Wyjaśnienia Adlera trafiły do przekonania ministra, który po raz pierwszy posłyszał wtedy
0 partji i programie bolszewików, natychmiast informując o wszystkiem swój sztab generalny i rząd niemiecki.
Z Wiednia wysłano rozkaz uwolnienia Włodzimierza Uljanowa-Lenina.
Podczas trwania korespondencji w jego sprawie Lenin przebywał w więzieniu.
Siedział w głębokiej zadumie w celu, gdzie został umieszczony jeszcze jeden więzień.
Był to również Rosjanin, – prosty chłop bez ziemi, ciemny, niepiśmienny. Przybył do Au-strji przed rokiem na roboty polne, gdyż w domu przymierał z głodu. Opowiedział o tem wszystkiem Leninowi i dodał, że został aresztowany kiedy przechodził granicę.
Zapytany przez patrolujących żołnierzy, dokąd idzie, odparł ze szczerością, że jako rezerwista, powraca do ojczyzny, aby stanąć do wojska w dobie wojny.
Podczas rewizji znaleziono u niego list z planami dróg szosowych i wyliczeniem pułków austrjackich, stojących w pobliżu granicy rosyjskiej.
– Kto wam dał ten list? – wykrzyknął Lenin, słuchając opowiadania towarzysza niedoli.
– Rządca posiadłości, w której pracowałem, jako robotnik – odpowiedział. – Dał mi list
1 kazał doręczyć w Moskwie swemu znajomemu. Nie wiedziałem, co w tym liście pisał, a teraz powiadają mi, że byłem szpiegiem.
Skończył i westchnął ciężko.
Lenin więcej nie słuchał chłopa i nie rozmawiał z nim. Myślał nad sprawami, znacznie ważniejszemi od losu ciemnego wieśniaka, nikomu niepotrzebnego.
Układał w myślach plan nieomylnego ataku na drugą Międzynarodówkę.
Gdy wreszcie praca została ukończona w najdrobniejszych szczegółach, zaczął się przysłuchiwać temu, co mówił leżący na pryczy chłop. Biedak, widocznie, czuł nieprzepartą potrzebę wynurzenia się z myśli, trapiących go. Mówił bez przerwy, przeskakując z przedmiotu na przedmiot.
Pewnego ranka przyszedł po niego patrol i odstawił do sądu.
Chłop powrócił dopiero pod wieczór. Był spokojny i dziwnie pogodny. Oczy jarzyły mu się niezwykłym blaskiem, radość biła z rozjaśnionej twarzy.
– No, jak tam sprawa wasza? – spytał go Lenin obojętnie.
– Skończona… – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie.
– Widzę, że dobrze poszło? – rzekł Włodzimierz. – Zwolnili was? Chłop chytrze spojrzał na mówiącego i szepnął:
– Wyrok śmierci…
Lenin drgnął i podniósł na niego zdumione oczy. Nie spostrzegł najmniejszego wzruszenia i niepokoju na ogorzałej, głębokiemi, niby brózdy na roli, zmarszczkami pociętej twarzy chłopa.
Stał wyprostowany i palcami rozczesywał rudawą brodę, spadającą mu na pierś. Uśmiechnął się z jakimś dziwnym wyrazem na twarzy i cicho spytał:
– W Boga i Syna Bożego wierzysz?
– Boga nie znam, a Jezusa z Nazarei poważam, bo strachu napędził możnym i nieprawym – odparł Lenin, z wymuszonym śmiechem.
– Boga znać nikt nie może, Jego potrzeba czuć! Głęboko ukrył się On w człowieku, bracie… oj, głęboko! A człowiek, to mocna rzecz, potężna… Przez jego skorupę nawet Bogu nie łatwo się przedostać!
Pomyślał chwilę i dorzucił:
– Dobrze to, że Chrystusa poważasz… pochwalam!…
– Zaco? – spytał Lenin, dziwiąc się sobie, że o obcych mu pojęciach podtrzymuje rozmowę.
– Zato, że czujesz w człowieku najnędzniejszym jaśniejącego Boga!… Syn ubogiej dziewicy, o której sąsiedzi z pewnością sobie powtarzali ohydne, sprośne rzeczy, i nagle – Syn boży! Nikt nie wiedział, dlaczego jest Synem Boga. Sam też objaśnić nie mógł, a wierzył w to, inni też uwierzyli i wierzą wieki całe… Dlatego tak się dzieje, że każdy człowiek jest Synem Bożym, bratem Chrystusowym…
– I Zbawicielem, do którego modły zanoszą ludzie ciemni, ulegając namowom popów! -dodał Lenin ze złym śmiechem.
– Nie, miły człowieku, nie! Zbawiciel był jeden… A wiesz, dlaczego?
– Mówisz, jak bardzo oczytany mnich… – zauważył Włodzimierz.
