Lenin, czytając energiczne protesty w pismach cudzoziemskich, mrużył oczy i śmiał się, mówiąc:
– Wszystko to obłudne sztuczki! Europa upiła się krwią i wszystko zniesie, wytrzyma i ze wszystkiem nie pogodzi! Przecież, bojąc się nas, rzucając gromy przekleństw, kokietuje nas, jak stara prostytutka! Pamiętacie, jak błagalnie i służalczo zaglądali nam w oczy przedstawiciel Francji – kapitan Sadoul, angielski agent Lockart, Amerykanin Robins, podesłany przez posła Stanów Zjednoczonych? Nie udało im się powstrzymać nas od podpisania traktatu pokojowego i przeszkodzić organizacji armji dla celów rewolucyjnych, więc się miotają i odgrażają. Ale, powiada wam, towarzysze, dość kiwnąć na nich palcem i oznajmiać, że, chociaż nie uznajemy żadnych umów cara z nimi, jednak damy im koncesje na Kaukazie lub Uralu, – natychmiast przybiegną i, jak psy, ogonem merdać zaczną!…
Nadchodziły do Kremlu stosy listów i podań z prośbami o litość dla ludzi, umierających w więzieniach i skazanych na karę śmierci.
Podania te były skierowywane najczęściej do Lenina, niektóre – do żony wszechwładnego dyktatora.
Pewnego razu Krupskaja przyszła do męża i nieśmiałym głosem mówić zaczęła:
– Słyszałam, że Dzierżyński, Wołodarskij, Urickij i Guzman dopuszczają się niebywałych okrucieństw… Chciałam prosić, abyś się wdał w te sprawy, bo to, przecież, są rzeczy okropne, nie do zniesienia, hańbiące proletarjat, naród, rząd!
Lenin opuścił głowę.
Krupskaja spostrzegła, że koło uszu męża wyrosły potężne guzy mięśni: Nagłym ruchem zwrócił do niej wykrzywioną gniewem i rozpaczą twarz i krzyknął cienkim głosem:
– Ja tylko mogę wszystko znieść… wszystko zdławić w sobie, a oni – wrogowie narodu zasługują na miłosierdzie?! Naturalnie! Ja muszę zacisnąć serce, w dzień i w nocy odpędzać od siebie czarne, straszliwe myśli, bo to – Lenin, potwór, oprawca, warjat, a oni – biedni, niewinni, skrzywdzeni! Odejdź precz i nie waż się mówić mi o litości!
Maksymowi Gorkiemu, napadającemu na straszliwą „czeka", odpowiedział listem opryskliwym i raz na zawsze zmusił pisarza nie tylko do milczenia, ale nawet do obłudnych tłumaczeń okrucieństwa rosyjskiego narodu.
W dziennikarz swoich dyktator opublikował oświadczenie, żeby nie zwracano się do niego lub do żony w sprawach uwięzionych, gdyż prośby skutki mieć nie będą.
W marcu nadeszły pierwsze doniesienia o zbrojnych powstaniach przeciwko władzy Sowietów. Długi okres wojny domowej, niezdecydowanie i opieszale podtrzymywanej przez dawnych aljantów, rozpoczął Jarosław, po długiej walce utopiony we krwi powstańców, gdyż, oprócz zabitych w bitwach, stracono z wyroku sądu doraźnego 3500 oficerów.
W Penzie jeńcy wojenni – Czesi, sformowawszy pod dowództwem generałów Czeczeka, Syrowoja i Hajdy, swoje pułki, rozpoczęli marsz na Ural.
Podnosili się kozacy na Donie, Kubani, w Orenburgu, w Zabajkalu. Wypływały na widownię dziejową znane imiona „białych" wodzów: Korniłow, Kaledin, Krasnow, hetman Dutow, Denikin, Wrangel.
Zdemoralizowani żołnierze i niesforne tłumy robotników, należących do czerwonej armji, cofały się wszędzie w nieładzie, ściągając ku Moskwie.
Na zachodzie-północy i na Syberji zaczynali działać generałowie, Judenicz, Miller, Ałma-zow, Kołczak, hetman Siemionow i groźny szaleniec i mistyk „biały Dzierżyński" – Ungern-Sternberg.
Uciemiężony naród podnosił głowę. Wszyscy wyglądali zbawców i byli gotowi dopomóc im.
Rada komisarzy ludowych traciła głowę. W panice przybiegali towarzysze do swego wodza i krzyczeli, rwąc na sobie włosy:
– Ostatnia bije godzina! Śmierć idzie… Co powiecie, Włodzimierzu Iljiczu? Co z nami będzie?
