Выбрать главу

– Co nowego macie do zakomunikowania?

Wysłuchał uważnie raportów o zarządzeniach socjalistów innych obozów, projektujących przyśpieszenie zwołania konstytuanty dla przyjęcia projektu o ziemi i dla zawarcia pokoju z Niemcami.

– Ta – ak! – mruknął Lenin. – Chcą wyprzedzić nas! Nie uda się… Towarzysze! Przed godziną zostały wysłane telegramy do rządu berlińskiego i do głównodowodzącego na naszym froncie z propozycją pokoju. Ta sprawa jest w toku! Załatwimy ją bez sławetnej konstytuanty. Niech się zbierze dziś wieczorem Rada komisarzy ludowych! Wystąpię z wnioskiem odpowiednim.

Towarzysze wyszli.

Lenin kazał połączyć się telegraficznie z główną kwaterą na froncie. Obok niego stanęli przy aparacie Gruzin Stalin i chorąży Krylenko. Rozmowa trwała przeszło godzinę.

Głównodowodzący, generał Duchomin, odmówił komisarzom posłuszeństwa w sprawie natychmiastowego zawarcia pokoju z Niemcami; wymagał upoważnienia rządu centralnego, uznanego przez całą Rosję.

Lenin uśmiechnął się, czytając wstęgę telegraficzną z odpowiedzią Duchomina, i kazał zadepeszować:

– Generale Duchomin! Imieniem rządu rosyjskiej republiki zwalniamy was ze stanowiska głównodowodzącego i na to stanowisko mianujemy chorążego Krylenkę.

Gdy telegrafista skończył, Lenin dał mu znak, że może odejść.

Ledwie się zamknęły drzwi za żołnierzem, podszedł do Krylenki i szepnął:

– Towarzyszu, weź natychmiast oddział marynarzy, ruszaj do głównej kwatery i wykonaj rozkaz, dany Duchoninowi. Generał ma być zabity… Gdyby wynikły jakieś zaburzenia w wojsku. nie wahaj się przed zastosowaniem nawet masowej kary śmierci. Bawić się w półśrodki nie mamy prawa!

Na powiedzeniu Rady komisarzy ludowych Lenin przedstawił plan pokoju z Niemcami i przeforsował listę kandydatów delegacyj pokojowych, któremi miał kierować Leon Trockij. Z podziwem i prawie przerażeniem słuchali towarzysze wymienianych nazwisk nikomu nieznanych ludzi: farmaceuty Bryljanta, niepiśmiennego wieśniaka Ostaszkowa, felczera Piotrowskiego, prowokatora carskiej ochrany von Schneura, rewolucjonisty Mścisławskiego, studenta Karachana, nauczycielki ludowej Bicenko i drobnego dziennikarza – emigranta Rosen-felda-Kamieniewa.

Oni to mieli przemawiać w imieniu wielkiej, „świętej Rosji", prowadzić układy z Niemcami, które miały wysłać do Brześcia Litewskiego wykształconych, oddanych ojczyźnie ludzi: dyplomatów, uczonych i generałów?

Kilku towarzyszy chciało protestować. Jeden z nich krzyknął z rozpaczą:

– Sprzedajemy Rosję!

Lenin wyczuł niepokój i oburzenie, panujące na sali, i porozumiewawczo spojrzał na Dy-bienkę.

Olbrzymi majtek natychmiast wyszedł. Po chwili otwarły się drzwi. Na salę weszli Cha-lajnen z oddziałem Finnów i ponury morderca oficerów w Kronsztacie, marynarz Żeleznia-kow, prowadzący za sobą pluton uzbrojonych majtków.

Szczęknęły kolby opuszczonych na ziemię karabinów. Żołnierze zastygli w nieruchomych, groźnych postawach.

Na sali się uciszyło. Rabi przestrach malował się na twarzach czterdziestu dwóch członków Komitetu wykonawczego przy radzie komisarzy ludowych.

Lenin z łagodnym uśmiechem na twarzy i wesołemi błyskami w oczach oznajmił:

– Zgodnie z postanowieniem Rady i Komitetu rozpoczynamy układy z Germanją, co zostaje polecone towarzyszowi Trockiemu. Niech sumienie wasze będzie spokojne, towarzysze! Pamiętajcie, że każda umowa z imperjalistycznym rządem niemieckim będzie nic nie znaczącym skrawkiem papieru, gdyż wkrótce podpiszemy inną – z proletarjuszem niemieckim, z rządem Karola Liebknechta!

Towarzysze uspokoili swoje rewolucyjne sumienie.

Jednakże wytrawni niemieccy dyplomaci, oceniając dokładnie sytuacją Rosji, zaproponowali tak ostre warunki, że nawet bolszewicka delegacja nie odważyła się przyjąć ich bez porozumienia się z Piotrogrodem.

Był to wielki cios dla nowych władców dawnego imperjum.