– Jaki ja oczytany?! – podnosząc chude ramiona, odparł chłop. – Gdy swój zagon straciłem, włóczęgą byłem długie lata, w klasztorach żyłem, pracując na kawałek chleba, z mnichami uczonymi lubiłem rozmawiać…
– Oni to nauczyli cię cerkiewnych bredni? – wtrącił pytanie Lenin. Chłop potrząsnął głową i szepnął:
– Nie! Nie oni. Od pewnego pustelnika, kryjącego się w lasach na Kamie, poznałem prawdę.
– Do sekciarzy należysz?
– Nie! – zaprzeczył wieśniak. – Szukałem u nich prawdy, ukojenia, pociechy, – nie znalazłem nic. Same oszukaństwo!…
– Spodziewam się! – zawołał Lenin. – Nie powiedziałeś jednak, dlaczego Jezusa uważasz za prawdziwego Syna Bożego?
Chłop usiadł na pryczy i, oparłszy głowę na ręku, odpowiedział:
– Dlatego, że miał zuchwałość tworzenia… Zuchwałość boską, albowiem tworzył prawdę wśród nieprawości, uczynił apostołów – z nędzarzy, wieśniaków, rybaków; umarłych wskrzeszał, a później przykazał: „N i e s ą d ź c i e!"
– Nie rozumiem… – przyznał się Lenin, z zaciekawieniem patrząc na towarzysza.
– Proste to! – odparł, dotykając jego ramienia. – Posłuchaj! Bóg nie jest Bogiem tylko dlatego, że pozostaje na niebie sam w sobie, wszechpotężny, wszechwiedzący, że śmiertelny Twórca. Nie! Jest takim dlatego, że razem z Nim potęgę, wiedzę i tworzenie noszą w sobie archanioły, anioły, duchy złe i ludzie słabi. Każdy z nich ma swój los i swoje przeznaczenie… coś jakby termin i zadaną pracę do wykonania. Chrystus zrozumiał to pierwszy i jedyny. Nie myślał o tem, że tylko On cierpi, znosi znój i mękę, raduje się i płacze; wiedział, że każdy człowiek tak samo, a, może, jako słabszy, jeszcze więcej cierpi, głębiej się raduje. Chrystus poznawał, pojmował, miłował, w poszanowaniu miał i jawnogrzesznicę, i Marję, i Martę, i Judasza, i Jana-Apostoła, i cesarza rzymskiego. „Nie sądźcie!" – pouczał, tylko nie dodał jeszcze: „zajrzyjcie w każde serce, w każdą duszę!…"
– Dlaczegoż nie dodał? – spytał Lenin.
– Gdyż w tedy nie przyszedł był czas – szepnął chłop. – Ludzie nie okupili grzechu pierworodnego… Musieli przejść przez drogę krzyżową, którą wskazał im Chrystus, Zbawiciel nasz.
Słuchając dziwnego towarzysza więziennego, Lenin przypomniał sobie żebraka wiejskiego, „Ksenofonta w żelazie" i uśmiechnął się rzewnie. Chłop spostrzegł to i ucieszył się. Zaczął mówić śmielej i głośniej:
– Musimy przejść panowanie Antychrysta i pokusy jego. Z Bożej woli przyjdzie on, jako drugi syn Boży; poprzedzać go będą wojny, bunty, mór, choroby i zbrodnie. Wtedy ludzie zaczną poznawać jeden drugiego, łączyć się dla walki i obrony, jak żołnierze, stawiając nad sobą wodzów, tworząc kompanje, pułki, armje, i – przetrwają! Ci, których nie dosięgły słowa Zbawiciela, jak stado wieprzy, opętanych przez szatanów, skoczą do morza i otchłań pochłonie ich. Pozostali utworzą na ziemi „gród święty"„,Niebiańskie Jeruzalem… "
– W Rosji „świętej"? – zapytał Lenin.
– Ech! Co znaczy Rosja w takiej sprawie?! Drobne ziarnko piasku, kropla w morzu! -odpowiedział chłop. – Rosja może zginąć, lecz my – naród głosić prawdę będziemy wszystkim ludom! My im tę prawdę damy!
– My! – zaśmiał się Lenin. – Rosyjska prawda?
– A jakaż inna? – zdziwił się wieśniak. – Powiedz, kto inny może to uczynić?! inne narody żyją w dostatku i pysze, myślą, że są równe aniołom potężnym. Nie! Z naszych borów ciemnych, z naszych stepów, gdzie dokoła niebo łączy się z ziemią, z naszych chat kurnych, słomą krytych, z naszych więzi, gdzie dzwonią łańcuchami niewinni, ciemni ludzie – stamtąd ona przyjdzie, jasna i potężna Prawda! Tylko my ludzie od sochy, młota i kajdan mamy zuchwałość tworzenia. Mamy miejsca poddostatkiem, się niespożyty zasób, u siebie nie znajdujemy nic do roboty, jesteśmy robotnikami świata. Tylko krzyknąć, a zbudujemy pałac, czy świątynię, jakich nikt nie oglądał dotąd!