Выбрать главу

– Marco zawsze nienawidził zła – powiedział Gabriel cicho. – Może też dlatego, że imię jego ojca zostało błędnie utożsamione z Szatanem. Ze to tkwiło w duszy Marca jako bolesna rana jeszcze od czasów dzieciństwa. Pamiętajcie, że był zmuszony zastrzelić rodzonego brata. Nigdy nie przestał ubolewać nad tym do czasu, kiedy bracia znowu się spotkali w Dolinie Ludzi Lodu i nieszczęsny Ulvar przeszedł na tak zwaną dobrą stronę. Myślę, że to był najpiękniejszy moment w życiu Marca. Obaj bracia płakali gorzko, obejmując się nawzajem, jak czytamy w księgach Ludzi Lodu.

– Jak czytamy w księgach? – zaprotestowała Indra. – Przecież ty też tam byłeś, ojcze!

– Tak – potwierdził Gabriel cicho. – Byłem tam. Jako dziecko, wstrząśnięte całą potworną walką przeciwko hordom zła. Ale posłuchaj teraz, Indro. Obcy powiadają, że nie musicie przebywać tak długo na kwarantannie, jak to się zazwyczaj dzieje. Pod warunkiem, że próby laboratoryjne zakończą się pomyślnie.

– Miło to słyszeć! Bałam się już, że będę musiała zacząć robić na drutach. Chcę wyjść stąd jak najprędzej i przydać się do czegoś! A przede wszystkim chcę spotkać Rama!

– Tak, słyszeliśmy, słyszeliśmy – uśmiechała się Miranda. – Że też Talornin mógł być taki głupi! Zabraniać wam być razem. Gratuluję serdecznie, Indro!

– Dziękuję! Jestem tak niewiarygodnie szczęśliwa, że wprost nie mogę tego pojąć. A co się właściwie stało z Talorninem?

– Wyczyszczenie – powiedział Gabriel krótko.

Wszyscy milczeli. Nikt z nich nie wiedział, co oznacza słowo wyczyszczenie lub filtracja. Wiadomo było, że przestępców wysyła się do Ciemności, by próbowali jakoś przeżyć w krainie bestii. Dotychczas najwyraźniej nikomu się to nie udało. Tacy jednak jak Talornin i Lenore oraz inni im podobni po prostu znikają z Królestwa Światła… Co się z nimi dzieje? Jedyne co wiedzieli to to, że Lenore dostała histerii i była śmiertelnie przerażona, gdy odczytano jej wyrok.

Nie brzmi to szczególnie przyjemnie.

Ani ona, ani Talornin nie popełnili przecież żadnego przestępstwa. Po prostu zachowywali się niegodziwie.

– No, a co się wydarzyło w kraju podczas naszej nieobecności…? Mój Boże, wciąż nie mogę zrozumieć, że nie przeżyliśmy w podróży pięćdziesięciu siedmiu dni, jak nam się zdawało. Cztery? Cztery nędzne dni, w tak krótkim czasie chyba niewiele mogło się wydarzyć?

– Owszem, pewien mały chłopiec ma problemy. Goram… no, chyba pamiętacie Gorama?

– Oczywiście – powiedziała Miranda. – To on przecież uratował mnie przed czerwonookimi potworami w Ciemności, kiedy wyruszyliśmy na ratunek jeleniom olbrzymim. Sympatyczny chłopak! I urodziwy.

– Ja nie pamiętam go tak dobrze – wtrąciła Indra. – Bo po uratowaniu ciebie musiał przez cały czas siedzieć w Juggernaucie.

– Uratowali mnie obaj z Nidhoggiem, nie zapominajcie o Nidhoggu!

– Nie zapominamy o nikim. Tylko ja byłam chyba zbyt zajęta obecnością Rama, by w czasie tamtej ekspedycji zwracać uwagę na innych. Ale co z Goramem i tym jakimś chłopcem? Czy my, Mirando, nigdy nie nauczymy się normalnie rozmawiać? Nie przestaniemy robić tych nie kończących się, pogmatwanych dygresji. Myślisz tato, że odziedziczyłyśmy to po tobie?

– Bardzo prawdopodobne – uśmiechnął się Gabriel. – Ale krótko mówiąc: ów mały chłopiec, który ma na imię Silas, był ofiarą prześladowań. Dręczyli go koledzy w szkole, ojciec bił go tak, że biedak wciąż miał mnóstwo siniaków. Jego godna podziwu kuzynka zwróciła się o pomoc do Strażników i Goram pojechał zrobić porządek. Chłopiec jest głuchy, jak się okazało, ale nikt się tym nie zajął. Po ostatnim upokarzającym ataku ze strony większych uczniów szkoły Silas uciekł i wszyscy go szukają. Zgadnij, kto go uratował?

– Goram?

