–Ja dużo wiem – odparła ze źle skrywaną złością i wyszła, trzaskając drzwiami.
96
–Niech pani da, ja wyrzucę. – Sara wynurzyła się z zaplecza, skąd podsłuchiwała rozmowę.
–Nie trzeba. Sama to zrobię. – Edyta zgarnęła papiery i zawinęła w sweter.
–Proszę pani, no jak to? Nie płaci mi pani za to, żeby sama latać ze śmieciami… – Dziewczyna obruszyła się, widząc, jak jej pracodawczyni zmierza do drzwi księgarni. – Chociaż niech pani to wrzuci do kosza! – krzyknęła za nią, zdziwiona niecodziennym zachowaniem szefowej. Już sam fakt, że nie skoczyły sobie z Wawrzecką do gardeł, był szokiem, a teraz jeszcze to?
Edyta ze spokojem wyszła z księgarni, nie zwracając uwagi na Sarę. Skierowała się w stronę restauracji, gdzie Daria, stojąc w drzwiach, flirtowała z Piotrem Sianeckim.
–Ciekawe, co ten tu robi? – przemknęło jej przez myśl na widok zarumienionego mężczyzny, który z zakłopotaniem przecierał okulary. Darię wydawało się to bawić.
–Zapomniałaś czegoś, kiedy wychodziłaś… – Edyta minęła ją i wrzuciła porwane na strzępy plakaty do wnętrza lokalu.
2.
Nie był wściekły. Nie rozumiał dlaczego, ale nie czuł furii, gniewu ani złości, właściwie nie czuł nic. Niedowierzanie, oszołomienie, może zaskoczenie byłoby czymś oczywistym, ale też nie. Nic. Pustka. Chociaż nie, pustka też nie. Michał Nawrocki właśnie zrozumiał wypełniające go uczucie. Była to bezsilność połączona z przyjęciem do wiadomości tego, co właśnie usłyszał.
–Rozumiem, że tym razem jest pan absolutnie pewien, że dziewczyna, która przed dwoma miesiącami szukała u pana pracy i którą pan chciał zatrudnić, a którą rozpoznał pan na fotografii, to nie jest dziewczyna ze zdjęcia, które panu pokazałem? – Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie brzmi raczej niejasno, ale nie potrafił teraz sformułować go w sensowniejszy sposób.
–Zdjęcie jak zdjęcie. Pomyliłem się… To się zdarza. – Adamiak był blady i unikał spojrzenia komisarza.
–Nawet pan nie wie, ile razy – przyznał z lodowatym spokojem Nawrocki.
97
–No sam pan widzi, panie komisarzu. Zresztą przecież mówiłem wtedy, że dla mnie te wszystkie dzieciaki wyglądają tak samo. – Mężczyzna rozłożył ręce w geście bezradności.
Nawrocki wbił w niego wzrok. Ten człowiek kłamał. Drżały mu ręce, na czole perlił się pot. Wydawał się solidnie wystraszony. Ktoś kazał mu skłamać, Michał był tego pewien. Tylko kto?
–Czy zna pan komisarza Chmiela? – zapytał od niechcenia.
–Chmiela? – zdziwił się właściciel pizzerii. – Jego żonę znam, to naczelnik naszej skarbówki, ale jego samego nie. A dlaczego pan pyta? – Podniósł wzrok na policjanta.
Ten spoglądał chwilę badawczo na Adamiaka. Był przekonany, że mężczyzna powiedział prawdę. Rzeczywiście nie znał Chmiela. Nie osobiście.
Kolejna koncepcja upadła, pomyślał z goryczą. Liczył po cichu, że jego przeciwnik jest zamieszany w tę sprawę, ale teraz nie był już tego taki pewien. Wszystko miałoby sens, gdyby to Chmiel kazał mu kłamać. W tej sytuacji… Westchnął ciężko. Albo jest kiepskim gliną, albo wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu.
–A co z chłopakiem, który ją widział? On też się pomylił? – Michał z uporem drążył sprawę, nie odpowiadając na pytanie właściciela pizzerii.
–Rzucił pracę kilka dni temu – odparł tamten. – Wie pan, ci młodzi ludzie nigdzie nie potrafią zagrzać miejsca. – Z lekceważeniem wzruszył ramionami.
–Z pewnością. – Komisarz przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Mężczyzna odwrócił wzrok. – No cóż, dziękuję panu – powiedział oficjalnie Michał, po czym rzucił od niechcenia: – Wie pan, że ojciec tej dziewczyny jest w szpitalu? Zawał.
–Och… – bąknął niewyraźnie Adamiak. – To przykre.
–Nie tak jak śmierć dziecka.
Przez ułamek sekundy twarz właściciela pizzerii wykrzywiła się w grymasie bólu, niechęci, poczucia winy. Nawrocki nie zdążył tego zinterpretować. Wyszedł.
