— Dena mówiła, że są tylko dwa typy mężczyzn, które się liczą — powiedział Gordon. — Zawsze uważałem to za zwariowaną ideę. Nie miałem pojęcia, że przed końcem rząd był tego samego zdania.
Tamten osunął się na rozdartą korę obok niego. Pod jego skórą falował i tętnił tysiąc maleńkich, pulsujących nitek. Krew sączyła się z setek zadrapań pokrywających całe ciało. Dyszał ciężko, wpatrując się w nicość.
— Przyjęli odmienną politykę, prawda? — zapytał Gordon. — Pod koniec odkryli na nowo mądrość.
Wiedział, że George Powhatan usłyszał go i zrozumiał. Nadal jednak nie odpowiadał.
Gordon uniósł się gniewem. Potrzebna mu była odpowiedź. Z jakiegoś głęboko ukrytego powodu musiał się dowiedzieć, czy Stanami Zjednoczonymi w ostatnich latach przed katastrofą rządzili mężczyźni i kobiety honoru.
— Powiedz mi, George! Mówiłeś, że zrezygnowali z wykorzystywania wojowników. Kogo jeszcze mieli? Czy szukali ich przeciwieństwa? Niechęci do władzy? Ludzi, którzy walczyli dobrze, ale niechętnie?
Przed oczyma miał obraz zdziwionego Johnny’ego Stevensa — zawsze palącego się do nauki — szczerze próbującego przeniknąć zagadkę wielkiego wodza, który odrzuca koronę na korzyść pługa. Nigdy właściwie nie wytłumaczył tego chłopakowi. A teraz było już za późno.
— No więc? Czy wskrzesili stary ideał? Czy celowo szukali żołnierzy, którzy uważali się przede wszystkim za obywateli? — Złapał Powhatana za drżące ramiona. — Niech cię cholera! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego, kiedy przyjechałem aż z Corvallis, by cię błagać! Czy nie sądzisz, że kto jak kto, ale ja bym cię zrozumiał?
Senior doliny Camas miał zapadniętą twarz. Popatrzył Gordonowi w oczy przez bardzo krótką chwilę, po czym odwrócił z drżeniem wzrok.
— Możesz się założyć, że bym zrozumiał, Powhatan. Wiedziałem, co masz na myśli, kiedy powiedziałeś, że wielkie sprawy są nienasycone — zacisnął pięści. — Odbiorą ci wszystko, co kochasz, i będą żądać więcej. Ty to wiesz, ja to wiem… ten biedny głąb Cyncynat też zdawał sobie z tego sprawę, kiedy im powiedział, że mogą sobie zatrzymać swoją głupią koronę! Twój błąd polegał na uwierzeniu, że to może się kiedyś skończyć, Powhatan! — Gordon dźwignął się chwiejnie na nogi. Wykrzyczał swój gniew na rozmówcę. — Czy naprawdę sądziłeś, że możesz się kiedykolwiek uwolnić od odpowiedzialności?
Gdy Powhatan wreszcie się odezwał, Gordon musiał się schylić, żeby go usłyszeć przez dźwięk gromu.
— Miałem nadzieję… byłem taki pewien, że mogę…
— Taki pewien, że możesz powiedzieć “nie” wszystkim wielkim kłamstwom! — Gordon roześmiał się z goryczą i sarkazmem. — Powiedzieć “nie” honorowi, godności i ojczyźnie? Co ci kazało zmienić zdanie? Wyśmiałeś Cyklopa i obietnicę techniki. Ani Bóg, ani litość, ani “Odrodzone Stany Zjednoczone” cię nie wzruszyły! Powiedz mi, Powhatan, jaka moc okazała się w końcu tak silna, że kazała ci podążyć za Philem Bokuto aż do tego miejsca i odszukać mnie?
Siedząc z zaciśniętymi pięściami, najsilniejszy człowiek na świecie — jedyny relikt czasów, gdy żyli ludzie bliscy bogom — był podobny do małego chłopca, wyczerpanego i zawstydzonego.
— Masz rację — jęknął. — To nigdy się nie kończy. Wykonałem już swoją część, po tysiąckroć wykonałem! Chciałem tylko, by pozwolono mi zestarzeć się w spokoju. Czy to zbyt wiele? Powiedz mi? — W jego oczach widniał żal. — Ale to nigdy się nie kończy.
