Godbless – ponaglił.
– Co to za brednie? – burknęła, wciąż zbita z tropu.
– Chciałbym usłyszeć odpowiedź na moje pytanie. – Rutta wydawał się uosobieniem spokoju, co jeszcze bardziej ją rozsierdziło.
– Według mnie ten opis pasuje do pana idealnie! – warknęła, odwracając się do swojej świty.
Stojący za nią naukowcy zaśmiali się, ale niezbyt przekonująco.
– Świetnie! – Rutta także się ucieszył, jakby usłyszał komplement. – W takim razie nie obrazi się pani, doktor Godbless, jeśli powiem, żeby zabrała pani stąd swoją starą, tłustą i obwisłą dupę! Wypieprzać mi z centrum dowodzenia!
Zatkało ją. Henryan po raz pierwszy widział, jak się zatchnęła. Purpura na jej twarzy przeszła w siność. Zaczął się nawet obawiać, że to pierwsze oznaki zawału albo udaru, lecz med na jej przedramieniu nadal miał zieloną barwę, choć teraz już o wiele jaśniejszą niż przed momentem.
– Co…? – stęknęła. – Coś ty powiedział, wypierdku? – Z każdym słowem odzyskiwała rezon. – Admirał Okonera dowie się o wszystkim!
– O tym, że nazywasz go pajacem w śmiesznej czapeczce, też? – zakpił pułkownik. – To ci chyba bardziej zaszkodzi, niż pomoże, stara torbo.
– To skandal. Skandal! – darła się Godbless. Jej świta wyglądała na równie oburzoną. – Nie ujdzie ci to płazem, gnoju! Zniszczę cię! Zniszczę!
– Macie dziesięć sekund na opuszczenie centrum dowodzenia! – rzucił Rutta obojętnym tonem, jakby rozmawiał z nią o pogodzie.
– Albo co? – zakpiła, aczkolwiek nieco mniej pewnie.
Dziwiła ją ta nagła zmiana postawy uległego zazwyczaj pułkownika.
– Albo zostaniecie aresztowani i oskarżeni o sabotowanie ważnej operacji wojskowej – wyjaśnił, wskazując pluton żandarmów mijający właśnie pole siłowe przy wejściu.
– Ale… ale… – Godbless zgłupiała do reszty. – Przecież my prowadzimy tu niezwykle ważne badania. Nie możecie… Ja tu dowodzę…
– Dowodziłaś – poprawił ją Rutta. – Z chwilą wybuchu wojny dowodzenie nad wszelkimi operacjami w dalekiej przestrzeni przejęła flota, czyli ja. Mamy osiemnaście godzin na opuszczenie tego systemu.
– To wystarczy do rozlokowania sprzętu na…
– Ogarnij się, durna babo! – wrzasnął na nią pułkownik, nakazując gestem, by żandarmi wyprowadzili intruzów. – Wasz… nasz sprzęt wędruje właśnie do ładowni transportowców, które muszą opuścić orbitę Bety za niespełna cztery godziny, jeśli mamy zniknąć z tego systemu w wyznaczonym czasie.
– A co z Suhurami? – jęknęła, zanim dwaj żandarmi ujęli ją za łokcie.
– A kogo to obchodzi?! – odburknął. Gdyby nie wybuch wojny, ta ewakuacja byłaby dla niego zbawieniem. Nie musiał się już przejmować, czy Bogowie wytną mu na koniec jakiś numer. Spojrzał na nią z góry, tryumfalnie. – Macie chłodnie pełne ich ciał i magazyny wypchane artefaktami. Czego jeszcze chcecie? Mało śmierci naoglądaliście się przez te sześć lat? Niech choć wyginą w spokoju.
– To ty, kanalio! – wrzasnęła, wyszarpując się żandarmom. – Wiedziałam!
– Zamknij ryj, kretynko! – nie pozostał jej dłużny. – Nie miałem nic wspólnego z tą debilną zabawą, ale powiem ci szczerze: z każdą twoją wizytą tutaj, z każdą połajanką przez holo traciłem ochotę na dorwanie bałwanów mieszających wam w badaniach. Wyprowadzić stąd tę jędzę!
– Puśćcie mnie! – wydarła się, gdy żandarmi próbowali ją schwytać. – W dupie mam…
– To wyłącznie twój problem, rozworo – nie pozwolił jej dokończyć. – Mieściłabyś się w normalnym fotelu, gdybyś nie miała w dupie tylu porządnych ludzi. Odprowadzić doktor Godbless do kabiny, spakować i wpieprzyć na pierwszy wahadłowiec. A po dotarciu na Nexusa natychmiast osadzić w brygu.
Szamotała się i bluzgała, kiedy ją eskortowali, a on odprowadzał ją wzrokiem, uśmiechając się, jakby wygrał właśnie pierwszą bitwę nadchodzącej wojny. Spojrzawszy w kierunku Valdeza i Święckiego, skinął głową. Henryan uznał, że to doskonały moment, by ugrać swoje.
– Sir! – zawołał, zanim usatysfakcjonowany pułkownik wrócił na fotel.
– Czego chcesz? – Rutta znów był oschłym, wymagającym trepem.
– Mam mały problem z kilkoma urządzeniami.
– Raport na mój czytnik. Natychmiast.
Święcki był na to przygotowany. Stary otrzymał krótką listę, na której znajdował się satelita Cerbera i jeden zasobnik z nanokamerami. W obu nie odpaliły silniki manewrowe.
Moment później popiersie starego pojawiło się na jego holopadzie.
– Sprzęt, który nie zdoła dotrzeć na transportowce, ma zostać zniszczony. Dopilnujcie, Pry, żeby ślad po nim nie został.
– Tak jest. Mam meldować, gdybym trafił na kolejne awarie?
Rutta zastanawiał się przez chwilę.
– Nie. Nie będę miał czasu na takie pierdoły. Valdez też nie. Admiralicja liczy się z pewnymi stratami w sprzęcie. Priorytetem jest ewakuacja ludzi, okrętów i stacji. Zrozumiano?
– Tak jest!
Henryan był zachwycony. Lepszej informacji nie mógł usłyszeć. Na orbicie znajdowało się jeszcze sporo sprzętu, który będzie mu potrzebny. Żałował tylko, że senatorowie nie zobaczą przygotowywanej dla nich niespodzianki.
DWADZIEŚCIA OSIEM
Dwie godziny później wysiadł z kolejki. Na korytarzach w jego sektorze mieszkalnym nie było prawie nikogo. Większość personelu została ewakuowana do piasty, gdzie wszyscy czekali teraz w długich kolejkach na wahadłowce krążące nieustannie między kotwicowiskiem floty a kosmoportem. Operacja przebiegała sprawnie; jeśli nic jej nie zakłóci, za siedemdziesiąt minut taras widokowy zostanie automatycznie odrzucony, a jego miejsce zajmie moduł napędowy orbitujący do tej pory w pobliżu stacji. Gigantyczna konstrukcja wyruszy w podróż do punktu wyjścia, zanim ostatni okręt floty opuści kotwicowisko, z tym że najpierw w jej opustoszałych wnętrzach rozegra się ostatni akt dramatu jednego aktora: byłego kapitana, obecnie sierżanta, który zrobi wszystko, by nie dać satysfakcji swojemu prześladowcy.