Wolter zapewne ożeniłby się z Emilią, gdyby już nie była mężatką lub gdyby została wdową. Jednak dzielnego markiza du Châtelet, mimo że nie były mu obce pola bitew, kule się jakoś nie imały. Lecz i tak dwójka „mądrali z Cirey” stanowiła właściwie parę małżeńską. Ze wszystkimi atrybutami ślubnego związku, choćby z coraz częstszymi kłótniami po francusku (gdy kłótnia przebiegała intymnie vel kameralnie) lub po angielsku (gdy dostawali furii i publicznie miotali ku sobie obelgi nieprzystojące uszom służby bądź uszom gości wizytujących Cirey). Wolter był typowym hipochondrykiem, żądającym, aby Emilia ciągle mu współczuła i pielęgnowała go. Biegnące lata zredukowały też jego samczą wydolność (narzekał: „aparacik mi szwankuje”), więc temperamentna uczona coraz chętniej korzystała z cudzych „aparacików”. Jednak dalej trzymała się Woltera i przeżywali platonicznie chwile piękne, romantyczne tout court. Jak wówczas, gdy zimową nocą pękła w szczerym polu oś karocy. Kiedy naprawiano ten defekt, Wolter i Emilia siedli sobie na zaśnieżonym wzgórku i gawędzili o astronomii, kontemplując ciche gwiaździste niebo.
Klara Mirosz pokochała Emilię du Châtelet, lecz nie pokochała towarzysza jej życiowego szlaku. Wolter – błyskotliwy dyletant uważający się za filozofa, karykaturalny pieczeniarz i lizus grający publicznie wolnościowca, a cichcem czapkujący europejskim despotom, mistyfikator pretendujący do wszechwiedzy, grafoman żądający dla swej figury Parnasu, szermierz bijący się piórem o prawdę, cnotę i honor z dalekich komfortowych ustroni niedorajdy (Cirey, Ferney), cynik gromiący bezprzykładnie chrześcijaństwo, pajac opętany kultem samego siebie (piętnujący sztuki Szekspira, a gloryfikujący własne dramatopisarstwo mizernego chowu) – budził jej złość, chętnie plunęłaby mu w twarz. Głównie dlatego, że po śmierci Emilii zacierał pamięć o niej i umniejszał jej dokonania. Robili to też inni mędrkowie współcześni Madame du Châtelet (jak choćby Immanuel Kant, który twierdził, że zwanie tej damy myślicielką byłoby równie dziwaczne co wyobrażanie sobie kobiety z brodą) czy późniejsi historycy (jak głośny Andre Maurois, który w biografii Woltera Emilię ośmieszał i lekceważył). Klara uznała, że czas wznieść Emilii pomnik piórem, i tak ukierunkowała swą pracę dyplomową.
Władimir Putin był fanem internetu odkąd ten rewolucyjny dla ludzkości wynalazek (najbardziej rewolucyjny, obok pigułki antykoncepcyjnej, wynalazek XX wieku) upowszechnił się wśród miłujących pokój ludów całego świata. Miał tu zresztą pewne osiągnięcia dużej klasy. Kiedy tyrał jako oficer niemieckiej placówki KGB (lata 80-e wieku XX), hakerzy włamali się do serwerów Departamentu Obrony USA i skradli militarne tajemnice Pentagonu. Śledztwo wykazało, że złodziejami byli niemieccy hakerzy uruchomieni przez KGB. Z kolei w roku 1999, kiedy Władimir Putin pełnił bojową funkcję szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa (następczyni KGB), zaatakowane zostały rządowe serwery Stanów Zjednoczonych. Śledztwo wykazało, że bandytami, którzy skradli m.in. dane amerykańskich systemów naprowadzania rakiet, byli hakerzy rosyjscy, i że atak przeprowadzono ze stolicy wrogiego kraju, Moskwy. Nie udało się wszakże dowieść, iż FSB maczała palce w tym przedsięwzięciu.