Powhatan podniósł wzrok. Po raz pierwszy spojrzał Gordonowi prosto w oczy.
— To były kobiety — stwierdził cicho, odpowiadając wreszcie na pytanie Gordona. — Od twojej wizyty i tych cholernych listów ciągle gadały, zadawały pytania. Potem nawet do mojej doliny dotarły wieści o tym szaleństwie na północy. Próbowałem… próbowałem im powiedzieć, że to, co zrobiły twoje Amazonki, to czyste wariactwo, ale one…
Głos Powhatana załamał się. Senior potrząsnął głową.
— Bokuto odjechał z hukiem zupełnie sam, żeby cię odnaleźć… a kiedy to się zdarzyło, patrzyły na mnie tak… Wciąż mnie dręczyły, dręczyły i dręczyły…
Jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
— Słodki Boże na niebie, wybacz mi. Kobiety kazały mi to zrobić.
Gordon ze zdumienia zamrugał powiekami. Wśród bębniących kropli deszczu po szorstkiej, zgnębionej troskami twarzy ostatniego wzmocnionego popłynęły łzy. George Powhatan zadrżał i załkał rozdzierająco w głos.
Gordon osunął się na sękatą kłodę obok niego. Ciężar przepełnił go niczym zimowe roztopy pobliską rzekę Coquille. Po chwili jego wargi również zaczęły drżeć.
Uderzały błyskawice. Tuż obok szumiała rzeka. Obaj płakali razem w deszczu, lamentując tak, jak tylko mężczyźni potrafią lamentować nad sobą.
INTERLUDIUM
ANI CHAOS…
1
Nowa legenda rozniosła się po Oregonie, od Roseburga po Kolumbię na północy, od gór aż do morza. Przekazywano ją listownie i ustnie. Po każdym powtórzeniu obrastała w nowe szczegóły.
Była to opowieść smutniejsza od dwóch innych, które przyszły przed nią — tej o mądrej, życzliwej maszynie i tej o odrodzonym państwie. Była też bardziej niepokojąca. Niemniej ta nowa bajka miała jedną istotną cechę, której brak było jej poprzedniczkom.
Była prawdziwa.
Opowiadała o grupie czterdziestu kobiet — wielu przyznawało, że szalonych — które złożyły wspólnie potajemną przysięgę, że zrobią wszystko, by zakończyć straszliwą wojnę, i to zanim wszyscy porządni mężczyźni zginą, próbując je ratować.
Kierowały się miłością — wyjaśniali jedni. Inni twierdzili, że zrobiły to dla ojczyzny.
Krążyły nawet pogłoski, że traktowały swą odyseję do piekła jako formę pokuty, zadośćuczynienia za jakieś przeszłe błędy kobiecego rodu.
Interpretacje były różne, lecz zasadniczy morał był zawsze taki sam, bez względu na to, czy przekazywano go ustnie czy za pośrednictwem Poczty Stanów Zjednoczonych. We wszystkich wioskach, osadach i gospodarstwach matki, córki i żony czytały listy i słuchały słów, a potem przekazywały je dalej.
Mężczyźni potrafią być wspaniali i silni — szeptały do siebie. Bywają też jednak wśród nich szaleńcy. I ci drudzy mogą zniszczyć świat.
“Kobiety, musicie ich osądzić…”
Nigdy już nie można pozwolić, by doszło do podobnych rzeczy, powtarzały jedna drugiej, myśląc o poświęceniu zwiadowczyń.
Nigdy już nie możemy pozwolić, by odwieczna walka toczyła się tylko między dobrymi a złymi mężczyznami.
“Kobiety, musicie wziąć na siebie część odpowiedzialności… i wykorzystać w walce własne uzdolnienia…”
Zawsze też pamiętajcie — taki był morał — że nawet najlepsi mężczyźni, bohaterowie, niekiedy zapominają o swych zadaniach.
“Kobiety, musicie od czasu do czasu im przypominać…”
2
28 kwietnia 2012
Szanowna Pani Thompson,
Dziękuję za Pani listy. Pomogły mi niezmiernie w powrocie do zdrowia, zwłaszcza że tak bardzo się niepokoiłem, iż nieprzyjaciel mógł dotrzeć do Pine View. Wiadomość, że Pani, Abby i Michael jesteście bezpieczni, była dla mnie warta więcej, niż może Pani sobie wyobrazić.