Выбрать главу

Od tego dnia nie tylko w komitecie partji, lecz i w redakcji „Iskry" stosunki z grupą Ple-chanowa tak się zaostrzyły, że Uljanow, Martow i Potresow odmówili swej współpracy.

Włodzimierz z Krupską i Martowym pracowali całemu dniami i nocami, pisząc listy i okólniki, wyjaśniając sytuację w partji i żądając pieniędzy na nową gazetę.

W parę tygodni później zjawił się mały światek „Naprzód".

Gdy pierwszy próbny numer leżał już na stole, a Trockij odczytywał artykuły, skierowane przeciwko Plechanowowi i oskarżające starego wodza o tchórzostwo, a żądające nowego zjazdu partji dla omówienia programowej i taktycznej działalności, Uljanow, jeszcze słaby i chory, zaciskał zimne ręce i niemal z rozpaczą patrzył w lazurowe niebo, szepcąc nierucho-memi wargami słowa, same jakgdyby cisnące mu się do głowy. Były to słowa Chrystusa, wyłkane w chwili miotania się ducha, tęsknicy i wahania:

– Boże, oddal ode mnie ten kielich męki!

W chwili, gdy miał rozgorzeć bój śmiertelny, rozumiał Uljanow, że odtąd już sam ma poprowadzić pracujących ku pałającemu w oddali ognisku, nad którym grała łuna krwawa; musiał ująć w swoje ręce losy miljonów zrozpaczonych nędzarzy, pchnąć ich na walkę z zastępami wrogów, chociażby wśród nich byli bracia i mistrzowie, dla których serca biły uwielbieniem rzewnem.

Niebo nie odpowiedziało na milczące wołanie Uljanowa.

Bój się rozpoczął.

Padały ciężkie oskarżenia, oszczerstwa, płomienne słowa oburzenia, nienawiści; twarde, jak kamienie, myśli, gnębiące lub porywające. Mały, ubogi „Naprzód" dopiął celu.

Mimo intryg i wysiłków Plechanowa, odbył się trzeci zjazd rosyjskiej socjalistycznej par-tji. Stał się on pierwszym kongresem bolszewików i zarodkiem partji komunistycznej, do której przyłączało się coraz więcej dawnych stronników genewskiej grupy starych „bożków" i wodzów socjalizmu. Nie pomogły zabiegi Bebla, usiłującego skłonić Lenina do zgody z mieńszewikami Plechanowa i proponującego sąd rozjemczy.

Dla Uljanowa już wszystko było jasne. Drogi jego nauczyciela rozminęły się na zawsze z drogami rewolucyjnego marksizmu. Plechanow był dla niego już tylko agentem burżuazji, wrogiem, który musiał być zgnieciony do reszty.

Po raz pierwszy otwarcie, na cały świat rzucił Uljanow zuchwale hasła komunizmu rosyjskiego, nawołując robotników, aby się nie zatrzymywali na tworzeniu burżuazyjnej republiki w Rosji i aby się nie dali usidlić gnijącemu parlamentaryzmowi Zachodu.

– Dążymy do założenia pierwszej socjalistycznej Rzeczypospolitej w Rosji – mówił do towarzyszy, przybywających do niego. – Jest to naszym ideałem. Nie chcę was oszukiwać obietnicą, że odrazu dojdziemy do celu. W zbyt ciężkich warunkach, istniejących w naszym kraju i wszędzie zagranicą, gdzie panuje fałsz, podnosimy sztandar walki. Wierzę jednak, że potrafimy rozpalić rewolucję, która odrazu stanie na rubieży pomiędzy burżuazyjnym a socjalistycznym przewrotem. Dalsze kroki będą łatwiejsze! Pogłębienie rewolucji doprowadzi nas jeszcze bliżej do osiągnięcia ideału. Nie cofniemy się nigdy!

Imię Uljanowa-Lenina stawało się coraz głośniejszem, porywało nowe zastępy zwolenników i oddanych towarzyszy, wytwarzało kadry zaciekłych wrogów.

O osobiste przyjazne stosunki nie dbał. Chodziło mu tylko o zwiększenie ilości oddanych sprawie towarzyszy.

Nieprzyjaciół się nie bał i mawiał słowami poety:

– Uznanie dla nas nie w radosnych krzykach tłuszczy, lecz w nienawiści i przekleństwach wrogów obalonych.

Kiedy w Rosji po nieudanej wojnie z Japonią wybuchnęła burżuazyjna rewolucja, podtrzymana przez socjalistów, Lenin przekradł się potajemnie do Petersburga.

Mieńszewicy, kierowani z Genewy przez Plechanowa, stworzyli Radę robotniczych delegatów, do której natychmiast weszli bolszewicy: Trockij, Zinowjew, Kamieniew, Badajew oraz inni, nadając energiczny i prawdziwie rewolucyjny bieg pierwszej w dziejach ludzkości instytucji, gdzie klasa robotnicza ujmowała w swoje ręce władzę, wypowiadała wojnę burżu-azji i rzucała hasła rewolucji socjalnej.

