Выбрать главу

– Nie mogę zostać, chociaż oboje tego pragniemy.

Słowa te zabolały. Garrettowi zakręciło się w głowie.

– Nie… – powiedział załamującym się głosem.

Teresa odsunęła się, wiedząc że powinna wyjść, zanim zmieni zdanie.

– Muszę już iść.

Zarzuciła pasek torebki na ramię i skierowała się do drzwi. Garrett nie był w stanie się poruszyć.

Wreszcie, oszołomiony, nie w pełni świadomy, co się dzieje, poszedł za nią. Na dworze padał deszcz. Jej samochód stał na podjeździe. Otworzyła drzwi. Garrett, niezdolny do powiedzenia słowa, obserwował, jak Teresa otwiera drzwi.

Włożyła kluczyki do stacyjki. Z bladym uśmiechem zamknęła drzwi. Mimo deszczu opuściła szybę. Chciała go raz jeszcze wyraźnie zobaczyć. Widząc wyraz jego twarzy, przez chwilę zapragnęła cofnąć decyzję, zawrócić, powiedzieć, że nie jest ważne to, co mówiła, bo nadal go kocha. Ta wizja była taka pociągająca…

Bardzo pragnęła to zrobić, ale nie mogła się do tego zmusić.

Garrett postąpił krok w stronę samochodu. Pokręciła głową, żeby go zatrzymać.

– Będę za tobą tęskniła, Garrett – powiedziała cicho, jakby do siebie i wrzuciła bieg.

Deszcz padał zimnymi, wielkimi kroplami.

Garrett stał nieruchomo.

– Proszę – rzekł błagalnym tonem – nie odchodź. – Jego głos tłumił szum deszczu.

Nie odpowiedziała.

Wiedziała, że jeśli zostanie choć trochę dłużej, znowu zacznie płakać. Zakręciła szybę i powoli ruszyła. Garrett oparł dłonie o maskę, palce powoli zsunęły się z mokrej blachy. Po chwili samochód stał już na ulicy, gotowy do drogi. Wycieraczki poruszały się rytmicznie.

– Tereso! – zawołał. – Zaczekaj! – Garrett zrozumiał, że traci ostatnią szansę.

Nie usłyszała go w szumie deszczu. Samochód minął dom. Garrett biegł do końca podjazdu, machał ramionami, żeby zwrócić uwagę Teresy. Nic nie widziała.

– Tereso! – wołał. Biegł za samochodem środkiem drogi, rozpryskując kałuże. Zauważył, że zabłysły na czerwono światełka hamulców. Wiedział, że Teresa widzi go w lusterku wstecznym. Jeszcze nie wszystko stracone – pomyślał.

Światła zgasły i samochód ruszył, przyśpieszając coraz bardziej. Garrett biegł nadal. Deszcz lał się z nieba strumieniami, wsiąkał w ubranie, oślepiał, zalewał ulicę. Samochód Teresy się oddalał. W końcu Garrett przestał biec. Zatrzymał się, dysząc ciężko. Stał na środku drogi, patrząc, jak pojazd skręca i znika z pola widzenia. Stał tak dłuższą chwilę, próbując złapać oddech. Czekał, miał nadzieję, że Teresa zawróci, że razem pojadą do domu. Tak bardzo chciałby cofnąć czas i dać sobie ostatnią szansę.

Odeszła.

W chwilę później usłyszał za plecami klakson i serce zabiło mu niespokojnie. Odwrócił się szybko, przekonany, że za szybą zobaczy jej twarz. Od razu zrozumiał, że się pomylił, i zszedł na pobocze. Zobaczył, że kierowca przygląda mu się z ciekawością. Nagle uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie czuł się taki samotny.

** ** **

Teresa była jednym z ostatnich pasażerów – weszła na pokład samolotu w ostatniej chwili. Zajęła wskazany fotel i wyjrzała przez okno. W zapadającym zmroku deszcz lał się strumieniami. Na pasie startowym ładowano do luku ostatnie bagaże. Obsługa pracowała szybko, próbując nie dopuścić do przemoczenia walizek. Skończyli w tym samym momencie, gdy zamknięto drzwi do kabiny. W chwilę później schodki odjechały w stronę budynku dworca. Stewardesy sprawdzały, czy pasażerowie zapięli pasy. Samolot cofnął się, odsunął od rękawa i skierował w stronę pasa.

Tam się zatrzymał, czekając na zezwolenie startu.

Z roztargnieniem spojrzała przez okno. Kątem oka zobaczyła samotną postać w oknie dworca.

Przyjrzała się uważniej.

Czy to możliwe?

