Выбрать главу

Powoli, bardzo powoli… zdejmowała z siebie ubranie – bluzkę… spodnie… stanik… majteczki… Nie spuszczała z niego wzroku, rozchyliła lekko wargi. Kiedy była już naga, stanęła przed nim, pozwalając, aby ją dobrze obejrzał.

Wreszcie zbliżyła się do niego. Delikatnie przesunęła palcami po jego piersi, ramionach, rękach, jakby chciała na zawsze zapamiętać ich kształt. Odsunęła się i stanęła za nim, żeby mógł się rozebrać. Obserwowała go, gdy zrzucał z siebie ubranie. Zbliżyła się ponownie, pocałowała go w ramię, a potem powoli przesunęła wargami po jego skórze.W pewnym momencie wzięła Garretta za rękę i zaprowadziła do sypialni. Położyła się na łóżku i przyciągnęła go do siebie.

Przytulili się do siebie rozpaczliwie. Nigdy przedtem nie kochali się w ten sposób – boleśnie świadomi rozkoszy dawanej sobie nawzajem. Każde dotknięcie wywoływało silniejszy dreszcz niż poprzednie. Jakby obawiając się tego, co przyniesie im przyszłość, pieścili swoje ciała z namiętnością, która miała na zawsze pozostać w ich wspomnieniach. Kiedy razem dotarli na szczyt, Teresa odchyliła głowę do tyłu i głośno krzyknęła.

Usiadła na łóżku i położyła sobie głowę Garretta na kolana. Głaskała go po włosach, słuchając jego miarowego oddechu.

Garrett obudził się późnym popołudniem i przekonał się, że jest sam. Wyskoczył z łóżka i chwytając po drodze dżinsy i koszulę, wybiegł z sypialni.

Teresę znalazł w kuchni przy stole, na którym stała do połowy opróżniona filiżanka z kawą. Dzbanek z ekspresu tkwił w zlewie. Garrett zerknął na zegarek i stwierdził, że spał prawie dwie godziny.

– Cześć – rzucił niepewnie.

Teresa spojrzała przez ramię.

– Cześć, nie słyszałam, jak wstałeś.

– Wszystko w porządku?

– Usiądź przy mnie. Mam ci dużo do powiedzenia.

Garrett zajął miejsce przy stole i uśmiechnął się do Teresy, która obracała w palcach filiżankę, nie odrywając od niej wzroku. Wyciągnął rękę i odgarnął pasmo włosów, które spadało jej na twarz.

– Znalazłam butelkę, gdy latem biegałam plażą – zaczęła spokojnie, ale sztywno, jakby przypominała sobie coś bolesnego. – Nie wiedziałam, co będzie napisane w liście. Przeczytałam i się popłakałam. Był taki piękny – widać było, że napisano go prosto z serca. Rozumiałam, o czym piszesz, ponieważ sama czułam się samotna. – Teresa uniosła głowę i popatrzyła na Garretta. – Tamtego ranka pokazałam list Deannie. To ona zaproponowała, żeby go opublikować. Początkowo nie chciałam się na to zgodzić. Uważałam, że jest zbyt osobisty. Deanna nie widziała w tym przeszkody. Twierdziła, że inni też powinni go przeczytać. Ugięłam się i sądziłam, że to będzie koniec. Stało się inaczej. Zadzwoniła do mnie kobieta, która przeczytała mój tekst. Przysłała mi drugi list, który znalazła parę lat temu. Byłam zaintrygowana, ale nie sądziłam, że nastąpi jakiś dalszy ciąg. Słyszałeś kiedyś o magazynie „Yankee”?

– Nie.

– To takie regionalne pisemko, mało znane poza Nową Anglią. Tam znalazłam trzeci list.

– Wydrukowali go?

– Tak. Odszukałam autora artykułu, a on przesłał mi trzeci list. Wtedy ciekawość zwyciężyła. Miałam trzy listy… i każdy następny wzruszał mnie tak samo mocno jak poprzedni. Z pomocą Deanny dowiedziałam się, kim jesteś, i przyjechałam tutaj. – Uśmiechnęła się smutno. – Wiem, że z pozoru wygląda to tak, jakbym postępowała w sposób wyrachowany. Tymczasem nie przyjechałam tutaj, aby się w tobie zakochać ani po to, by napisać tekst. Chciałam się przekonać, jaki jesteś. Chciałam poznać autora pięknych listów. Poszłam do portu i się spotkaliśmy. Rozmawialiśmy, a potem zaprosiłeś mnie na łódź. Gdybyś tego nie zrobił, pewnie następnego dnia wróciłabym do domu.