Siedząc na galerji sali, gdzie obradowała Rada robotnicza, nieznany nikomu, ukryty w tłumie publiczności, Lenin przysłuchiwał się mowom mieńszewików i wyszkolonych przez siebie towarzyszy partyjnych.

Myślał, zaciskając zęby:

– Tylko przemoc, gwałt, niesłychany teror zjednoczy tych ludzi i poprowadzi ku memu celowi. Żadnego miłosierdzia i litości, chociażby to był ojciec lub żona! Kto nie ze mną, ten musi zginąć!

Mrużył oczy i, patrząc na mówiących mieńszewików, rozprawiających o współpracy z rządem, szeptał:

– Zginiesz! I ty, i ty… Zginiecie wszyscy!

Patrząc na swoich stronników, zadawał sobie męczące pytanie:

– Czy są oni dość silni, mężni i wytrwali, aby nie dopuścić do rozpędzenia rad robotniczych, tworzących się wszędzie?

Pojechał do Moskwy, bo wiedział, że tam najpierw wybuchnie zbrojne powstanie robotników, a na ulicach wyrosną barykady.

Naradzał się i dawał wskazówki Szancerowi – Muratowi, przywódcy dojrzewającego powstania.

Fale rewolucji przelewały się od zachodniej granicy aż do Władywostoku.

Władze traciły głowę i oddawały bez oporu swoje placówki. Armja, pozostająca jeszcze na terenie wojny, przechodziła na stronę ludu.

Nikt nie wiedział o tem, że przewrotny Witte dał milczącą zgodę na wybuch oburzenia i protestu, aby zniewolić Mikołaja II-go do podpisania dekretu o nowej konstytucji, przewidującej zwołanie Dumy państwowej.

Rozumiał zaufany przyjaciel Aleksandra III-go, że parlamentaryzm olśni i porwie wszystkie wzburzone warstwy ludności i na czas dłuższy uspokoi umysły.

Rozumiał to i Lenin. Obawiał się, że Witte potrafi ująć rewolucję w spokojne łożysko parlamentaryzmu. Dlatego też przez swoich stronników nadawał burzliwy, rewolucyjny charakter Radzie robotniczej i podsycał dążenie do zbrojonych powstań.

Wybuchnęło ono wreszcie w Moskwie, lecz zachłysnęło się we własnej krwi na Preśni.

Wtedy wrogowie Wittego, aby oczernić go w oczach monarchy, pchnęli cały swój aparat na stłumienie rewolucji. Pracować zaczęły oddziały karne Rinna, hrabiego Mellera, barona Rennenkampfa, skrzypiały szubienice, pod gradem kul padały setki skazanych na śmierć rewolucjonistów, więzienia zostały wypełnione po brzegi politycznymi przeciwnikami cara.

Witte, w obawie o swoją karjerę, rozpędził Radę robotniczych delegatów, wtrącając najbardziej radykalnych mówców do więzienia i oddając ich pod sąd.

Uljanow Lenin ukrył się w Finlandji.

W małej mieścinie fińskiej potajemnie zamieszkał obywatel niemiecki, drukarz z zawodu, Erwi Weikoff. Odbywał ciągłe wycieczki pomiędzy Kuokkałą Perkiarwi, Wyborgiem i Hel-singorfem, a wszędzie miewał spotkania z różnymi ludźmi, dążącymi do niego z Rosji.

Pewnej nocy do małego domku, stojącego w podwórzu, otoczonem świerkami, zapukano trzy razy, a po krótkiej przerwie – jeszcze dwa.

Był to znak umówiony.

Mały, barczysty człowiek o potężnej czaszce łysej, otworzył drzwi. Na progu stał młody robotnik w czarnym palcie z nastawionym kołnierzem.

– Włodzimierzu Iljiczu, to ja – Badajew! Przyprowadzam wam gości – rzekł, wyciągając rękę do gospodarza.

– Ach, bardzo się cieszę, towarzyszu! – odpowiedział Lenin. – Wchodźcie, proszę!

Do pokoju weszło trzech marynarzy i młody pop o szeroko rozwartych, marzycielskich oczach.

Wszyscy usiedli. Badajew opowiadał:

– Towarzysze Dybienko, Żelezniakow i Szustow byli majtkami na pancerniku „Patiom-kin", który podniósł flagę rewolucyjną.

– Pozdrawiam was, towarzysze! – zawołał Lenin. – Proletarjat nigdy nie zapomni waszego czynu! Stał się on bowiem zarodkiem rewolucji we flocie! Opowiedzcie mi cały przebieg sprawy.