Выбрать главу

Tym razem agent przyjechał bez swojego milczącego, pochmurnego kompana. Iris wybrała się z dziećmi nad jeziorko, więc znów byłem sam w domu. Stałem na podwórku obserwując, jak Harris wysiada z samochodu. Był w dobrym humorze, znacznie weselszy niż poprzednio; przywitał się ze mną jak ze starym znajomym, z którym wspólnie usiłuje rozwikłać jedną z zagadek życia. Ma wieści, oznajmił, które mogą mnie zainteresować. Otóż zidentyfikowano osobę, która podpisywała za mnie książki, i okazało się, że był to mój przyjaciel, Benjamin Sachs.

– Ciekawe, dlaczego to robił? – zastanawiał się na głos Harris. Wbiłem oczy w ziemię, starając się powstrzymać łzy. Harris czekał na odpowiedź.

– Dlatego, że za mną tęsknił – odparłem wreszcie. – Wyjechał w długą podróż i ciągle zapominał o tym, żeby mi przysłać pocztówkę. W ten sposób dawał mi znać, że żyje.

– Aha, taki z niego dowcipniś – rzekł Harris. – Może mógłby mi pan trochę o nim opowiedzieć?

– Mógłbym, nawet sporo. Teraz kiedy Ben nie żyje, to już nie ma żadnego znaczenia, prawda?

Wskazałem ręką w stronę oficyny i bez słowa poprowadziłem Harrisa na drugi koniec ogrodu, skąpanego w gorącym popołudniowym słońcu. Weszliśmy razem po schodach, a kiedy znaleźliśmy się w dawnym gabinecie Bena, wręczyłem Harrisowi maszynopis tej książki.

Paul Auster

***