Выбрать главу

Gordon nie chciał spojrzeć rozmówcy w oczy. Pochylił się nad rozmontowanym komputerem, udając, że przygląda się jego skomplikowanemu wnętrzu.

— Niewiele wiem o takich sprawach — odparł przełykając ślinę. — Zresztą na wschodzie były inne problemy niż rozprowadzanie gier wideo.

Powiedział to po to, by nie kłamać więcej, niż musiał, lecz sługa Cyklopa pobladł, jakby go uderzono.

— Och, opowiadam głupstwa. Z pewnością musieli się tam uporać ze straszliwym promieniowaniem, epidemiami, głodem i holnistami… Tak, myślę, że tu, w Oregonie, mieliśmy masę szczęścia. Będziemy oczywiście musieli radzić sobie sami, dopóki reszta kraju nie będzie w stanie nam pomóc.

Gordon skinął głową. Każdy z mężczyzn mówił prawdę, lecz tylko jeden z nich wiedział, jak tragicznie zgodne z rzeczywistością były ich słowa.

Zapadła krępująca cisza. Gordon uciekł się do pierwszego pytania, które przyszło mu do głowy.

— A więc rozdajecie zabawki wyposażone w baterie jako swego rodzaju misjonarskie narzędzia?

Aage roześmiał się.

— Tak, to dzięki temu usłyszałeś o nas po raz pierwszy, prawda? Wiem, że to wydaje się prymitywne. Ale jest skuteczne. Chodź, przedstawię cię kierownikowi projektu. Jeśli istnieje prawdziwy relikt dwudziestego wieku, to jest nim Dena Spurgen. Zrozumiesz, co mam na myśli, kiedy ją poznasz.

Poprowadził Gordona przez boczne drzwi, a potem korytarzem zapchanym stosami różności. Wreszcie dotarli do pomieszczenia, które sprawiało wrażenie, jakby wszystko w nim żyło, z uwagi na słabe brzęczenie elektrycznej maszynerii.

Wszędzie widać było półki obwieszone przewodami, które wyglądały całkiem jak żywe, pnące się po ścianach pasemka bluszczu. Do tej plątaniny podłączono dziesiątki małych sześcianów i cylindrów. Mimo że upłynęło tyle lat, Gordon natychmiast rozpoznał najróżniejszego rodzaju doładowywalne baterie czerpiące energię z generatorów działających w Corvallis.

Na przeciwległym końcu długiego pomieszczenia trzy osoby w cywilnych ubraniach słuchały z uwagą czwartej, o długich włosach blond, ubranej w biały płaszcz z czarnym wzorem noszony przez sługi. Gordon zamrugał powiekami z zaskoczenia, gdy zauważył, że cała czwórka to młode kobiety.

— Powinienem cię uprzedzić — szepnął mu do ucha Aage. — Dena jest najmłodszą ze wszystkich sług Cyklopa, ale pod pewnym względem to eksponat muzealny. Prawdziwa, autentyczna, stuprocentowa feministka.

Aage uśmiechnął się. Wraz z upadkiem cywilizacji zniknęło tak wiele rzeczy. Istniały słowa, których dawniej używano powszechnie, a dzisiaj nigdzie się ich już nie słyszało. Zaciekawiony Gordon spojrzał na dziewczynę raz jeszcze.

Była wysoka, zwłaszcza jak na kobietę, która dorastała w tych czasach. Jako że była odwrócona tyłem, nie mógł wiele powiedzieć na temat jej wyglądu. Mówiła cichym, pewnym głosem do słuchających jej z uwagą młodych kobiet.

— Dlatego nie chcę, żebyś podczas następnej wyprawy podejmowała podobne ryzyko, Tracy. Czy mnie słyszysz? Musiałam przez rok wstrzymywać oddech, grożąc sinicą, nim wywalczyłam dla nas ten przydział. Nieważne, że to logiczne rozwiązanie, bo mieszkańcy zapadłych wiosek czują się mniej zagrożeni, kiedy wysłannik jest kobietą. Cała logika na świecie na nic by się zdała, gdyby którejś z was coś się stało!

— Ależ, Deno — sprzeciwiła się niska brunetka wyglądająca na zahartowaną. — W Tillamook słyszeli już o Cyklopie! To był jedynie szybki wypad z mojej rodzinnej wioski. Zresztą kiedy zabieram ze sobą Sama i Homera, tylko zmniejszają moje tempo…

— Nieważne! — przerwała wyższa kobieta. — Po prostu następnym razem weź ze sobą tych chłopaków. Mówię poważnie! Albo obiecuję ci, że błyskiem wyślę cię z powrotem do Beaverville uczyć w szkole i rodzić dzieciaki…

Przerwała nagle, gdy zauważyła, że jej asystentki przestały słuchać. Wpatrywały się w Gordona.