Nie była pewna. Deszcz utrudniał widoczność. Gdyby ten ktoś nie stał tak blisko szyby, pewnie w ogóle by go nie zauważyła. Patrzyła na niego i zebrało się jej na płacz.

Zawyły silniki, potem ucichły, gdy samolot powoli ruszył. Wiedziała, że została jej tylko chwila. Maszyna nabierała prędkości.

Do przodu… po pasie… coraz dalej od Wilmington.

Odwróciła głowę, by rzucić okiem po raz ostatni na samotną postać, ale nie potrafiła powiedzieć, czy rzeczywiście ktoś stał przy oknie.

Samolot zawrócił, ustawiając się w pozycji do startu. Teresa poczuła ucisk w uszach. Rozległ się głuchy warkot, gdy koła oderwały się od pasa. Przed oczami miała obrazy z Wilmington… Puste plaże, po których razem wędrowali… molo… port…

Samolot skręcił. Teraz przez okno zobaczyła ocean, ocean, który ich połączył.

Za ciężkimi chmurami zachodziło słońce.

Na chwilę, gdy zniknęli w chmurach, położyła rękę na szybie i dotknęła jej lekko, wyobrażając sobie, że to jego dłoń.

– Żegnaj – szepnęła i zaczęła cicho płakać.

Rozdział trzynasty

Następnego roku zima przyszła wcześnie. Teresa siedziała na plaży niedaleko miejsca, w którym kiedyś znalazła butelkę. Zauważyła, że zimny, ostry wiatr wzmógł się od rana, gdy tylko przyjechała. Złowieszcze szare chmury przetaczały się po niebie. Wiedziała, że zbliża się sztorm.

Prawie cały dzień spędziła na plaży, rozpamiętując dzień po dniu historię znajomości z Garrettem, aż do chwili, gdy się rozstali. Szukała we wspomnieniach ziarna prawdy, które być może umknęło jej uwagi. Przez cały rok prześladował ją widok jego postaci w deszczu. We wstecznym lusterku widziała, jak wytrwale biegł za jej samochodem. Często marzyła o tym, że zdoła cofnąć czas i wrócić do tamtego dnia.

Wstała. Ruszyła przed siebie plażą, żałując, że nie ma przy niej Garretta. Patrząc na niewyraźny, zasnuty mgłą horyzont, wyobraziła sobie, że idą obok siebie, niemal czuła jego obecność. Zatrzymała się, przyciągnięta widokiem fal uderzających o brzeg… Jeszcze długo stała w miejscu, próbując przywołać twarz i postać Garretta… Na próżno. Zrozumiała, że pora wracać. Szła, przenosząc się pamięcią do dni, które nastąpiły po ich rozstaniu… Gdyby…

Gdyby… Po raz tysięczny rozważała, co by było, gdyby…

** ** **

Gdy wróciła do Bostonu, po drodze z lotniska odebrała Kevina od przyjaciół. Podczas jazdy do domu opowiadał z entuzjazmem jakiś film i nie zauważył, że matka go prawie nie słucha. Na kolację zamówili pizzę i jedli ją przed telewizorem. Kiedy skończyli, Teresa zaskoczyła Kevina, prosząc go, żeby przy niej posiedział, zamiast pójść odrabiać lekcje. Oparł się o nią i od czasu do czasu zerkał na nią niespokojnie. Głaskała go po głowie i uśmiechała się z roztargnieniem, jakby błądziła myślami gdzieś daleko.

Później, kiedy Kevin poszedł spać i była pewna, że zasnął, włożyła piżamę i nalała sobie kieliszek wina. Po drodze z kuchni wyłączyła automatyczną sekretarkę.

W poniedziałek zjadła lunch z Deanną i wszystko jej opowiedziała. Próbowała sprawiać wrażenie opanowanej. Mimo to Deanna cały czas trzymała ją za rękę i rzucała jej współczujące spojrzenia.

– Tak będzie lepiej – stwierdziła na koniec Teresa zdecydowanym tonem. – Deanna patrzyła na nią pytająco, nic nie mówiąc. Kiwała tylko głową, wysłuchując stanowczych deklaracji Teresy.

Przez kilka następnych dni Teresa robiła wszystko, żeby nie myśleć o Garretcie. Praca przynosiła pociechę i zapomnienie. Zbieranie materiału i ubieranie go w słowa pochłaniało całą energię. Pomagał chaos panujący w pokoju redakcyjnym. Telekonferencja z Danem Mandelem spełniła wszystkie oczekiwania, tak jak obiecała Deanna. Teresa rzuciła się do pracy z odzyskanym entuzjazmem, przygotowywała dwa, trzy teksty dziennie, szybciej niż kiedykolwiek przedtem.