Выбрать главу

Poczekaj, ty aldebarański gnojku! pomyślał Megrezyjczyk z wściekłością o przedstawicielu zaprzyjaźnionego układu planetarnego. Kolegium Galaktyczne nie puści płazem takiego wybryku!

Chyłkiem wycofał się z Adama do kanału transmisyjnego i wróciwszy na swą planetę natychmiast złożył skargę w ambasadzie Związku Planet Aldebarana.

*

– Wciąż nie całkiem pojmuję, jak to się stało, że sobie od nas poszli – powiedział Adam, – W jaki sposób udało ci się tak nabrać ich obu?

– Właściwie tylko jednego, tego z Aldebarana. Megrezyjczyk działał już tylko konsekwentnie, tak jak przewidziałem. Chodziło o to, żeby niczego nie planować zawczasu. Musiałem zdać się na impuls, na natchnienie chwili… Sytuacja wytworzyła się sama, miałem trochę szczęścia i udało mi się spowodować konflikt między obydwoma przybyszami. W wyniku skargi Aldebarańczyk został dyscyplinarnie odwołany z Ziemi…

– Skąd wiesz?

– Od mojego Megrezyjczyka, który mnie tu jeszcze do niedawna odwiedzał. Zaczął nawet ze mną konwersować. Zdaje się, że dałem mu trochę ogłady i dobrego wychowania, którego mu tak brakowało – uśmiechnął się Wiktor. – Ale i tak nie mam ochoty na jego towarzystwo. Zresztą chyba już ze mnie zrezygnował. Prawdę mówiąc myślałem, że wezmą się za łby i tak narozrabiają, że władze obydwu stąd odwołają… Tymczasem jeden okazał się sprytniejszy i nie dał się sprowokować. Trudno, powiedziałem sobie, nie ma innego wyjścia… Mój kosmiczny gość nie potrafił zrozumieć, dlaczego to zrobiłem. Klął mnie i wypytywał na przemian, chcąc pojąć moje motywy. A ja po prostu nie znoszę, kiedy ktoś obcy dyktuje mi, co mam robić, gdzie pójść, co mówić, co myśleć, w co wierzyć… Już raczej wolę tutaj przeczekać, aż on sobie pójdzie albo znajdzie innego jelenia… i dlatego napisałem na ścianie to antypaństwowe hasło.

– Koniec widzenia! – powiedział strażnik.

DRUGIE SPOJRZENIE NA PLANETĘ KSI

(fragmenty)

1.

(…) Człowiek, który przyniósł śniadanie do pokoju Pabla, z trudem udawał kelnera. Stawiając na stole tace, wychlapał kawę z dzbanka prosto w talerzyk z chlebem, a na domiar wszystkiego z bocznej kieszeni wystawał mu najbezwstydniej uchwyt jakiejś ręcznej broni.

– Do diabła, przepraszam! – burknął ze zniecierpliwieniem. – To nie moja specjalność…

– Specjalne środki ostrożności? – Pablo uśmiechnął się półgębkiem. – Co to będzie?

– Nie wiem. Obowiązuje was zakaz opuszczania pokojów i całkowita blokada łączności. Za dziesięć minut będzie teleodprawa.

– Może mi zdradzisz przynajmniej nazwę tego miłego miejsca? – Pablo wskazał dłonią na okno, za którym w porannym słońcu lśniła tafla spokojnej wody.

Tajniak przebrany za kelnera przez chwilę patrzył bezmyślnie w okno.

– To ośrodek rekreacyjny dla personelu służby kosmicznej – powiedział wymijająco.

– Nie wygląda na to, bym tu miał odpoczywać – roześmiał się Pablo. – No dobrze, nie pytam już o nic więcej/Przywieźli mnie tu w nocy, niemalże z workiem na głowie…

– Jedz śniadanie, bo zaraz będzie instruktaż – powiedział tajniak, kierując się ku drzwiom. – Aha, jeszcze to…

Wydobył z kieszeni niewielki szary przedmiot o kształcie pistoletu i położył na siedzeniu fotela.

– Nie majstruj przy tym, dopóki nie dowiesz się, do czego służy – ostrzegł wychodząc.

– No, chyba już! pomyślał Pablo, przełykając szybko śniadanie. Koniec zabawy, zaczyna się robota na serio.

Wczorajszy nagły wyjazd z ośrodka treningowego musiał być pierwszym etapem dalekiej podróży, do której Pablo przygotowywał się od dawna.

Dopił kawę i przesiadł się na fotel, ustawiony przed monitorem wbudowanym w ścianę pokoju. Wcisnął w ucho słuchawkę i obejrzał pistolet pozostawiony przez strażnika.

Za lekki na prawdziwą broń, pomyślał przymierzając uchwyt do dłoni. Przypomina raczej dziecinną zabawkę do pryskania ludziom wodą w nos.

Na ekranie pojawiły się na chwilę cyfry zegara, a potem twarz szpakowatego mężczyzny o dużych, ciemnych oczach południowca.