Lenin namyślał się długo, bo nie wiedział, w jaki sposób w chwili, gdy jeszcze istniała Rada socjalistów wrogich odłamów, gdy na prowincji żyły hasła patrjotyczne, rzucone przez generałów Korniłowa i Aleksejewa, mógłby przekonać towarzyszy o konieczności pokoju za wszelką cenę, aby rewolucja mogła choć na krótki czas odetchnąć swobodnie i babrać nowego rozpędu.

Korzystając ze zwłoki, Niemcy i Austrjacy już pędzili przed sobą czerwoną, niesforną arm-ję, na południu wkroczyli na Ukrainę, od północy zajęli Psków i dla wywarcia nacisku posyłali samoloty, które zaczęły coraz częściej krążyć nad Piotrogrodem.

– Musimy zostać jedynymi panami sytuacji. Groźna jest dla nas konstytuanta, więc rozpędzimy ją na cztery wiatry! – szeptał do siebie prezes Rady komisarzy ludowych.

Ten zuchwały czyn należało jednak przygotować starannie. Całą noc przechodził Lenin po pokoju, obmyślając plan ataku.

– Gdy wszystkie najpotrzebniejsze i najczynniejsze warstwy społeczeństwa będą po naszej stronie, – nie potrzebujemy niczego się obawiać! – myślał. – Potrafimy wtedy przeprowadzić w życie postanowienia naszej Rady.

nazajutrz wszyscy, w najdalszych zakątkach frontu i prowincji, wszędzie, gdzie istniał telegraf, wiedzieli o nowych dobrodziejstwach Rady komisarzy. Cios był zadany pewną i wprawną ręką.

Był to manifest nowego rządu, pozwalający żołnierzom na własną rękę zawierać pokój z nieprzyjacielem i powracać do domu; doradzający chłopom zagarnięcie ziemi i dobytku właścicieli wielkich posiadłości, nie czekając na zwołanie konstytuanty; dający zgodę na to, aby ludy nierosyjskiego pochodzenia bezkarnie odrywały się od dawnego imperjum i tworzyły własne, samodzielne państwa; nawołujący wreszcie robotników do ujęcia w swoje ręce kapitalistycznych przedsiębiorstw i faktycznego ich prowadzenia własnemi siłami.

Wszczynając i przerywając pokojowe układy, targując się, zwodząc, rzucając coraz to nowe, czcze, lecz efektowne frazesy, w rodzaju „ani pokój, ani wojna", Trockij i jego szwagier – Kamieniew tymczasem powstrzymywali ofenzywę Niemców.

Obaj – Lenin i Trockij czekali na wyniki wyborów do przyszłej konstytuanty. Wkrótce przekonali się, że ludowcy zwyciężyli i że bolszewicy nie zdobędą większości głosów w instytucji, która miała ustalić formę rządu w kraju i pokierować jego losami.

Dowiedziawszy się o tem, Lenin zatarł ręce i rzekł wesoło:

– Bardzo dobrze! Normalną drogą dojdziemy do zwycięstwa!

– Normalną? – spytał Trockij, nie rozumiejąc.

– Tak! – zawołał Lenin. – Przez krew i wojnę domową, w której zdusimy odrazu wszystkich wrogów! Radykalniejsza to droga od śliskich ścieżek kompromisów i szermierek językowych!

– Z konstytuantą łatwo nie pójdzie… – zauważył Trockij.

– Nie powtarzajcie głupstw, towarzyszu! – oburzył się Lenin. – Przed kilkoma miesiącami Duma Państwowa tak samo mówiła o carze. Ale, ale! Każcie, aby cara z rodziną przewieziono z Tobolska do Jekaterynburga. Myślałem o tem minionej nocy… Powinien być bliżej nas, abyśmy mogli mieć go w każdej chwili w ręku. Jekaterynburg – dobre miejsce! Mamy tam twardych ludzi w radzie robotniczej – Jurowskich, Wojkowa i Biełoborodowa. Możemy polegać na nich!

– Tak, to – prawda, – zgodził się Trockij. – lecz, Iljiczu, czy możemy targnąć się na konstytuantę?

Lenin stanął przed nim z zaciśniętymi pięściami i syknął:

– Nie możecie otrząsnąć się z tych przeżytków! Jedni tłuką się łbami przed krzyżami i posągami świętych, inni – przed autorytetami ludzi i instytucyj! Mrok dokoła mnie, ślepota, niewolnicza myśl!

Splunął zamaszyście i nagle się uspokoił. Uśmiechnął się nawet i rzekł, dotykając ręki towarzysza:

– Lekarzu, ulecz się sam! Pamiętaj, że niema na ziemi nieśmiertelnych ludzi i nieśmiertelnych instytucyj… Wszystko umiera, wszystko upada i w proch się obraca. Tak przecież mówił i twój Jehowa? Mądry to był Bóg, bo na ludzkie stado miał twardy bicz!