3.
Nie było dużego ruchu, więc Edyta bez skrupułów zostawiła Sarę w sklepie. Ona sama zaś, po przekonaniu miejscowego proboszcza, że nie jest czci-
98
cielką szatana, stała teraz przed plebanią, czekając, aż wiekowa gospodyni raczy otworzyć drzwi. Wprowadziła ją do niewielkiego gabinetu zastawionego regałami pełnymi książek. Ksiądz Adam miał nie więcej niż pięćdziesiąt lat, lekko szpakowate włosy, okrągłą twarz i delikatne pulchne dłonie. Zapewne sprawiałby wrażenie dobrotliwego poczciwca, gdyby nie surowy wzrok i wąskie, zaciśnięte wargi.
–Dzień dobry. Byłam z księdzem umówiona. Edyta Mielnik. – Podała mu rękę.
–Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – odparł karcącym tonem, udając, że nie zauważył jej wyciągniętej dłoni.
Edyta, udając, że nie dostrzegła wrogiego powitania, nie czekając na zaproszenie, usiadła na krześle naprzeciwko biurka, za którym stał proboszcz.
–Nie zajmę księdzu dużo czasu – powiedziała prosto z mostu. – Wiem, jaki ksiądz ma stosunek do mnie i innych mieszkańców Lipniowa, czerpiących zyski z pogańskich praktyk. Zatem ten element rozmowy możemy ominąć. Sprowadza mnie tu sprawa tłumaczenia, jak powiedziałam księdzu podczas rozmowy telefonicznej.
–A ja powiedziałem pani, że nie zajmuję się tłumaczeniami. – Skrzyżował dłonie, przechylając się nad biurkiem w jej stronę. – Pani właściwie wymusiła na mnie tę rozmowę, więc proszę nie oczekiwać ode mnie pomocy.
–Tu nie chodzi o jakieś zwykłe tłumaczenie. – Edyta nie dała się wyprowadzić z równowagi. – Proszę zobaczyć… – Podała księdzu stary notes otrzymany od Lidki. – Nie mogę mieć stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że to mogło należeć do pana Teodora Ligockiego. Wydaje mi się, że jego śmierć nie była… – Zawahała się, nie wiedząc, jakiego słowa należałoby tu użyć. – Uważam, że odkrył coś, co utrzymywano w tajemnicy, i komuś się to nie spodobało. To niekoniecznie musiało być samobójstwo – dokończyła.
Proboszcz był wyraźnie poruszony. Mimo początkowej niechęci wysłuchał jej uważnie.
–Skąd pani to ma? – zapytał cicho, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.
–Nie mogę powiedzieć. Jeśli mam rację i pan Ligocki na coś natrafił… Na coś, co mogło przyczynić się do jego śmierci, ta osoba mogłaby być zagrożona. Lepiej poprzestańmy na mnie.
–Tak… – Ksiądz Adam zastanawiał się dłuższą chwilę. – Proszę mi to zostawić. Oczywiście, zajmę się tymi zapiskami. Zobaczymy, co tam jest – oznajmił w końcu.
99
–Wiedziałam, że w takiej sprawie mogę na księdza liczyć – powiedziała z ulgą Edyta. – Pójdę już… – Wstała. – Kiedy mogę się z księdzem skontaktować?
–Zadzwonię do pani – obiecał.
Zdawała sobie sprawę, że na milsze pożegnanie nie powinna liczyć. Była zadowolona, że proboszcz zgodził się jej pomóc. Zamykała za sobą drzwi, gdy ksiądz Adam ją zawołał.
–Pani Mielnik…
–Tak? – Odwróciła się ku niemu.
–Czy to jedyny egzemplarz?
–Tak – zapewniła go. – Nic mi nie wiadomo, żeby była jakaś kopia albo więcej podobnych notatek.
–Zadzwonię do pani – powtórzył proboszcz i otworzył notes. Tym razem Edyta została odprawiona na dobre.
Postanowiła wracać prosto do księgarni. Przez moment rozważała, czy by nie odwiedzić Bartkowiaka w szpitalu, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Wizyta przed tygodniem nie była specjalnie udana, podobnie jak kontakt telefoniczny. Ojciec Eli zakończył szybko rozmowę, zapewniając, że czuje się doskonale i niczego nie potrzebuje. Na propozycję odwiedzin zareagował niemal niegrzecznie, mówiąc, że lada moment wypiszą go ze szpitala, wraca do domu, żeby zorganizować pogrzeb i nie w głowie mu towarzyskie spotkania. Edyta nie czuła się w najmniejszym stopniu urażona. Przez pana Jana przemawiały rozżalenie i gniew. Skoro wolał być sam, postanowiła uszanować jego życzenie, zwłaszcza że nie zamierzała go odwiedzić zupełnie bezinteresownie. Chciała zadać mu kilka pytań na temat córki.