— Deno, chodź, poznasz inspektora — odezwał się Peter Aage. — Jestem pewien, że z chęcią zapoznałby się z punktem doładowywania baterii i posłuchał o twej pracy… misjonarskiej.

— Prawdę mówiąc, musiałem cię jej przedstawić, bo inaczej groziłoby mi złamanie ręki. Uważaj na siebie, Gordon — szepnął półgębkiem z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Gdy kobieta się zbliżała, powiedział głośniej: — Mam kilka spraw do załatwienia. Wrócę niedługo, by zaprowadzić cię na spotkanie.

Gordon skinął głową oddalającemu się mężczyźnie. Kobiety gapiły się na niego tak, że czuł się całkiem jak nagi.

— To na razie wszystko, dziewczyny. Zobaczymy się jutro po południu, żeby zaplanować następny wypad.

Chciały się sprzeciwić jej poleceniu, o czym świadczyły ich błagalne spojrzenia, lecz gdy Dena potrząsnęła głową, wybiegły. Ich nieśmiałe uśmiechy i chichoty — gdy Gordon uchylił czapkę — kontrastowały z długimi nożami, które każda z nich miała u biodra i przy bucie.

Dopiero gdy Dena Spurgen uśmiechnęła się, wyciągając do Gordona rękę, zdał sobie sprawę, jak musi być młoda.

“Nie mogła mieć więcej niż sześć lat, gdy wybuchły bomby”.

Jej uścisk był równie zdecydowany jak zachowanie. Mimo to gładka dłoń pokryta zaledwie śladami stwardnień świadczyła o życiu spędzonym raczej wśród książek niż młockarni i pługów. Zielone oczy kobiety spotkały się z jego oczyma, szacując go otwarcie. Gordon zadał sobie pytanie, kiedy ostatnio spotkał kogoś takiego.

“W Minneapolis, na tym zwariowanym pierwszym roku college’u — nadeszła odpowiedź. Tylko wtedy to ona była starsza. Zdumiewające, że po tylu latach pamiętam jeszcze tę dziewczynę”.

Dena roześmiała się.

— Czy pozwolisz, bym ubiegła twoje pytanie? Tak, jestem młoda, jestem kobietą i brak mi właściwie kwalifikacji, by być pełnoprawnym sługą, a co dopiero kierować ważnym projektem.

— Wybacz mi — skinął głową — ale to właśnie sobie pomyślałem.

— Och, nie ma sprawy. I tak wszyscy nazywają mnie anachronizmem. Prawda brzmi tak, że byłam sierotą adoptowaną przez doktora Lazarensky’ego, doktora Taighera i pozostałych po tym, jak moi rodzice zginęli w rozruchach antytechnicznych. Od tego czasu rozpieszczano mnie straszliwie i nauczyłam się wykorzystywać w pełni swe przywileje. Z pewnością domyśliłeś się tego, podsłuchawszy, co miałam do powiedzenia moim dziewczynom.

Gordon uznał, że jej wygląd najlepiej można określić jako “przystojny”. Twarz mogła być nieco zbyt pociągła, a żuchwa zbyt wydatna. Gdy jednak Dena Spurgen śmiała się z siebie, tak jak teraz, jej oblicze jaśniało.

— Zresztą — dodała, wskazując na ścianę pełną przewodów i małych cylindrów — może nie jesteśmy w stanie kształcić nowych inżynierów, ale nie potrzeba zbyt wiele rozumu, by się nauczyć, jak napchać baterię elektronami.

Gordon roześmiał się.

— Jesteś niesprawiedliwa dla siebie. Sam musiałem powtarzać wstępny kurs fizyki. Zresztą Cyklop na pewno wie, co robi, powierzając ci to zadanie.

Te słowa sprawiły, że jej twarz nabrała czerwonawego odcienia. Dena zarumieniła się i spuściła wzrok.

— Tak, pewnie masz rację.

“Skromność? — zastanowił się Gordon. Ta dziewczyna jest pełna niespodzianek. Tego bym się po niej nie spodziewał”.

— Do licha! Tak szybko. Peter już wraca — powiedziała znacznie ciszej.