Выбрать главу

– Nie wiem, brachu. – Hasan wciągnął nosem porcję. – Może i przeznaczenie.

– Do tego, kurwa, ni chuja we łbie mi się nie mieści: no, ożeniłabyś trefny lód, no, wyjęłabyś pół stówy. Ale co dalej? Co dalej? Gdzie byś się zadekowała? Co, pod ziemię byś się zapadła? I co, pół kafla – to dla ciebie taka duża kasa?

Natasza milczała.

– Dato, zostaw ją. – Hasan wytarł nos. – Baba zawsze jest na drugim planie.

– Człowiek uczy się przez całe życie… – Dato strząsnął popiół. Popatrzył na garnek.

– No jak, gotuje się?

Pieka zajrzał do garnka.

– Zaczyna.

Pomarańcz poruszył się na podłodze. Łom przycisnął go nogą.

– Leżeć.

– Dato, psem twoim będę, jak to mój pomysł. Psem – wymamrotał Pomarańcz.

– Psem to ty nie będziesz – Dato spojrzał z ukosa na jego rudą, spoconą głowę – bo już nim jesteś.

– Mnie Szakro dwa razy przystawiał klamkę do głowy. Wtedy, w Dagomysie, i po weselu. O blondynach słyszał od Awery.

– Od Awery? – uśmiechnął się Hasan. – Awera już gryzie piach.

– Robił wjazdy do Szakro, ten mu jeszcze wisiał za „Tybet”. – Pomarańcz uniósł głowę. – I wtedy wychlapał mu o blondynach i o lodzie. Mówi: jest duży tort, bierz. Nabijesz kabzę, to oddasz.

– I co, Szakro kazał ci schaltować Hasanowi? – zapytał Hasan.

– Szakro chce wziąć dolę za lód.

– Co? – uśmiechnął się Dato. – Co ty, ścierwo, łoisz? Awerę przecież sprzątnęli, jaki, kurwa, dług, jaki „Tybet”?

– On chce iść na przypał bez Awery. Chujem byłbym, Dato. Mnie jego ogary sprzedały, że jest teraz goły, że ma z Rybą na pieńku, a ciebie chcą wydymać.

– I zgarnąć pulę? – uśmiechnął się Dato.

– Chcą zgarnąć.

– Na bezczyla? Bez ścinki?

– Powiedział mi: chodź, wyjmij porcję, to zobaczę. Nie wyjmiesz – to zejdziesz.

– A co chce zobaczyć?

– No… jak ty się wykładasz.

Dato zgasił papierosa. Wstał. Podszedł do Pomarańcza. Włożył ręce do kieszeni. Zakołysał się na czubkach palców.

– Nno tak… Ty psie, całkiem się zbiesiłeś. Zupełnie straciłeś wyczucie.

Kiwnął do Pieki. Ten zdjął garnek z ognia. Łom przycisnął butem głowę Pomarańcza do niebieskawej marmurowej podłogi.

– Kurwą byłbym, Dato… Hasan… przysięgam… – mamrotał Pomarańcz.

Pieka siadł mu na nogach i zaczął lać wrzątek na plecy.

Pomarańcz krzyknął i zaczął się szarpać.

Łom i Pieka przygnietli go.

– Gadaj prawdę, psie, prawdę. – Dato kołysał się na palcach.

– Przysięgam! Przysięgam! – wył Pomarańcz.

Pieka chlusnął mu na plecy. Pomarańcz zadygotał.

– Prawdę, prawdę.

– Dato! Przestań! – krzyknęła Natasza.

– Prawdę, psie!

– Przysięgam! Przysięgam!

– Chluśnij mu na facjatę – poradził Hasan.

Pieka chlusnął Pomarańczowi na głowę. Ten zawył.

– Nie, Dato! Zostawcie go! – krzyczała Natasza.

– Na ciebie, szczurza suko, też przyjdzie pora! – Dato kopnął ją.

– Gadaj, bo cię ugotujemy jak raka. – Hasan spokojnie patrzył na podrygujące ciało Pomarańcza.

– Szakro chce zgarnąć dolę za lód! – wymamrotał Pomarańcz.

– Nie pierdol, padako! Nie pierdol, padako! Nie pierdol! Nie pierdol! – Dato zaczął go kopać w twarz.

– Szczurek… – splunął Hasan. – Lej mu na jaja!

Pieka i Łom zaczęli ściągać spodnie Pomarańczowi.

– Dato! Dato! Dato! – krzyczała Natasza.

– Cicho, szczurza suko!

– Dato, przestań, przestań. Ja wszystko powiem!krzyczała Natasza.

– Cicho, szczurza suko!

– Dato, niech powie. – Hasan podszedł do Nataszy. – Mów prawdę.

– Wszystko powiem, tylko przestańcie!

Dato dał znak. Pieka przestał polewać Pomarańcza wrzątkiem.

– Mów, suko.

Natasza otarła swobodną ręką nos. Zachlipała.

– To wszystko kłamstwo. To nie Szakro. To ja.

Dato patrzył na nią.

– Po chuja?

– Ty i tak mnie rzucisz. Jak Żenkę. Wiem o tej twojej… baletnicy. A ja… a ja… w ogóle nic nie mam. Matka umierająca.

