Выбрать главу

– Wiesz co chrzani tamta Indianka? Że tylko tak mężczyzna może doświadczyć czym jest poród… Rozumiesz? Czym jest poród!… Warto było, prawda, stary?

Johnny rozejrzał się, unosząc wzrok. Zobaczył ciemnobłękitne niebo, strzępiaste obłoczki, dalekie góry w czerwonawym blasku zachodzącego słońca, i głęboko wciągnął powietrze pełne rzecznej bryzy tudzież roślinnego pyłu. Zbliżył się ku nim stary Indianin palący fajeczkę.

– Pierwszy raz?

– Uhmm – przytaknął kolega Johnny'ego.

– Czy fruwałeś?

– Fruwałem. Wydawało mi się, że frunąc zjadłem meteoryt. Wchłonąłem go, i okazało się, że tym meteorytem jestem ja sam. Połykałem siebie samego…

– Nie dziw się – mruknął staruch. – Wszyscy jesteśmy meteorytami.

Johnny Seren wracał do cywilizacji – do Ottawy – mając znakomity humor. W Ottawie zaczął handlować grzybkami psylocybinowymi, fajnym narkotykiem, bo psylocybina to silny halucynogen. Meksykańskimi grzybkami „Stropharia cubensis” (zwanymi „ciałem bogów”), etc. KGB tylko czekał na to.

* * *

Budynek weekendowy Władimira Putina zachwycił Lonię Szudrina (dowiezionego tam kremlowskim samochodem służbowym). Był piękną rezydencją, otuloną wysokimi drzewami i kępami dekoracyjnych krzewów, a sielskość „okoliczności przyrody” psuły jedynie posterunki straży prezydenckiej. Rozmawiać swobodnie dało się wszędzie wewnątrz, lecz wybrali sąsiadującą z ogródkiem, drewnianą, uroczo skrzypiącą werandę, gdyż panowała ciepła aura i las aromatyzował powietrze niby markowy spray lub kostka zapachowa ekskluzywnej firmy. Prezydent rozpoczął dialog od pytania trochę obcesowego:

– Lieonidzie Konstantinowiczu, wasze dzieło to robota wnikliwego analityka, proszę mi więc powiedzieć jaki jest największy dotychczasowy błąd mojej prezydentury? Największa wpadka Putina, tylko szczerze, Lieonidzie Konstantinowiczu.

– Szczerze?… Panie prezydencie, za Stalina mówiło się, że „cmentarze są pełne szczerych”.

– Czy ja jestem Gruzinem, Lieonidzie Konstantinowiczu?

„A czy ja jestem kretynem?”- pomyślał Szudrin i odparł:

– Błędów nie robi tylko ten, kto nie robi niczego. Ja jestem historykiem, więc na pańskie pytanie odpowiem jako dziejoznawca. Głównym pańskim błędem było uczynienie świętem narodowym rocznicy „wyzwolenia Moskwy spod władzy polskich interwentów”. Wie pan co mówią sondaże, panie prezydencie?

– Wiem, że sondaże często obnażają głupotę albo zupełną ignorancję mas – prychnął Putin. – Sondaże prowadzone wśród społeczeństw Zachodu dowiodły, że, według młodych obywateli globu, podczas drugiej wojny światowej Amerykanie i Niemcy wspólnie walczyli przeciw Rosjanom!

– Młodzież wszędzie jest dziś głupia jak gra komputerowa, panie prezydencie, ale u nas sondaże wykazały, niestety, że aż połowa całego społeczeństwa, czterdzieści osiem procent, nie ma pojęcia co obchodzimy czwartego listopada, i tylko cztery procent Rosjan wie, że w 1612 wypchnęliśmy z Kremla Polaków. Cztery procent! Zasadniczy błąd to fakt, że dzięki pańskiej inicjatywie cały świat usłyszał, iż Polacy kiedyś władali Rosją, okupując Kreml, serce Rusi! Napoleon trzymał Kreml ledwie kilka godzin, a Polacy miesiącami, bardzo długo! Chciał pan im dokuczyć, tymczasem zrobił im pan prezent, dał im pan laur.

– Nie mogę już cofnąć tego… – wymamrotał kwaśno Putin.

– W takiej sytuacji można zrobić tylko jedną rzecz, panie prezydencie. Uciec do przodu.

– Jak?

– Trzeba wszczepić wszystkim Rosjanom historyczną wiedzę o roku 1612.

– Jak? Nawet połowa nie czyta gazet i książek.

– Ale wszyscy oglądają filmy patriotyczno-historyczne, w telewizji i w kinach. Trzeba zrobić megaprodukcję historyczną za grube miliony, które wyłoży któryś z oligarchów. Najlepiej Żyd, co uciszyłoby warczenie Paryżów i Nowych Jorków dotyczące skazania Chodorkowskiego.

