Выбрать главу

Jednak wieczorami, gdy Kevin szedł spać i zostawała sama, przed oczami jej stawała twarz Garretta. Wykorzystując metodę stosowaną w pracy, próbowała skupić się na konkretnych zajęciach. Przez kilka kolejnych wieczorów posprzątała cały dom – umyła podłogi, rozmroziła lodówkę, odkurzyła mieszkanie, wyczyściła dywany, poprzekładała rzeczy w szafach. Nic nie pozostało na dawnym miejscu. Nawet przejrzała szuflady i odłożyła ubrania, których już nie nosiła. Zamierzała je oddać instytucjom charytatywnym. Poukładała je w kartonowych pudłach, zaniosła do samochodu i wstawiła do bagażnika. Tego wieczoru krążyła po mieszkaniu, szukając czegoś, co jeszcze powinna zrobić. W końcu uświadomiła sobie, że to już wszystko. Nie mogąc zasnąć, włączyła telewizor. Przeskakiwała przez kanały, zatrzymując się na widok Lindy Ronstad udzielającej wywiadu w programie „Dziś wieczór”. Teresa zawsze lubiła jej muzykę, ale kiedy Linda podeszła do mikrofonu i zaśpiewała spokojną balladę, Teresa zaczęła płakać. Płakała prawie godzinę.

W weekend poszła z Kevinem na mecz Patriotów Nowej Anglii z Niedźwiedziami z Chicago. Kevin prosił ją o to od końca sezonu rozgrywek w piłkę nożną. W końcu zgodziła się zabrać go na mecz, chociaż w ogóle nie rozumiała zasad gry. Siedzieli na trybunie. Oddechy tworzyły małe chmurki pary. Popijali słodką gorącą czekoladę i dopingowali drużynę gospodarzy.

Poszli na kolację i Teresa, pokonując wewnętrzny opór, powiedziała Kevinowi, że już nie będzie się spotykała z Garrettem.

– Czy coś się stało, gdy byłaś u niego ostatnim razem?

– Nie – odparła cicho – nic się nie stało. Po prostu nie było to nam pisane – dodała i odwróciła głowę.

Tydzień później, gdy zadzwonił telefon, pracowała przy komputerze.

– Czy to Teresa?

– Tak – odparła, nie rozpoznając głosu.

– Mówi Jeb Blake… ojciec Garretta. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale chciałbym z tobą porozmawiać.

– Mam tylko kilka minut, ale proszę…

– Chcę z tobą pomówić osobiście, jeśli to możliwe. Nie potrafię rozmawiać o tym przez telefon.

– Mogę spytać o czym?

– Chodzi o Garretta. Wiem, że proszę o wiele, ale czy nie mogłabyś tu przylecieć? Nie prosiłbym, gdyby to nie było ważne.

Teresa się zgodziła. Zabrała Kevina ze szkoły i odwiozła do przyjaciół, wyjaśniając, że wyjeżdża na kilka dni. Kevin dopytywał się o cel podróży, ale obiecała mu, że wyjaśni wszystko później.

– Powiedz mu ode mnie cześć – poprosił.

Teresa tylko kiwnęła głową. Pojechała na lotnisko i wsiadła w pierwszy samolot, na jaki dostała bilet. W Wilmington udała się prosto do domu Garretta, gdzie czekał na nią Jeb.

– Cieszę się, że mogłaś przyjechać.

– O co chodzi? – spytała, rozglądając się dyskretnie wokół siebie.

Jeb wyglądał o wiele starzej niż poprzednio. Zaprowadził ją do kuchni i poprosił, żeby usiadła przy stole.

– Z tego, co dowiedziałem się od różnych osób – zaczął opowiadać cichym głosem – Garrett wypłynął „Happenstance” na morze później niż zwykle.

Po prostu musiał to zrobić. Rozpoznał charakterystyczne ciemne chmury na horyzoncie, które zawsze zwiastowały sztorm. Wydawało mu się, że znajdują się na tyle daleko, by mu nie zagrozić i dać potrzebny czas. Zamierzał popłynąć niedaleko. Nawet jeśli zerwie się sztorm, będzie tak blisko, że na pewno zdąży wrócić do portu. Włożył rękawiczki, ustawił żagle i skierował „Happenstance” na wzburzone fale.

Od trzech lat, wiedziony wspomnieniami o Catherine, wybierał tę samą trasę. Był to jej pomysł, żeby płynąć prosto na wschód tamtej nocy, gdy po raz pierwszy wypłynęli odnowioną łodzią. W wyobraźni Catherine płynęli do Europy. Zawsze pragnęła tam pojechać. Czasem wracała ze sklepu z folderami biur podróży i oglądała fotografie, a on siedział obok. Chciała zobaczyć wszystko. Słynne chaĂteaux w dolinie Loary, Partenon, szkockie góry, bazyliki w Rzymie, miejsca, o których czytała. W zależności od przyniesionego do domu folderu wymarzone wakacje mieli spędzić w Europie lub w tropikach.