– I co?

– No… chciałam przytulić trochę kasy… Po prostu…

– I jego podkręciłaś?

Kiwnęła głową.

– Za ile?

– Po połowie.

Dato przeniósł wzrok na Hasana. Ten milczał. Natasza pochlipywała. Pomarańcz jęczał na podłodze. Dato spojrzał na Pomarańcza.

– Odwróćcie go.

Pieka i Łom położyli go na wznak. Dato przysiadł. Zajrzał w szare oczy Pomarańcza.

– Prawda.

Wyprostował się. Hasan wyciągnął rękę. Dato klepnął w nią dłonią. Odetchnął z ulgą.

– Chodź, przetrawimy to.

Wyszli do sąsiedniego pokoju. Panował tam półmrok. Widać było dużo drogich mebli.

– Tak myślałem, że nie Szakro. – Hasan wzdrygnął się z zimna. Splótł chude palce. Strzeliło mu w stawach.

– Dolę, kurwa! – Dato nerwowo się uśmiechnął. Otworzył bar. Wyjął butelkę koniaku. Nalał sobie. Wypił.

– Każda padaka, kurwa, tylko czeka, żeby ściąć mnie z Szakro. Szakale, kurwa!

– On po prostu słyszał… może od Awery, od jego ogarów… może od Dziurawego…

– Słuchaj, Hasan, a skąd wszyscy czają? Czemu, kurwa, każdy karaluch wie o lodzie?

– Mnie o to pytasz?

– A kogo mam pytać? Awerę? Żorika? Oni już, kurwa, robaki karmią. A ty żyjesz.

– Ty też żyjesz, brachu. – Hasan spojrzał na niego poważnie. – Obaj jesteśmy żywi. Póki co.

– Póki co?

– Póki rozumiemy, że trumna nie ma kieszeni.

Dato odwrócił się. Podszedł do okna. Pokołysał się na palcach. Hasan podszedł do niego. Położył mu rękę na ramieniu.

– Znasz mnie, wspólasie. Ja cudzego nie tykam. Mnie na proszek wystarcza.

Dato patrzył przez okno na wieczorną Moskwę:

– Gówno!

– Coś trzeba z nimi zrobić, wspólasie.

– Coś… – Dato zakołysał się na palcach. – Coś, kurwa…

Gwałtownie się odwrócił. Poszedł do kuchni. Hasan niespiesznie ruszył za nim.

W kącie stała masywna biała lodówka Bosch. Dato otworzył zamrażarkę. Była pełna jedzenia. Zaczął wyrzucać je na podłogę. Produkty z głuchym stukotem upadały na marmur. Pod spodem leżał duży blok lodu. Dato spojrzał na niego ze złością.

– To dlatego że nie żrę nic mrożonego… tak, suko?

Zbliżył się do Nataszy.

Pochlipywała. Odwróciła się. Hasan patrzył ponurym wzrokiem

– Bezpieczne miejsce, tak?

– No, od kiedy się baby, kurwa, zrobiły takie mądre? – Dato klepnął się po udach. – Nie rozumiem, co jest grane!

– Emancypacja – nieoczekiwanie odezwał się Pieka.

– Co? – Dato obrócił na niego wzrok.

– No… to kiedy baby mają równe prawa z facetami – wymamrotał Pieka.

Dato przyjrzał mu się uważnie. Odwrócił się do Hasana.

– Dawaj skrzynię.

Hasan wyjął komórkę. Zadzwonił:

– Podjeżdżaj.

Po paru minutach do mieszkania weszło dwóch mężczyzn ze skrzynią. Naciągnęli na ręce gumowe rękawiczki. Przełożyli bryłę lodu z zamrażalnika do skrzyni i ostrożnie wynieśli.

Dato nalał sobie wódki. Wypił duszkiem.

– Więc tak. Pomarańcza – na śmietnik.

Pomarańcz szarpnął się z całej siły. Krzyknął coś niezrozumiale. Pieka i Łom przygnietli go. Łom zarzucił pętlę na grubą, piegowatą szyję Pomarańcza.

Natasza zwymiotowała. Głowa opadła jej bezsilnie.

Pomarańcz długo charczał i rzucał się w drgawkach. Wypuszczał gazy.

W końcu ucichł.

Pieka przyciągnął z garderoby dużą niebieską plastikową walizkę na kółkach. Włożyli do niej trupa Pomarańcza. Wywieźli z kuchni. Potem z mieszkania.

Drzwi zamknęły się za nimi.

Hasan usiadł przy stole. Wyjął swoją tabakierkę. Wysypał na talerz kokainę. Zaczął ją rozcierać plastikową kartą.

Dato wyjął z kieszeni klucz. Odpiął rękę Nataszy od kaloryfera. Natasza bezsilnie rozpłaszczyła się na podłodze. Oddychała szybko. Trzęsła się.

Dato otworzył drzwi zamrażarki.

– Właź.

Natasza podniosła głowę.

– Właź, szczurza suko!

Posłusznie weszła do zamrażarki. Dato zatrzasnął drzwi. Oparł się plecami.