Lenin uśmiechał się szyderczo i mówił:
– Co będzie? Was powieszą biali za złodziejstwo i morderstwo, mnie – za ideę, a wszystkich ryczałtem – za szyję! Nie chcecie tego? No, to trzeba skończyć z udawaniem wielkich administratorów. Do pracy się bierze, towarzysze, tak, jak to było w dni rewolucji październikowej! Trockij, dobry organizator, niech bierze Tuchaczewskiego, Brusiłowa, Budennoja, Bluchera, Frunzego i Ejche, niech tworzy na gwałt prawdziwą armję, agituje, przyciąga do naszych szeregów wszelkimi sposobami i obietnicami niemieckich, austrjackich, węgierskich jeńców wojennych i byłych cesarskich oficerów, niech rozpoczyna wojnę obronną i zaczepną! Ogłosić musimy „wojenny komunizm" i rzucić hasło: wszystko dla wojny w imię zwycięstwa proletarjatu!
– Kontr-rewolucja posiada znaczne siły i zostanie podtrzymana przez Francję, Anglję i Ja-ponję – zauważył Kamieniew. – Mam wiadomości od naszych agentów Joffego, Woronow-skiego, Litwinowa, Radka, że interwencja już postanowiona w Paryżu i Londynie, mówią nawet o możliwości blokady w celu zagłodzenia Rosji…
Lenin zaśmiał się.
– Nie taki straszny djabeł, jak go malują, towarzysze! – zawołał. – Trudna jest interwencja i posyłanie desantów do Rosji z jej pustymi przestrzeniami! Wszystko się ograniczy najwyżej do portów… Bagatela! Nasi domowi patrjoci sami się rozsypią, jak bałwany z wysychającej gliny!
– Niewiadomo! – Wtrącił Rykow. – Tam są zdolni, bojowi dowódcy, jak generałowie Kor-niłow, Denikin, Wrangel Judenicz…
– Niezawodnie! – wzruszył ramionami Lenin. – My przeciwko nim poślemy krawca-dzienni-karza Trockiego, żółtodziobego kapitana Tuchaczewskiego, wachmistrza Budennoja… Oni będą wkuwać w chłopskie łby zawsze tylko jedno: „Władza – wieśniakom i robotnikom, wolność i szczęście – proletarjatowi", a „biali" generałowie narazie mrukną: „ziemia chłopom", a po pierw-szem zwycięstwie zaczną gardłować: „Niech żyje wielka, niepodzielna Rosja, niech żyje ojczulek – car! Hm, hm! Jak myślicie: pójdą za nimi chłopi, którzy zagarnęli już ziemię i powyrzynali swoich panów? Nigdy! Chodzi więc o dwie rzeczy: wdębić w głowy chłopom i robotnikom, że „biali" niosą im stryczek, i przygotować armję do poważnych działań wojennych!
Wszyscy milczeli i z głębokim szacunkiem słuchali głuchego, pewnego siły i przekonania głosu Lenina.
On zaś zamyślił się i rzekł po chwili:
– Jest jeszcze jedna sprawa… ważna, bardzo ważna i nagła! Musimy przewieźć cara z Je-katerynburga do Moskwy. Nie możemy oddać go „białym"! tanie się on niebezpieczną dla nas bronią w ich ręku… Dziś na wieczór ogłasza posiedzenie, na które przybyli wezwani przeze mnie towarzysze z Jekaterynburga.
W gabinecie Lenina tegoż dnia odbyła się tajemnicza narada. Komisarze i członkowie komitetu wykonawczego: Swerdłow, Trockij, Kalinin, Bucharin. Dzierżyński ze swoimi agentami Awanesowym i Petersem, kierownicy „czeki" w Jekaterynburgu: Pieszkow, Jurowskij i Wojkow naradzali się długo nad tem, dokąd ma być przewieziona rodzina carska.
Wobec szalejących wszędzie pomiędzy Wołgą a Uralem powstań, postanowiono było pozostawić czasowo Mikołaja I, w domu Ipatjewa w Jekaterynburgu pod pozorem miejscowej Rady robotniczych, żołnierskich i włościańskich delegatów.
Na tem skończyła się narada i towarzysze opuścili gabinet dyktatora.
Lenin zatrzymał tylko komunistów, przybyłych z Jekaterynburga i długo jeszcze rozmawiał z nimi.
– Gdybym powiedział, że cara i rodzinę jego powinniśmy zgładzić, komisarze moskiewscy natychmiast podnieśliby krzyk. Są nader wrażliwi na odezwy dzienników cudzoziemskich! Z wami będę mówił otwarcie…
Pochylił się do Wojkowa, Jurowskiego i Pieszkowa, szepcąc:
– Przy najmniejszem niebezpieczeństwie zajęcia waszego miasta przez „białych", zabijecie całą rodzinę „Mikołaja Krwawego", nikogo nie szczędząc, aby świadków nie pozostało! Wiecie, że zaczną się dochodzenia, awantury, krzyki! Krewniacy z Niemiec i Anglji, którzy dotychczas nic dla poratowania Romanowych nie uczynili, nagle staną się szlachetni, pełni współczucia! Żałobę przy dworze ogłoszą! Cha – cha! Rada komisarzy ludowych będzie zmuszona złożyć wtedy całą odpowiedzialność za mord na waszą radę jekaterynburską. Musicie kogoś oskarżyć i stracić, aby się na tem sprawa urwała na zawsze.