Выбрать главу

…a może wolałabyś tam zostać, co? Gdzie ty znajdziesz drugi taki raj, tyle żarcia bez żadnej fatygi… A że nie można skrzydeł rozwinąć? Że lepko? Cóż to szkodzi? Można wierzyć w możliwość lotu i żyć z tą wiarą – byle nie próbować wzbijać się w górę. Ostatecznie, nie musi zaraz trafić się taki ktoś z nożem, co wydobędzie i wyrzuci.

Gramolisz się teraz, oblepiona, bez perspektyw, nieporadna… dobrze ci tak. Cholera kazała ci w to włazić.

WYŻSZE RACJE

– Szczerze mówiąc, nie cierpię pisania konspektów powieści – powiedział Autor sadowiąc się wygodnie w fotelu, który uprzejmie podsunął mu Wydawca. – Czy nie byłoby prościej, gdybym opowiedział panu w streszczeniu to, co zamierzam napisać?

– No… wie pan, mamy swoje przepisy… – zawahał się Wydawca. – Ale, w zasadzie… Proszę, niech pan opowiada. W dzisiejszych czasach papier jest tak cennym surowcem, że warto zaoszczędzić parę arkuszy omijając zbędne formalności. Opowie mi pan swój pomysł, a potem sporządzi się krótką notatkę, żebyśmy mieli podstawę do zawarcia umowy i wypłacenia zaliczki…

– Świetnie! – ucieszył się Autor.

Wzmianka o zaliczce zapaliła w jego oczach mistyczny blask natchnienia. Sięgnął po cygaro podsunięte usłużnie przez Wydawcę, zapalił i przez chwilę delektował się wonnym dymem.

– Będzie to powieść z gatunku science fiction…

Wydawca uśmiechnął się z ulgą.

– Akcja toczy się gdzieś daleko stąd, w bliżej nie określonym miejscu i w czasie…

Uśmiech Wydawcy stał się jeszcze bardziej beztroski i radosny.

– Rzecz dzieje się pod pewnym Kloszem…

Wydawca przestał się uśmiechać i odruchowo zabębnił palcami po powierzchni biurka.

– … jednym z wielu podobnych, w których żyją rozumne istoty na wysokim poziomie rozwoju społeczno-technologicznego.

– Jak dotychczas – wtrącił Wydawca – nie ma w tym nic fantastycznego.

– To tylko wstęp. Proszę słuchać dalej. Otóż pod jednym z Kloszy żyją istoty tworzące szczęśliwą i zadowoloną z siebie społeczność. Jedynym powodem do narzekań jest niezbyt dobra jakość powietrza wypełniającego wnętrze Klosza, jednak narzekania na złą atmosferę nie są bynaj mniej powszechnym obyczajem. Co najwyżej niektórzy mniej cierpliwi mieszkańcy wyrażają swoje zdanie na ten temat i to zazwyczaj w małym gronie podobnych sobie malkontentów. Ogół mieszkańców Klosza zdaje sobie doskonale sprawę z faktu, że powietrze jest takie, jakie w danych warunkach można osiągnąć, że Zarząd Klosza robi co w jego mocy, by usprawnić układy oczyszczania atmosfery. Nawet fakt, że biura Zarządu posiadają specjalne, dodatkowe urządzenia filtracyjne, nie budzi większych kontrowersji wśród mieszkańców. Wiadomo przecież: to właśnie Zarząd powołany jest do intensywnej troski o dobro ogółu; a niedostatek tlenu w powietrzu fatalnie wpływa na pracę mózgu.

Pod stropem Klosza wisi sobie sztuczne słońce, jak zwykle pod Kloszem. Mieszkańcy mają zapewnione wystarczające wyżywienie, względnie czystą wodę, uzdatnianą w obiegu zamkniętym, i tak dalej…

– Wciąż nie widzę tu żadnej fantastyki! – Wydawca patrzył ponuro na podłogę.