– Major Alvaro Calvi – przedstawił się człowiek z ekranu. – Jestem szefem tutejszej Grupy Bezpieczeństwa. Witam członków ekipy specjalnej i pragnę zakomunikować wszystkim, którzy mnie odbierają, że zostali zakwalifikowani do udziału w Ekspedycji Porządkowej, która wyruszy wkrótce w kierunku obiektu Ksi z zadaniem przywrócenia prawidłowych stosunków wewnętrznych w tamtejszej kolonii. O programie działań i zakresie indywidualnych zadań poinformuje was we właściwym czasie dowódca statku „Foton-2", który odbywać będzie tę podróż już po raz drugi.

Major przerwał na chwilę, sprawdzając coś w notatkach.

– Zaraz dowiecie się, dlaczego nie zebraliśmy was razem, w jednym pomieszczeniu – powiedział jakby w odpowiedzi na wątpliwości słuchaczy. – To, co powiem, musi pozostać tajemnicą znaną tylko części załogi „Fotona". A poza tym na razie nie powinniście znać się wzajemnie. Szkoliliśmy was w różnych ośrodkach treningowych, aby uniknąć kłopotów, jakie spotkały załogi poprzednich wypraw na planetę Ksi. Stanowicie grupę starannie wyselekcjonowaną i sprawdzoną, gdyż wasze zadanie wymaga ekipy o najwyższych kwalifikacjach zarówno fachowych jak moralnych. Okoliczności, które zaistniały…

Przerwał, krzywiąc się ironicznie, a potem uśmiechnął się do słuchaczy.

– Przepraszam za te nadęte ogólniki. Może powiem po prostu, o co chodzi. Otóż potrzebujemy was tutaj, na Ziemi, jeszcze zanim odlecicie. Właśnie dlatego, że odlatujecie, możemy z minimalnym ryzykiem zdradzić wam pewną tajemnicę, którą zna zaledwie kilka osób ze ścisłego grona szefów Wydziału Bezpieczeństwa Lotów. O tym, co usłyszycie, nie może dowiedzieć się absolutnie nikt. Nie wolno wam rozmawiać o tym między sobą, nawet po odlocie z Ziemi – bo jak powiedziałem, nie cała załoga będzie znała te informacje, a nikt z was nie będzie wiedział, kto oprócz niego został wtajemniczony. A zatem wszystko, co usłyszycie od tej chwili, przeznaczone jest tylko do osobistej wiadomości każdego z was.

W ciągu ostatniej doby wydarzył się… wypadek, wymagający natychmiastowej akcji interwencyjnej: kilku funkcjonariuszy specjalnej służby antyterrorystycznej… opuściło miejsce zakwaterowania, wyłamując się spod rozkazów dowództwa. Ludzie ci – niezależnie od tego, jakimi motywami się kierują – muszą zostać niezwłocznie zlokalizowani i schwytani, gdyż mogą stanowić poważne zagrożenie dla społeczeństwa.

Wiadomo wam oczywiście, że wobec nieustannych kłopotów, jakich przysparzają nam wszelkiego autoramentu terroryści i zwykli szaleńcy, zmuszeni jesteśmy szkolić specjalne brygady antyterrorystyczne i wyposażać je w najwymyślniejsze środki techniczne. Wydział Bezpieczeństwa Lotów, którego zadaniem jest ochrona portów i szlaków rakietowych, również dysponuje takimi brygadami. Jednakże terroryści, zwłaszcza ci, którzy działają w dobrze zorganizowanych grupach, także stosują najnowocześniejsze środki techniczne i precyzyjne metody działania. Dlatego, by zyskać nad nimi przewagę, tworzymy specjalne… superbrygady, przewidziane do najtrudniejszych zadań. Członkowie takich superbrygad, oprócz normalnego szkolenia i treningu, są poddawani pewnym… modyfikacjom fizycznym… Nie wnikając w szczegóły, można by je określić jako pewnego stopnia cyborgizację, dotyczącą zwłaszcza cech anatomiczno-fizjologicznych. Krótko mówiąc, przekształcamy ich w superludzi, odpornych na wiele czynników, które dla zwykłego człowieka byłyby zabójcze. By jednakże ci superludzie mogli działać nie rozpoznani przez terrorystów, nie różnią się zewnętrznie od zwyczajnych funkcjonariuszy naszych służb bezpieczeństwa. Wszelkie dodatkowe ulepszenia ich organizmów zostały dokonane we wnętrzach ich ciał. Należą do nich, na przykład, kuloodporne osłony mózgu, a także serca, aorty i innych ważnych elementów układu krwionośnego; mają oni wszczepione specjalne pojemniki z substancjami powodującymi – w razie potrzeby – uodpornienie na ból, stymulację układu nerwowego i tak dalej. Ponadto posiadają wbudowane w układ oddechowy filtry zapobiegające wchłanianiu gazów trujących i obezwładniających, a także wszczepione na stałe różne urządzenia czujnikowe, sygnalizujące niebezpieczeństwo: wykrywacze metalu, detektory promieniowania… Ponadto nasi superludzie mają możliwość bezpośredniego porozumiewania się między sobą na znaczne odległości, dzięki wszczepieniu mikronadajników w krtań i mikroodbior-ników do wnętrza ucha. Niezależnie od tego posiadają miniaturowe, lecz niezwykle skuteczne środki zaczepne, zbiorniki z gazami obezwładniającymi, mikroporażacze wszyte w palce dłoni i jeszcze parę innych urządzeń. Nie muszę dodawać, że są oni poza tym w znakomitej formie fizycznej i dysponują wszelkimi metodami walki wręcz…