Выбрать главу

Z człowiekiem tym przybył cały osobny moduł, który został podłączony do statku bazy w miejscu sąsiadującym z sekcją bezpieczeństwa. Tutaj, z dala od pozostałych, tajemniczy gość wykonywał swoje zadania, otoczony przez Strażników, którzy nie mieli najmniejszego pojęcia kin był i co robił — i którym nie wolno było wejść do modułu, tak jak nie było wolno i samemu admirałowi. Zamki zaprogramowane były bowiem na fale mózgowe tajemniczego mężczyzny, na wzór jego siatkówki, na jego strukturę genetyczną i praktycznie na wszystko, co tylko był w stanie wymyślić cierpiący na paranoję wydział bezpieczeństwa. Każdy, kto by usiłował tam wejść zostałby natychmiast zatrzymany i przekazany odpowiednim służbom. Materia nieożywiona byłaby natomiast bez na najmniejszej zwłoki rozpylona na atomy.

I chociaż ów mężczyzna przebywał tam już od kilku miesięcy, nikt nie znał nawet jego imienia. Nie żeby trzymał się całkowicie na uboczu — przeciwnie, brał udział w grach sportowych i innych rozrywkach, jadał posiłki w messie służby bezpieczeństwa, zdarzało mu się nawet jadać kolację i pić wino w towarzystwie kobiet, zarówno wojskowych, jak i cywilnych, najwyraźniej — zaintrygowanych jego tajemniczością. Był sympatyczny, miły w obejściu i w pełni zrelaksowany. Podczas tych wszystkich miesięcy, nie wyjawił żadnego szczegółu na swój temat, nawet tym, z którymi zapoznał się bliżej — chociaż, jak zauważyli funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, miał wyjątkowy talent dowiadywania się o najbardziej intymnych sprawach ludzi, z którymi się spotykał. Podziwiano jego samokontrolę i profesjonalizm i odczuwano przed nim lęk.

Codziennie spędzał kilka godzin w swojej niewielkiej kabinie, będącej zarazem jego sypialnią. Wszyscy zastanawiali się, co też może kryć jej wnętrze, ale nikt nigdy nie odgadł prawdy.

Kiedy wchodził do swego modułu, usłyszał brzęczyk. Po raz pierwszy odczuł podniecenie i ekscytację. Już dawno osiągnął to, co było możliwe, jeśli chodzi o dane fizyczne i od dawna stanowiło to dla niego jedynie nudne i monotonne ćwiczenie. Komputer zapisał wszystko, co mógł, ze śladów pamięci, ale obraz, który mu przedstawił, był zbyt niekompletny i zbyt pełen emocji, by znaczyć cokolwiek. Mając nadzieję, iż tym razem będzie inaczej, skierował się do fotela dowódcy i usiadł w nim. Komputer, wyczuwając jego obecność, opuścił małe sondy, umieścił je wokół jego głowy, zaaplikował mu odmierzoną porcję iniekcji i rozpoczął wczytywanie zapisu głównego.

Przez chwilę unosił się w półhipnotycznej mgle, powoli jednak w jego mózgu poczęły powstawać obrazy, tak jak zdarzało się to już przedtem. Tyle że teraz wydawały się ostrzejsze, wyraźniejsze, bardziej podobne do jego własnych myśli. Środki farmakologiczne i sondy neuronowe wykonały swoje zadanie. Jego własny umysł i osobowość ustąpiły pola, a ich miejsce zajął podobny, a jednak zupełnie inny układ.

— Agent ma się zgłosić na rozkaz — polecił komputer, przesyłając tę komendę głęboko w jego umysł, w umysł, który już nie był jego własnością.

To, co teraz miało nastąpić, a tak przynajmniej twierdzili technicy, to przywołanie całkowitej informacji, pełnej zawartości pamięci jego alter ego znajdującego się na powierzchni planety, informacji, którą jego własny umysł posortuje, poklasyfikuje i zredaguje, czyniąc z niej konkretną całość.

Włączyły się urządzenia rejestrujące.

Mężczyzna w fotelu odchrząknął kilkakrotnie. Minęły przeszło trzy godziny, nim oprócz pomruków i dziwacznych słów czy dźwięków z jego ust zaczęły wydobywać się pierwsze sensowne sylaby, ale komputer był nieskończenie cierpliwy, wiedząc iż umysł mężczyzny odbiera olbrzymie ilości danych i trudzi się wielce z ich sortowaniem i klasyfikowaniem.

W końcu mężczyzna zaczął mówić równo i płynnie.

