Выбрать главу

Estre było bardzo starym miejscem. Jego ogniskó i przyległe zabudowania wzniesiono z szarego kamienia wyłamanego ze stromego zbocza, na którym stały. Było ponure, pełne odgłosów wiatru.

Zapukałem i drzwi się otworzyły.

— Proszę o gościnę domeny — powiedziałem. — Byłem przyjacielem Therema z Estre.

Ten, kto mi otworzył, szczupły, poważny osobnik w wieku dziewiętnastu albo dwudziestu lat, przyjął moje słowa w milczeniu i w milczeniu zaprosił mnie do ogniska. Zaprowadził mnie do łaźni, garderoby i wielkiej kuchni, a kiedy upewnił się, że wędrowiec jest czysty, odziany i nakarmiony, zostawił mnie samego w sypialni, która głębokimi szczelinami okien spoglądała na szare jezioro i na szare lasy thore rozciągające się między Estre a Stok. Był to ponury dom w ponurym krajobrazie. W głębokim kominie trzaskał ogień dając jak zwykle więcej ciepła dla oka i dla ducha niż dla ciała, bo kamienne podłogi i ściany oraz wiatr dmący od strony gór i Lodu pochłaniały większość ciepła z płomieni. Ale nie było mi tak zimno jak kiedyś, podczas pierwszych dwóch lat na Zimie; przywykłem już do życia w zimnym kraju.

Po jakiejś godzinie chłopiec (miał szybkie i delikatne ruchy i wygląd dziewczyny, ale żadna dziewczyna nie potrafiłaby utrzymać tak ponurego milczenia) przyszedł mi powiedzieć, że pan na Estre gotów jest mnie przyjąć, gdybym miał ochotę go zobaczyć. Poszedłem za nim schodami i długimi korytarzami, na których odbywała się właśnie gra w chowanego. Dzieci przemykały koło nas i wokół nas, małe piszczały z podniecenia, podrostki prześlizgiwały się jak cienie od drzwi do drzwi zakrywając dłonią usta, żeby stłumić śmiech. Jeden tłusty maluch, pięcio albo sześciolatek, odbił się od moich nóg i szukając obrony chwycił za rękę mojego przewodnika.

— Sorve! — pisnął, przez cały czas wytrzeszczając oczy na mnie — Sorve, schowam się w browarze! — I pobiegł jak okrągły kamyk wystrzelony z procy. Młody Sorve nie straciwszy ani na chwilę powagi poprowadził mnie dalej, aż doszliśmy do wewnętrznego ogniska, do księcia na Estre.

Esvans Harth rem ir Estraven był starym człowiekiem, po siedemdziesiątce, unieruchomionym przez artretyzm. Siedział wyprostowany w fotelu na kółkach przy ogniu. Jego twarz była szeroka, bardzo stara i poorana przez czas jak skała przez deszcze; spokojna twarz, przerażająco spokojna.

— Pan jest Genry Ai, wysłannik.

— Tak, to ja.

Spojrzał na mnie, a ja na niego. Therem był synem, dzieckiem z łona tego starego pana. Therem był młodszym synem, starszym był Arek, ten, którego głos słyszał, kiedy do niego przemawiałem myślomową. Teraz obaj nie żyli. Nie potrafiłem dostrzec nic z mojego przyjaciela w tej zniszczonej, spokojnej, twardej twarzy starca. Nie znajdowałem w niej nic poza potwierdzeniem faktu śmierci Therema.

Przybyłem do Estre w daremnej nadziei znalezienia pociechy. Nie było tu żadnej pociechy. Dlaczego niby pielgrzymka do miejsca dzieciństwa przyjaciela miałaby robić jakąś różnicę, zapełnić pustkę, ukoić żal? Nic już nie można było zmienić. Moje przybycie do Estre miało jednak inny jeszcze cel i ten mogłem osiągnąć.

— Byłem z pańskim synem w miesiącach przed jego śmiercią. Byłem z nim, kiedy umarł. Przyniosłem jego dzienniki. I jeżeli jest coś, co mogę opowiedzieć o tych dniach…

Żaden szczególny wyraz nie odmalował się na twarzy starca. Tego spokoju nic już nie mogło naruszyć. Ale młody gwałtownym ruchem wyszedł z cienia w smugę światła między oknem a kominkiem, dziwnego, niewesołego światła, i powiedział szorstko:

— W Erhenrangu nadal nazywają go zdrajcą Stary pan spojrzał na chłopca, potem na mnie.

— To jest Sorve Harth — powiedział — dziedzic Estre, syn moich synów.

Kazirodztwo nie jest tu zabronione, dobrze o tym wiedziałem. Jedynie dziwność tego dla mnie jako dla ziemianina i zdziwienie, gdy ujrzałem odbłysk ducha mojego przyjaciela w tym posępnym, zaciętym, prowincjonalnym chłopcu, sprawiły, że na chwilę oniemiałem. Odpowiedziałem lekko drżącym głosem:

— Król go rehabilituje. Therem nie był zdrajcą. Czy to ważne, jak go nazywają głupcy.

Stary pan skinął powoli głową.

— Ważne — powiedział.

— Czy to prawda, że przeszliście razem przez Lód Gobrin, pan i on? — spytał Sorve.

— To prawda.

— Chciałbym usłyszeć tę opowieść, panie wysłanniku powiedział stary Esvans bardzo spokojnie. Ale chłopiec, syn Therema, zapytał zachłystując się słowami:

— Czy powie nam pan, jak on umarł?… Czy powie nam pan o innych światach wśród gwiazd… o innych ludziach, o innym życiu?

KONIEC