Nie wiedział, co powiedzieć. Teresa przykryła jego dłoń swoją.

– Tak dobrze było nam ze sobą, że zapragnęłam zobaczyć cię znowu. Już nie z powodu listów, ale ze względu na sposób, w jaki mnie potraktowałeś. Tylko pierwsze spotkanie było zaplanowane. Nic więcej.

Garrett milczał przez chwilę.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi o listach?

– Chciałam, ale chyba przekonałam samą siebie, że nie ma znaczenia, jak się poznaliśmy. Najważniejsze było to, czy jest nam dobrze ze sobą. Poza tym nie wierzyłam, że zrozumiesz, a nie chciałam cię stracić.

– Gdybyś powiedziała mi wcześniej, zrozumiałbym.

Patrzyła na niego uważnie.

– Czyżby, Garrett? Rzeczywiście byś zrozumiał?

Wiedział, że nadeszła chwila prawdy. Kiedy nie odpowiedział, Teresa potrząsnęła z powątpiewaniem głową i uciekła spojrzeniem w bok.

– Gdy poprosiłeś mnie, żebym się przeprowadziła, nie zgodziłam się od razu, ponieważ nie miałam do końca jasności, dlaczego to zrobiłeś. – Zawahała się na chwilę. – Musiałam być pewna, że chcesz właśnie mnie. Musiałam wiedzieć, że chodzi ci o nas, a nie dlatego, że przed czymś uciekasz. Pragnęłam, żebyś mnie przekonał, ale ty znalazłeś listy… – Wzruszyła bezradnie ramionami. – W głębi duszy wiedziałam o tym od samego początku, ale chciałam wierzyć, że mimo wszystko nam się uda.

– O czym mówisz?

– Nie wątpię, że mnie kochasz. Wiem, że tak jest. Dlatego to takie trudne. Wiem, że mnie kochasz, ja też cię kocham… w innych okolicznościach pewnie dalibyśmy sobie ze wszystkim radę. Ale teraz… Sądzę, że nie jesteś gotów.

Garrett poczuł się tak, jakby dostał cios w żołądek. Teresa patrzyła mu prosto w oczy.

– Nie jestem ślepa. Zdaję sobie sprawę, dlaczego czasami umilkłeś, dlaczego chciałeś, żebym tu przyjechała.

– Tęskniłem za tobą.

– Być może… ale nie do końca. – Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Głos jej się załamał. – Chodzi o Catherine. – Otarła łzy. Nie chciała, by Garrett był świadkiem jej załamania. – Kiedy opowiadałeś mi o niej pierwszy raz… miałeś taki wyraz twarzy… zdałam sobie sprawę, jak bardzo ją kochałeś i nadal kochasz…Twój gniew uświadomił mi to ponownie. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu… ale nie jesteś gotów. – Wzięła głęboki oddech. – Nie byłeś zły dlatego, że znalazłam listy, byłeś zły, ponieważ stałam się zagrożeniem dla uczuć, jakie łączyły cię z Catherine.

Odwrócił głowę, słysząc echo oskarżeń ojca. Dotknęła jego ręki.

– Jesteś, kim jesteś. Mężczyzną, który kochał głęboko, który pokochał na zawsze. Nie ma znaczenia, jak bardzo mnie kochasz… Nigdy jej nie zapomnisz, a ja nie potrafię z tym żyć.

– Możemy spróbować – zaczął ochryple. – Ja mogę spróbować… być innym.

Przerwała mu.

– Wiem, że w to wierzysz. Sama chcę w to wierzyć. Gdybyś objął mnie i zaczął błagać, żebym została, pewnie bym została, bo odmieniłeś moje życie, dałeś mi coś, czego od dawna w nim brakowało… Nasza znajomość układałaby się tak jak do tej pory, a my mielibyśmy nadzieję, że kiedyś może nam się uda, ale nie mogło nam się udać… Nie rozumiesz? Przy następnej kłótni… – Urwała. – Nie mogę z nią konkurować. Na to nie mogę się zgodzić, chociaż pragnę, żebyśmy byli razem.

– Kocham cię.

Uśmiechnęła się łagodnie. Puściła jego rękę i delikatnie pogłaskała go po policzku.

– Ja też cię kocham. Jednak czasami miłość nie wystarczy.

Garrett pobladł. Milczał. W ciszy, która zapadła, rozległ się płacz Teresy.

Garrett otoczył ją ramionami. Oparł policzek o jej włosy, a ona ukryła twarz na jego piersi. Drżała. Upłynęła dłuższa chwila, nim odsunęła się od niego i otarła łzy. Popatrzyli na siebie. W spojrzeniu Garretta malowała się niema prośba. Pokręciła głową.