– Właśnie przechodzę do istoty sprawy. Pewien osobnik, główny bohater opowieści, poddaje krytyce powszechny pogląd panujący wśród społeczeństwa od wielu pokoleń zamieszkującego wnętrze Klosza. Wysuwa mianowicie przypuszczenie, iż – być może – na zewnątrz, poza Kloszem, atmosfera wcale nie jest taka zła, jak się powszechnie sądzi. Niewykluczone, że jest nawet znacznie lepsza! Pozostali mieszkańcy biorą go za szaleńca, niektórzy obawiają się nawet, że podobne poglądy mogą spowodować jakieś globalne nieszczęście, lecz nasz bohater nie zraża się okazywaną mu powszechną niechęcią i potajemnie konstruuje coś w rodzaju mechanicznego świdra. Ma z tego powodu wiele kłopotów, zostaje nawet uwięziony pod zarzutem przywłaszczenia wiertła stanowiącego własność publiczną, lecz wreszcie udaje mu się cichcem wyborować małą dziurkę w ścianie Klosza. I co się okazuje? Przez powstały otwór tryska świeże, wonne, ożywcze powietrze, bez porównania lepsze od duszącej atmosfery Klosza! Istoty zamieszkujące Klosze bezmyślnie dusiły się od pokoleń w zamknięciu, nie próbując nawet sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz! Syzyfowym wysiłkiem regenerowały powietrze, podczas gdy można go było po prostu zaczerpnąć bez ograniczeń z zewnętrznej przestrzeni! Wielkim nakładem energii zasilały sztuczne słońce w przeświadczeniu, że prawdziwego nie widać spoza warstwy pyłu zanieczyszczającego atmosferę…

– I co dalej!? Jak zamierza pan zakończyć tę opowieść?

– No, właściwie jeszcze nie sprecyzowałem zakończenia, ale ogólnie mówiąc powinien nastąpić happy end… Dla mieszkańców Klosza czyn bohatera staje się bodźcem do dalszych prób i wkrótce ściany Klosza przypominają durszlak. Przez wielką dziurę wybitą w stropie wpadają promienie prawdziwego słońca, atmosfera staje się o wiele lepsza, mieszkańcy innych Kloszy idą za przykładem mieszkańców pierwszego…

– A potem wszyscy opuszczają swoje Klosze? – W głosie Wydawcy zabrzmiał wyraźny niepokój.

– No… nie, raczej nie… – bąknął Autor. – Wie pan, nawet w fantastyce obowiązują pewne granice, szczególnie gdy ma ona być fantastyką naukową, a nie bajką dla dzieci…

– Słusznie, słusznie! – pochwalił Wydawca. – Istota rozumna nie potrafiłaby pewnie nigdy przystosować się do życia bez Klosza nad głową! A zresztą i tak posunął się pan trochę za daleko w swych fantastycznych wizjach. Obawiam się, że…

– Nie będzie pan mógł tego wydać? – ożywił się Autor.

– Jestem prawie pewien – westchnął Wydawca. – Czy uważa pan, że można bez obaw rozpowszechnić tego rodzaju… sugestie?

– Ale… to jest przecież zupełnie inny, odrębny świat!

– Umieszczenie akcji w innym miejscu i czasie nie rozwiązuje problemu. Przecież odniesienia są tak oczywiste, że… każdy inteligentny czytelnik będzie miał natychmiastowe skojarzenia! Cóż z tego, że akcja toczy się pod zupełnie innym Kloszem? Każdy zaraz pomyśli sobie o naszym! Przecież także u nas, pod naszym Kloszem, powietrze pozostawia wiele do życzenia.

– Oczywiście. To nie jest dla nikogo tajemnicą. Krótko mówiąc, nasze powietrze po prostu śmierdzi, i to coraz bardziej, więc trudno, by ludzie tego nie czuli!

– Tak, drogi Mistrzu, lecz, nikt nie mówi o tym głośno.

– Za to wszyscy mówią po cichu.

– To inna sprawa. Lecz głośno nie należy. A tym bardziej – w książkach!

– Przecież ja nie zamierzam pisać o naszym Kloszu. To tylko fikcja literacka.

– Zgoda, fikcja. Ale z aluzjami. Pan napisze: „pod Kloszem śmierdzi". A czytelnik odczyta to po swojemu: „pod naszym Kloszem źle się dzieje. Zarząd Klosza źle spełnia obowiązki". Tak sobie pomyśli czytelnik. A Zarząd…

– Ależ Redaktorze kochany – zachichotał Autor. – Przecież tak myśli, a nawet mówi, prawie każdy mieszkaniec naszego Klosza. O powietrzu i o Zarządzie. A Zarząd doskonale wie, co myśli i mówi ludność!

– Zgoda. Jest atmosfera pewnego niezadowolenia. Ale czy powinniśmy podsycać ją takimi publikacjami? Czy to cokolwiek pomoże? Pan jest człowiekiem wykształconym i zdaje sobie doskonale sprawę z sytuacji na odcinku powietrza!

– Oczywiście. Wiem, że Zarząd Klosza niewiele może zrobić. Nie posiadamy urządzeń do regeneracji powietrza i jesteśmy całkowicie zdani na import…

– Otóż to, otóż to, kochany Autorze! Wiemy wszyscy doskonale, że jedynym eksporterem świeżego powietrza jest Klosz A-l, który posiada odpowiednie urządzenia oczyszczające i dostarcza czyste powietrze do wszystkich pozostałych Kloszy…