Rok później miłośnik internetu został prezydentem Federacji Rosyjskiej, co bywa zajęciem bardzo pracochłonnym, a każdą spośród nielicznych wolnych chwil przeznaczał na seks, na sport lub na „surfowanie” w internecie (3 x s). Zazwyczaj śledził internetowe dowcipy o sobie samym (wybory, sekretarz Putina melduje: „- Panie prezydencie, mam dwie wiadomości, złą i dobrą. Zła jest taka, ze pański konkurent uzyskał 67 procent głosów. A dobra jest taka, że pan uzyskał 96 procent głosów”), lecz czasami zdarzało mu się również zerkać gdzieś obok, i dzięki temu przypadkowo zobaczył tytuł: „Historia rosyjskiej oligarchii”. Rezultatem było zaproszenie Lieonida Szudrina do Kancelarii Prezydenckiej. Zaproszony historyk nie wykazał wszakże gotowości współpracy, co jeszcze bardziej wzmogło ciekawość prezydenta. Putin tedy zaprosił Szudrina do siebie na prywatną rozmowę (ozdobny blankiet zaproszeniowy przyniesiony przez speckuriera kancelarii), a takiego honoru żaden mieszkaniec Federacji Rosyjskiej unikać by nie śmiał.
Przed gabinetem Putina prężyło się dwóch żołnierzy mających barwne uniformy, szyte wedle wzorów epoki napoleońskiej, co harmonizowało z historyczną sztukaterią ścian pałacu i z rzeźbionymi drzwiami o złotych megaklamkach misternej roboty. Gdy Lieonid wszedł – prezydent wstał zza biurka, uścisnął gościowi dłoń, wskazał dwa fotele przy małym okrągłym stoliku i, nim usiedli tam, spytał:
– Herbata, kawa lub sok? Koniak, brandy, whisky lub wódka?
– Whisky i kawa, jeśli można, panie prezydencie.
Podano im napoje chwilę później, kiedy już toczyli merytoryczny dialog.
– Wie pan pewnie czemu was zaprosiłem, Lieonidzie Konstantinowiczu…
– Widząc, obok drzwi, tych dwóch wojaków w dawnych mundurach, pomyślałem, że chce pan rozmawiać o historii, panie prezydencie – rzekł Szudrin, lekko się uśmiechając.
– Najpierw o bardzo świeżej historii. Czemuż to nie przyjął pan propozycji Żarkinowa? Ale tak serio, Lieonidzie Konstantinowiczu…
– Bo narażanie się Żydom jest dla szaraka samobójstwem. Pan może wsadzać Chodorkowskich, panie prezydencie, ja wolę siedzieć cicho. „Protokoły Mędrców Syjonu” to apokryf i zarazem zgniłe jajo, lepiej nie tykać.
– Więc czemu są wciąż tak popularne na całym globie, bez ustanku wznawiane i bez trudu sprzedawane w milionach egzemplarzy?
– Bo są wiarygodne.
– Nie rozumiem, Lieonidzie Konstantinowiczu… Sami powiedzieliście, że to apokryf, czyli lipa!
– Tak, to fałszywka zmajstrowana przez Ochranę dla cara Mikołaja II, rzecz jednak w tym, iż zmajstrowana genialnie, wręcz proroczo, antycypująco. Niemal wszystko, co zostało tam przypisane Żydom jako spiskowcom, potwierdziła wkrótce rzeczywistość, potwierdziły to historyczne fakty. Wszelkie „dezyderaty Mędrców Syjonu” zyskały realny kształt. „Protokół 7” mówi o wzniecaniu między gojami wojen, nawet „wojny powszechnej”- i taka straszliwa wojna wybuchła. „Protokół 3” mówi o „wysyłaniu na ulice wściekłych tłumów robociarzy”- i Europa, zwłaszcza Rosja, widziała takie paroksyzmy tłumu. „Protokół 1” mówi o inspirowaniu terroru – i terror szalał, dziś szaleje jeszcze mocniej. Dwa główne postulaty „Protokołów”, mające dać Żydom władzę nad światem, to opanowanie kapitału, czyli banków, i opanowanie kultury, czyli mediów. I tak się stało: wszystkie media, łącznie z kinem, i cała światowa bankowość, zostały opanowane przez Żydów. „Protokoły” planują też demoralizację społeczeństw za pomocą taniej rozrywki, która będzie łamała hamulce chrześcijańskie – i to się dokonało, świat się cały spornolizował. Czyli potwierdziło się wszystko co ten apokryf mówi, stąd jego wiarygodność wśród ludów, które mają gdzieś demaskatorskie rewelacje historyków na temat Ochrany Mikołaja II. Głosowanie powszechne przywróciłoby „Protokołom” rangę prawdy objawionej, przez duże P, i to dopiero byłby kiks demokracji, która stanowi absolut naszych czasów.