– Mam gdzieś cały ten ich wrogi bulgot! – uniósł się prezydent. – Chodorkowski to złodziej i skurwysyn, jak Gusiński, Bieriezowski i jeszcze paru!

– A reszta naszych oligarchów to są święci? – spytał cierpko Szudrin.

– Nie, to też skurwysyny, lecz to moje skurwysyny!

– Bardzo słuszna amerykańska filozofia, panie prezydencie, stary jankeski bon-mot. Tam zresztą również Żydzi robią patriotyczne gnioty, „made in Hollywood”. Nasz żydowski kapitał chętnie sfinansuje antypolskie dzieło o roku 1612, Żydzi nienawidzą Polaków bardziej niż hitlerowców, taka plemienna mania. Łatwo wybuli Abramowicz, film kosztuje dużo mniej niż zakupy gwiazd futbolu dla Chelsea. Lub inny wasz pupil, panie prezydencie, Wekselber Wiktor. Wykupił dla Kremla carskie jajka Faberge, niech teraz wykupi filmowe jajo dla wszystkich ruskich patriotów. Oczywiście nie dla inteligentów, dla tych czterech procent, bo to musi być film „płaszcza i szpady”, dla masowej widowni, dla dziewięćdziesięciu sześciu procent.

– A co można zrobić, żeby obłaskawić inteligencję, Lieonidzie Konstantinowiczu?

– Można zrobić dużo, nawet bardzo dużo, ale kosztem siły władzy, czyli spłaszczając władzę decentralizująco, w kierunku liberalno-demokratycznym, wedle postępowych reguł, sloganów i miazmatów uwielbianych przez inteligencję. A wszystko to bez żadnej gwarancji sukcesu. Fumy inteligencji, plus libertyńskie przesądy inteligencji, sprawiają, że jako zbiorowość jest równie trudno obłaskawialna co muzułmanie na Zachodzie. Proszę spojrzeć: Angole czy Italiańcy ze wszech sił obłaskawiają muzułmanów, głaszczą, pieszczą, dowartościowują, a ten hołubiony przez nich sąsiad muzułmanin ma tylko jeden problem: czy można kraść radia samochodowe w okresie Ramadanu?

Putin zrozumiał „bystro”:

– Pieszczony przez nas inteligent myśli jedynie jak zyskać poklask swych zachodnich „meczetów”: Sorbon, Oxfordów i Harvardów. Czy filozachodnia dysydenckość jest wrodzoną chorobą tej naszej warstwy, tej klasy społecznej?

– Warstwy tak, lecz poszczególne indywidua gną się u kremlowskiego tronu łatwo, proporcjonalnie wobec pokus: liczby zer towarzyszących innym cyfrom na koncie, rodzaju tytułów, foteli, medali i rang – wyjaśnił Szudrin.

– Wcale nie tak łatwo! – fuknął prezydent. – Sołżenicyn nie przyjął nagrody państwowej od Gorbaczowa, a od Jelcyna nie wziął medalu. Ilekroć mu się proponuje jakiś honor państwowy, mówi: niet! To jest jak symbol, bo dla Zachodu Sołżenicyn stanowi logo inteligencji rosyjskiej.

– Każdego można skusić – uparł się gość. – Idę o zakład, że w ciągu miesiąca skłonię Sołżenicyna do wzięcia nagrody federalnej z pańskich rąk.

– Przyjmuję ten interesujący zakład, Lieonidzie Konstantinowiczu – uśmiechnął się gospodarz. – Lecz jeśli pan przegra…

– To wylecę z egzaminu, z konkursu, poza krąg osób, które są pańskimi rozmówcami, panie prezydencie. Spadnę z drabiny prowadzącej ku Kremlowi, śmierć cywilna. Ale jeśli wygram, każe pan opublikować moją dysertację jeszcze w tym roku. Bez cenzury, i bez żadnych reinterpretacji czy uzupełnień.

– Ładno! – krzyknął Putin, wyciągając dłoń. – Sogłasien!

* * *

Putinowski wtręt, iż „sondaże obnażają głupotę albo ignorancję mas”, był całkowicie słuszny, lecz prawdą jest również, że sondaże często ujawniają egzystencjalne realia: ludzkie strachy, potrzeby, frustracje itp. Oto (przykładowo) czołowe, według sondaży, fakty i zachowania irytujące ludzi – rzeczy, które najbardziej bliźnich denerwują: hałaśliwi sąsiedzi; agresywni kierowcy; brudasy cuchnące; właściciele psów niesprzątający z ulic kup po swych pupilach; komórki dzwoniące tam, gdzie jest wymóg ciszy; przypisywanie sobie efektów cudzej pracy. Właśnie to ostatnie przepełniło czarę goryczy generała Kudrimowa.