– Tym razem nie, on był zajęty aresztowaniem ojców, i chłopca, i tej jego kuzynki. To bracia, którzy w ogóle nie powinni mieć prawa zamieszkiwania w Królestwie Światła. Nie, tym, kto uratował Silasa i uwolnił go od samotności, jest istota równie jak on samotna. To smok należący do Kiro.

– Ach, ta słodka bestia, która nie odstępowała Kiro! Jakie to wzruszające!

– Tak. Teraz Silas i jego kuzynka siedzą w bunkrze smoka na stacji kwarantanny dla zwierząt. Zastanawiam się, jak się czują.

– Och, żebym tak mogła już wyjść – westchnęła Indra. – Kocham takie ratowanie nieszczęsnych istot. To moja specjalność. Co się stało, Mirando?

Tamta chwyciła gwałtownie Gondagila za ramię.

– Myślę… myślę, że powinnam zaraz pojechać do szpitala.

– Już? – zawołał Gondagil. – Ale to przecież trzy tygodnie za wcześnie!

– Nie czepiaj się drobiazgów – syknęła Indra. – Zabieraj ją stąd! Natychmiast!

Tego wieczoru Indra z przyjemnością położyła się w sterylnym łóżku na stacji kwarantanny, okryła się po same uszy i rozkoszowała. Nudne miejsce czy nie, niebezpieczne opady ani zmartwienie o siostrę nie mąciły radości, że znajduje się w domu, w rozkosznym, niezwykle rozkosznym łóżku!

14

– Czy myślisz, że oni o nas zapomnieli? – pytał Silas przestraszony.

– Nie, no coś ty – zapewniała go Lilja zdecydowanie, ale sama obawiała się tego samego co on. Siedzieli skuleni obok siebie w oświetlonym bunkrze i nie mogli wyjść na zewnątrz. Goram prosił, żeby zaczekali, byli mu więc posłuszni.

Ale czas wlókł się niemiłosiernie.

Lilja spoglądała ukradkiem na strasznego smoka, który dyszał ciężko i najwyraźniej siedział tak, żeby osłaniać Silasa.

Żeby nie to jego dobre i błagalne spojrzenie, mógłby każdego śmiertelnie przerazić. Miał trzy nieduże różki na głowie, jego skrzydełka były niewielkie, ale bardzo ostro zakończone, a ogromne stopy z gigantycznymi szponami najwyraźniej przeszkadzały mu w poruszaniu się. Długi ogon z podobnymi do rogów kolcami na całej długości i grzebień na głowie stanowiły potężną broń. Plecy natomiast miał gładkie i siedziało się na nich wygodnie, ciało smoka było zaokrąglone.

Lilja uświadomiła sobie niezwykłą sytuację i zadrżała. Ileż to razy pragnęła wyrwać się z Małego Madrytu. Nawet nie do zewnętrznego świata, tego nie pragnęła, chciała tylko mieszkać w innej części Królestwa Światła. Była młoda i w sposób naturalny tęskniła za stolicą, większość młodych ludzi wszystkich czasów przeżywa takie pragnienia. Ale nie! Ojciec absolutnie jej tego zabraniał. „Tylko w naszym mieście coś się dzieje” mawiał. „Tutaj masz wszystkie przyjemności, jakich potrzebujesz. Masz pieniądze, możesz chodzić na zabawy, zażywać rozrywek. Jedyne, czego przeklęci Strażnicy zabraniają, to polowania. Nie, poza naszym miastem mieszkają ci zarozumialcy, którzy myślą, że są od nas lepsi. Siedzą ssąc palce z nudów! „

Lilja nie była taka pewna, że poza ich miastem panuje wyłącznie nuda. Teraz już wiedziała, że tutejsi mieszkańcy prowadzą podniecające i pełne niebezpieczeństw życie. Ale niebezpieczne w słuszny sposób. Służą mianowicie Świętemu Słońcu i walczą ze złem. Tak powiedział Goram. To niesie wiele różnorakich zagrożeń, ale jest bardzo szlachetne. Zupełnie co innego niż ryzykowne wygłupy w wesołym miasteczku czy też dokonywanie napadów dla rozrywki lub dokuczanie sąsiadom.

Pomyśleć, że istnieją smoki! Prawdziwe smoki, dokładnie takie same jak w baśniach. Chociaż Goram twierdzi, że ten rzeczywiście pochodzi z baśni. Tylko w jaki sposób się znalazł tutaj?

Goram… na wspomnienie o nim zrobiło jej się ciepło koło serca. Ojciec byłby wściekły, gdyby wiedział, o czym myśli jego córka. Ale ojca tu nie ma. Czyż nie został zamknięty w więzieniu? W Królestwie Światła pewnie tego nie robią. Tylko w Małym Madrycie, ale tam mieszkańcy miasta sami izolują przestępców. Strażnicy nigdy tak nie postępują. Oni zabierają przestępców ze sobą, i po paru dniach wraca taki bardzo sympatyczny i spokojny. Czasami tylko zdarza się, że w ogóle nie wraca.