Rozdział pierwszy

ODRODZENIE

Po przemówieniu Kręgi i po drobnych zabiegach związanych z uporządkowaniem spraw osobistych — miało to przecież potrwać trochę dłużej — zgłosiłem się do Kliniki Służb Bezpieczeństwa Konfederacji. Naturalnie, byłem tam już wiele razy przedtem, nigdy jednak świadomie w tym właśnie celu. Było to przecież miejsce, gdzie programowano nas przed wykonaniem misji, dostarczając niezbędnej podczas jej wykonywania informacji, i gdzie doprowadzano nas do pierwotnego stanu po jej zakończeniu. Praca moja, co zrozumiale, często była poza legalna — termin ten w moim odczuciu jest bardziej właściwy od nielegalna, jako że ten drugi implikuje zamiar popełnienia przestępstwa — i często tak delikatna, iż, w żaden sposób nie można jej było ujawnić. By uniknąć ryzyka takiego ujawnienia, wymazywano z pamięci agentów pamięć o misji, dotyczącej spraw delikatnych. Zdarzyło się to każdemu z nas.

Życie takie, w którym delikwent nie wie nawet, gdzie był i co robił, może wydawać się dziwne, jednak ma ono swoje plusy. Skoro potencjalny wróg, czy to polityczny czy wojskowy, wie, iż wymazano ci co trzeba, możesz sobie żyć praktycznie normalnym, spokojnym życiem po zakończeniu każdej misji. Nie ma sensu cię likwidować, bo przecież nie posiadasz wiedzy na temat tego, co zrobiłeś, dlaczego to zrobiłeś, czy dla kogo to zrobiłeś. W nagrodę za te przerwy w życiorysie, agent Konfederacji prowadzi żywot przyjemny i luksusowy, otrzymuje niemal nieograniczoną ilość pieniędzy i wszystko, co jest mu potrzebne do życia w komforcie. Ja osobiście obijałem się tu i tam, pływałem, uprawiałem hazard, jadałem w najlepszych restauracjach, grałem w różne gry zręcznościowe i w tenisa — w czym byłem nie tylko niezły, ale co pozwalało mi również utrzymywać dobrą kondycję fizyczną. Życie takie sprawiało mi wielką przyjemność, oczywiście z wyjątkiem regularnych sześciotygodniowych treningów związanych z ciągłym przekwalifikowaniem — treningów przypominających szkolenie wojskowe, tyle że o wiele bardziej przykre — i nie miewałem wyrzutów sumienia z powodu jego lekkiego charakteru. Treningi nie pozwalały, by ciało czy umysł zmiękły od zbytnich komfortów. Implantowane na stałe czujniki monitorowały nieustannie wszystkie najważniejsze parametry i decydowały o tym, kiedy przydałaby się „odnowa biologiczna”.

Często zastanawiałem się nad tym, jak bardzo wyrafinowane są te czujniki. Myśl bowiem, iż cała służba bezpieczeństwa mogłaby oglądać moje ekscesy z początku bardzo mnie irytowała, ale po jakimś czasie, nauczyłem się w ogóle o tym nie myśleć.

Życie, jakie mi oferowano w tym zawodzie, było po prostu bardzo miłe. Poza tym i tak nie miałem żadnego wpływu na te sprawy. Ludzie na większości cywilizowanych światów także mieli wszczepione podobne czujniki, tyle że nie tak wyrafinowane technicznie jak moje. Jakże bowiem inaczej dałoby się utrzymać w porządku, postępie i pokoju tak olbrzymie masy rozrzuconej w przestrzeni ludności?

Kiedy jednak przychodziła misja, nie można było przecież rezygnować z nabytego uprzednio doświadczenia. Wymazanie danych z mózgu bez ich zmagazynowania gdzie indziej, byłoby wielce niepraktyczne, bo przecież dobry agent staje się coraz lepszy dzięki temu, iż nie powtarza własnych błędów.

Dlatego właśnie należało się udać do Kliniki Służb Bezpieczeństwa, gdzie przechowywano to wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłeś i pozwolić, by ci to na powrót wpisano, tak żebyś mógł być cały na duszy i ciele przed następną misją.

Zdumiewał mnie zawsze mój stan, kiedy wstawałem z fotela po przywróceniu mi pamięci. Nawet wyraźne wspomnienia rzeczy, których dokonałem wprowadzały mnie w zdumienie. Dziwiło mnie bardzo, iż to ja właśnie, wybrany ze wszystkich ludzi na świecie, zrobiłem to czy owo. Tym razem wiedziałem jednak, że proces ten pójdzie o jeden krok dalej. Nie tylko cały „ja” wstanę z tego stołu, ale ta sama pamięć zostanie odciśnięta w innych umysłach, w innych ciałach — w tylu, ile będzie niezbędnych do uzyskania właściwego rezultatu.