– Dlatego pilnujecie…
– Dlatego musimy pilnować obu stron barykady, kiedy nadciąga demokracja. Pani strona zwie się prawicą. I dlatego już teraz, jeśli lewicowe media będą atakować Puls Ojczyzny piórami swych intelektualnych prostytutek, wydawnictwo odwinie brzytwą, ciosem brzytwy przez ujadające gęby goszystów. Na przykład drukując tekst polskiego antykomunistycznego satyryka, genialnego kuplecisty, pana „Szpota”.
I wręczył Klarze fragment „poematu” Janusza Szpotańskiego, tyczący zachodniej elity intelektualnej oraz jej usprawiedliwień dla czerwonego totalitaryzmu:
– Co to jest falanster? – zapytała Klara.
– Utopijna wspólnota dawnych komunistów, lewaków francuskich, gdzie miała obowiązywać także wspólność żon – wyjaśnił Kraus. – Podobał się „Szpot”!
– Zgrabny. Mniej mi się podoba pewność, że pan pierwszy napuści lewaków na moje wydawnictwo, by zdetonować hałas i zmusić mnie do walki.
– Ale włoska torebka, którą przedwczoraj sobie kupiłaś płacąc równowartość trzech robotniczych pensji miesięcznych, dalej ci się podoba?… – zapytał obcesowo sponsor.
W kolejnym spotkaniu członków „loży «Put'»„ wzięło udział dziesięciu „putników”- tym razem był obecny również doradca nr 1 Putina, Siergiej Jastrzembski. Pawłowski i Surkow odrobili „pracę domową”- przygotowali warianty gry pt. Federacją Rosyjską rządzić musi dalej Władimir Władimirowicz Putin. Referował Surkow, czytając z kartki kolejne sugestie rozwiązania problemu:
– Wariant pierwszy: prezydent startuje w najbliższych wyborach parlamentarnych z listy ugrupowania Jedna Rosja, które ma obecnie prawie pięćdziesiąt procent poparcia, tak mówią sondaże. Następnie…
– Chwileczkę! – krzyknął Timczenko. – Czy to oznacza, że prezydent zapisuje się do partii?
– Nie, prezydent jest formalnie ponadpartyjny, jest przywódcą całego narodu niemającym legitymacji partyjnej, wszelako brak partyjnej przynależności nie przeszkadza nikomu startować z listy danej partii, jeśli tylko ta partia chce daną osobę wstawić na swoją listę, a czy JedRo, partia w końcu proprezydencka, „kremlowska”, utworzona dla wspierania Putina, nie zechce dać prezydentowi pierwszego miejsca na liście swych kandydatów do parlamentu? – spytał retorycznie Surkow.
– I żeby kandydować do Dumy nie będzie musiał rezygnować z urzędu prezydenta? – zdziwił się Miedwiediew.
– Nie musi tego robić, sprawdziliśmy, prawo zezwala urzędującemu prezydentowi kandydować.
– No dobra, i co dalej? – zapytał Iwanow.
– Dalej mamy właśnie ów pierwszy wariant, moi drodzy. Inna sprawa, że wszystkie warianty, które ja i Gleb przedstawimy, bazują na tym samym fundamencie: prezydent musi startować jako kandydat w wyborach parlamentarnych i musi zostać, choćby formalnie czy jednodniowo, deputowanym parlamentu. Niewątpliwie będzie wybrany, i będzie „lokomotywą” partyjnego towarzystwa, czym ułatwi start wielu innym kandydatom, bo kiedy tylko media ogłoszą, że Putin kandyduje z listy Jednej Rosji, notowania tej partii pójdą mocno w górę. I oto pierwszy wariant: JedRo wygrywa, Putin przesiada się ze stołka prezydenckiego na fotel premiera rządu, a zdominowana przez dwie partie „kremlowskie” Duma uchwala nowe prawo, które pełnię władzy nad Federacją oddaje premierowi, z prezydenta czyniąc kukiełkę. Tolerowalibyśmy więc marionetkowego prezydenta, zaś u steru mielibyśmy prezesa rady ministrów jako tego samego cara co dzisiaj. Premierem można być dożywotnio. I można przenieść siedzibę premiera na Kreml, to kwestia odpowiedniej ustawy.
– Bardzo pięknie, tylko aby Jedna Rosja zdominowała Dumę i dzięki temu wzięła rządową władzę, musi uzyskać w wyborach więcej aniżeli pięćdziesiąt procent głosów, zaś by zmieniać konstytucję, musi dostać przynajmniej sześćdziesiąt trzy procent głosów – podniósł Iwanow. – Nie ma pewności, nie ma gwarancji, że to się uda.
– Nie ma, dlatego opracowaliśmy warianty alternatywne. Wariant drugi: w grudniowych wyborach Putin zyskuje mandat do parlamentu…
– To jest stuprocentowo pewne – zgodził się Iwanow.
– Tak, to jest pewne. A więc zdobywa mandat deputowanego, rezygnuje z prezydentury, by zająć fotel parlamentarny, po czym 2 marca 2008 roku startuje jako zwykły deputowany w wyborach prezydenckich, które łatwo wygrywa i przez kolejne dwie kadencje jest prezydentem Federacji, aż do 2016 roku.
– Konstytucja zezwala na taki trik? – zdziwił się Sobianin.
– Zezwala, bo nie zabrania – wyjaśnił Pawłowski. – Wszystko co nie jest zabronione, jest dozwolone. Prawnicy nazywają coś takiego „luką prawną”.
– Czy są jeszcze inne warianty? – spytał Miedwiediew.
– Kolejny wariant to superpremier Putin, który po czterech latach wszechwładnego premierowania może znowu legalnie zostać prezydentem, już bez żadnych „luk”. I wreszcie wariant…
– Zaraz, zaraz, czegoś tutaj nie rozumiem! – wtrącił Sobianin. – Mówisz: cztery lata, a dlaczego…
– Bo to kadencja!
– Tak, lecz już wiemy, że wystarczy dzień przerwy, by odzyskać prawo kandydowania na prezydencki fotel. Jasne, że jeden dzień to byłaby komedia, heca, farsa, nikt tego nie zrobi, miesiąc to też zbyt krótko, żeby się nie śmiano, ale rok?… Jeśli prezydent-figurant umrze lub zachoruje w ciągu roku czy półtora roku, wówczas chyba…
– Masz słuszność, Sierioża, wówczas są wybory prezydenckie i premier może startować bez hecy! – przyznał Surkow. – Taka sama sytuacja jest szczęśliwą ewentualnością w czwartym wariancie. To wariant „tylnego siedzenia”. Nowym prezydentem zostaje figurant, Putin zostaje premierem bez uprawnień nadprezydenckich, czyli zwykłym szefem rządu, a nie figurą carską, lecz z „tylnego siedzenia” kieruje, bo prezydent musi spełniać wszystkie jego ciche rozkazy.
– Backseat driver! – popisał się angielszczyzną Naryszkin, robiąc „perskie oko”. - Tego jeszcze u nas nie było, riebiata!
– Było! – wszedł mu w słowo Szudrin, widząc okazję zemsty za czkawkową „recenzję” swej rozprawy historycznej, wyrażoną przez Naryszkina podczas uprzedniego dyskursu. – Było, kiedy Iwan Groźny zrzekł się tronu i pojechał do Słobody Alieksandrowskiej, żeby zostać eremitą. Obowiązki carskie kazał sprawować pewnemu Tatarowi, Naryszkinowi…