Выбрать главу

– Wygląda na to, że wspaniale spędziłaś czas – stwierdziła z uśmiechem pełnym zadowolenia.

– Rzeczywiście. Był to jeden z najlepszych tygodni, jakie spędziłam w życiu. Tylko że…

– Co?

Nie odpowiedziała od razu.

– Pod koniec Garrett powiedział do mnie coś takiego, że zaczęłam się zastanawiać, dokąd to wszystko prowadzi.

– Mianowicie co?

– Nieważne jest to, co powiedział, ale jak to zrobił. Mówił tak, jakby nie był pewien, czy chce, żebyśmy się jeszcze spotkali.

– Wydawało mi się, że wspominałaś o wyjeździe do Wilmington za dwa tygodnie.

– Wspominałam.

– Zatem o co chodzi?

Teresa kręciła się na krześle, próbując zebrać myśli.

– Nadal nie może sobie poradzić ze wspomnieniami o Catherine… i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek poradzi sobie z przeszłością.

Deanna roześmiała się nagle.

– Co w tym śmiesznego? – spytała zaskoczona Teresa.

– Ty, Tereso. Czego się spodziewałaś? Wiedziałaś, że nie może dać sobie rady z Catherine, zanim tam pojechałaś. Czy zapomniałaś, że to jego wierna miłość tak ci się spodobała? Czy sądzisz, że zupełnie zapomni o Catherine po dwóch dniach tylko dlatego, że było wam ze sobą dobrze?

Teresa spojrzała na nią ze zdumieniem i Deanna znowu się roześmiała.

– Oczekiwałaś tego, prawda? Tak właśnie myślałaś.

– Deanno, nie było cię tam… Nie wiesz, jak układało się między nami aż do ostatniego wieczoru.

– Tereso – zaczęła Deanna łagodnie. – Chcesz wierzyć, że można kogoś zmienić, ale to niemożliwe. Ty możesz się zmienić, Garrett może się zmienić, ale nie możesz tego zrobić za niego.

– Wiem, że…

– Ależ nie wiesz… – wpadła jej w słowo Deanna – lub jeśli wiesz, to nie chcesz tego widzieć. Jak to mówią, miłość jest ślepa. Spróbujmy ocenić obiektywnie to, co się wydarzyło między wami, dobrze? – zaproponowała Deanna.

Po namyśle Teresa skinęła głową.

– Wiedziałaś coś o Garretcie, ale on o tobie nic nie wiedział. Mimo to zaprosił cię na łódkę. Zatem coś między wami musiało się od razu pojawić. Spotykasz go raz jeszcze, kiedy przyjeżdżasz po kurtkę, a on zaprasza cię na lunch. Opowiada ci o Catherine i proponuje wspólną kolację. Potem spędzacie ze sobą cztery cudowne dni, poznając się lepiej. Zaczyna wam na sobie zależeć. Gdybyś mi powiedziała przed wyjazdem, że spodziewasz się takiego rozwoju, tobym ci nie uwierzyła. A jednak tak się stało i o to chodzi. Teraz planujecie następne spotkanie. Moim zdaniem odniosłaś prawdziwy sukces.

– Chodzi ci o to, że nie powinnam się martwić, czy on kiedykolwiek pogodzi się ze śmiercią Catherine?

Deanna potrząsnęła przecząco głową.

– Niezupełnie. Posłuchaj, musisz działać stopniowo, krok za krokiem. Spędziliście razem zaledwie kilka dni. To za mało, żeby podjąć jakąkolwiek decyzję. Na twoim miejscu poczekałabym i sprawdziła, co będziecie czuli przez najbliższe dwa tygodnie. Kiedy zobaczysz go następnym razem, będziesz wiedziała więcej niż w tej chwili.

– Rzeczywiście tak uważasz? – Teresa popatrzyła na przyjaciółkę ze zmartwioną miną.

– Miałam rację, zmuszając cię do wyjazdu, prawda?

Podczas gdy Teresa jadła z Deanną lunch, Garrett pochylał się w kantorku nad olbrzymim stosem papierów. Otworzyły się drzwi i wszedł Jeb Blake. Zanim je zamknął za sobą, upewnił się, że syn jest sam. Usiadł na krześle po drugiej stronie biurka, wyciągnął z kieszeni tytoń i bibułki i wziął się do skręcania papierosa.

– Nie krępuj się, siadaj. Jak widzisz, nie mam co robić – Garrett wskazał papiery.

Jeb uśmiechnął się, nie przerywając zwijania papierosa.

– Dzwoniłem do sklepu kilka razy i powiedzieli mi, że przez cały tydzień nie przychodziłeś do pracy. Co robiłeś?