Oczywiście, nigdy nie popłynęli do Europy.

Tego najbardziej żałował. Kiedy spoglądał wstecz na lata spędzone z Catherine, uświadamiał sobie, że to właśnie powinien był zrobić. Mógł jej poświęcić więcej czasu i gdy o tym rozmyślał, wiedział, że było to możliwe. Po kilku latach zaoszczędzili dość na wyjazd i bawili się układaniem planów podróży, ale w końcu wydali pieniądze na sklep. Gdy zrozumiała, że obowiązki związane z prowadzeniem firmy nie pozwolą im na dłuższy wyjazd, jej marzenie w końcu się rozwiało. Coraz rzadziej przynosiła do domu foldery. Po pewnym czasie przestała wspominać o Europie.

Tamtej nocy, gdy po raz pierwszy wypłynęli „Happenstance”, zrozumiał, że nie przestała marzyć. Stała na dziobie, spoglądała przed siebie, trzymając Garretta za rękę.

– Czy kiedyś pojedziemy? – spytała go cicho i taką ją zapamiętał: włosy rozwiewane przez wiatr, wyraz twarzy promienny i pełen nadziei.

– Tak – obiecał jej. – Gdy tylko będziemy mieli czas.

Rok później, nosząc ich dziecko, Catherine zmarła w szpitalu, a on czuwał przy jej łóżku.

Kiedy zaczęły dręczyć go sny, nie wiedział, co ma zrobić. Pewnego ranka zrozpaczony postanowił przelać to, co czuł, na papier. Pisał szybko, bez zastanowienia. Pierwszy list zajął prawie pięć stron. Następnego dnia zabrał go ze sobą na pokład. Gdy go czytał, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Prąd Zatokowy płynął w kierunku północnym w górę wybrzeży Stanów Zjednoczonych, potem skręcał i kierował się na wschód. Przy odrobinie szczęścia butelka z listem mogła pokonać Atlantyk, dotrzeć do Europy i znaleźć się na ziemi, na której chciała się znaleźć Catherine. Podjął decyzję, zamknął list w butelce i wyrzucił ją za burtę.

Od tamtego dnia napisał szesnaście, może siedemnaście listów… wierzył, że w ten sposób dotrzymuje obietnicy. Dziś rano też napisał list i miał go teraz ze sobą. Niebo stało się ołowiane. Radio nadawało ostrzeżenia przed nadciągającym sztormem. Po krótkim wahaniu wyłączył je i spojrzał na niebo. Doszedł do wniosku, że ma jeszcze trochę czasu. Będzie pisał następny list.

Na Atlantyku zaczynała się pora sztormów. Wiedział, że gdyby spóźnił się o dzień, nie mógłby wypłynąć co najmniej przez tydzień.

Rozhuśtane fale dawały się „Happenstance” coraz bardziej we znaki. Skrzypiały żagle szarpane wzmagającym się wiatrem. Garrett ustalił pozycję. Woda była tu głęboka, ale nie wystarczająco. Zniknął Prąd Zatokowy, który pojawiał się latem. Butelka dotrze do celu tylko wtedy, gdy wyrzuci ją daleko na oceanie. Ze wszystkich listów, które napisał do Catherine, chciał, aby przynajmniej jeden dotarł do Europy. Miał być ostatni.

Nałożył sztormiak i zapiął go starannie.

„Happenstance” zaczęła podskakiwać na falach, płynęła dalej na otwarte morze. Garrett trzymał ster obiema rękami, próbując utrzymać go w tym samym położeniu. Kiedy wiatr się zmienił i przyśpieszył – sygnalizując zbliżający się sztorm, zmienił hals, mimo niebezpieczeństwa kierując łódź po przekątnej przez fale. W tych warunkach halsowanie było bardzo trudne, płynął coraz wolniej, ale wolał iść pod wiatr, niż podejmować próbę powrotu w chwili, gdyby sztorm go dogonił.

Przy każdej zmianie halsu tracił siły. Za każdym razem, gdy stawiał żagle, zapanowanie nad nimi wymagało nadzwyczajnego wysiłku. Mimo rękawiczek paliły go dłonie. Dwukrotnie nieoczekiwany ostry podmuch prawie zwalił go z nóg. Uratowało go tylko to, że wiatr cichł równie szybko, jak się zrywał.