Garrett rozsiadł się wygodnie w krześle i zmierzył ojca spojrzeniem.

– Jestem pewien, że już znasz odpowiedź na swoje pytanie i prawdopodobnie dlatego tu siedzisz.

– Cały czas byłeś z Teresą?

– Byłem.

– Co robiliście we dwójkę? – spytał Jeb nonszalanckim tonem.

– Żeglowaliśmy, łaziliśmy po plaży, rozmawialiśmy… Po prostu poznawaliśmy się lepiej.

Jeb skończył skręcać papierosa i włożył go do ust. Wyjął metalową zapalniczkę z kieszonki koszuli, zapalił i zaciągnął się głęboko. Wydmuchnął dym i spojrzał na Garretta z łobuzerskim uśmiechem.

– Usmażyłeś steki tak, jak cię nauczyłem?

Garrett uśmiechnął się z przymusem.

– Oczywiście.

– Zrobiły na niej wrażenie?

– Ogromne.

Jeb skinął głową i ponownie się zaciągnął. Garrett poczuł, jak powietrze w kantorku zaczyna przesiąkać dymem.

– Zatem ma przynajmniej jedną zaletę.

– Ma ich więcej.

– Spodobała ci się, synu.

– Bardzo.

– Mimo że niezbyt dobrze ją znasz?

– Mam wrażenie, że wiem o niej wszystko.

Jeb pokiwał głową i przez chwilę nic nie mówił.

– Czy zobaczysz ją jeszcze?

– Przyjeżdża za dwa tygodnie ze swoim synem.

Jeb uważnie przyjrzał się twarzy Garretta. Potem wstał i ruszył w stronę drzwi. Zanim je otworzył, odwrócił się i spytał:

– Czy mogę ci coś poradzić?

– Jasne – odpowiedział Garrett, zdumiony nieoczekiwanym zachowaniem ojca.

– Jeśli ci się podoba, jesteś z nią szczęśliwy i czujesz, że ją znasz, to nie pozwól jej odejść.

– Dlaczego mi to mówisz?

Jeb spojrzał synowi prosto w oczy i znowu zaciągnął się papierosem.

– Jak cię znam, to ty będziesz dążył do zerwania, a ja zrobię wszystko, żeby cię powstrzymać.

– O czym ty mówisz?

– Dobrze wiesz, o czym mówię – odparł cicho Jeb. Otworzył drzwi i wyszedł bez słowa.

W nocy Garrett nie mógł zasnąć. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Wiedział, co powinien zrobić. W szufladzie znalazł papeterię, której używał, gdy ogarniały go sprzeczne uczucia. Usiadł przy stole, mając nadzieję, że potrafi ująć myśli w słowa.

** ** **

Moja droga Catherine!

Nie wiem, co się ze mną dzieje i nie wiem, czy kiedykolwiek to zrozumiem. Tyle wydarzyło się ostatnio, że zupełnie tracę orientację…

Garrett siedział przy stole jeszcze przez godzinę i chociaż próbował, nie potrafił wymyślić dalszego ciągu listu. Kiedy obudził się następnego ranka, jego pierwsza myśl nie dotyczyła Catherine.

Pomyślał o Teresie.

Przez następne dwa tygodnie co wieczór Garrett i Teresa rozmawiali przez telefon, czasem nawet kilka godzin. Garrett przysłał dwa listy, a właściwie kartki o tym, jak bardzo za nią tęskni. Dostała od niego jeszcze jeden tuzin róż, tym razem z pudełkiem czekoladek.

Teresa nie zamierzała wysyłać mu ani kwiatów, ani czekoladek. Posłała mu za to bawełnianą niebieską koszulę, która, jej zdaniem, pasowała do dżinsów, i dwie kartki.

Kilka dni później wrócił Kevin. Dlatego następny tydzień szybciej minął Teresie niż Garrettowi. Pierwszego wieczoru po powrocie przy kolacji Kevin chaotycznie opowiedział o wakacjach, potem zapadł w sen na prawie piętnaście godzin. Kiedy wreszcie się obudził, okazało się, że trzeba załatwić parę spraw nie cierpiących zwłoki. Trzeba było kupić ubranie do szkoły, ponieważ wyrósł prawie ze wszystkiego, co nosił w poprzednim roku. Trzeba było zapisać go do klubu trampkarzy, co zajęło im prawie całą niedzielę. Na dodatek wrócił do domu z torbą pełną brudnych rzeczy, które trzeba było wyprać. Chciał natychmiast wywołać zdjęcia z wakacji, a na wtorek był zapisany do ortodonty na sprawdzenie, czy nie potrzebuje aparatu.