Выбрать главу

— To od Akbalika — powiedział Prestimion, łamiąc grubą, woskową pieczęć. — Przez cały rok przebywał w Stoien i zbierał tam informacje, usiłując zdobyć jakieś pewne wieści co do miejsca pobytu Dantiryi Sambaila. Czemu miałby tu do mnie pisać, o ile nie… och, Varaile! Na miłość Bogini, Varaile!

— O co chodzi, Prestimionie? Mów!

Dźgnął papier palcem.

— Akbalik pisze, że prokurator żyje. Wciąż jest w Alhanroelu. Przez cały ten czas ukrywał się gdzieś przy południowej granicy prowincji Stoien, pomiędzy palmami piłowymi, krabami bagiennymi i zwierzoroślinami. Stworzył tam sobie, jak widzę, bazę, z której rozpęta nową wojnę domową!

Varaile natychmiast zasypała go pytaniami. Prestimion uniósł rękę, by ją uciszyć.

— Pozwól, że skończę czytać. Mhm… przechwycono zaszyfrowane wiadomości… Mag Su-Suheris wprowadził się w trans, w którym je przetłumaczył… W załączniku pełen tekst… — przerzucał kartki, które wysłał mu Akbalik.

Oczywiście nie był w stanie zrozumieć czegokolwiek z samych zaszyfrowanych informacji, które wplatano w niewinne deklaracje towarowe. „Emijiquk gybpij jassnin ys? Kesixm ncthip jumlee ayvyi”? Prestimion pomyślał, że by to zrozumieć potrzebny był Su-Suheris z trzema głowami. Ale Akbalik najwyraźniej wybrał odpowiedniego wykonawcę do tego zadania, gdyż kiedy mag oświadczył, że tajny obóz Dantiryi Sambaila znajduje się na południowym wybrzeżu Stoien, Akbalik wysłał ludzi, by przeczesali ten region i faktycznie znaleźli obóz prokuratora tam, gdzie powinni.

— Ale dlaczego tak długo nikt go nie widział, jak myślisz? — zapytała Varaile.

— Nie wiesz, jak wygląda południowe wybrzeże Stoien? No tak, skąd miałabyś wiedzieć. Nikt przy zdrowych zmysłach się tam nie zapuszcza. Nikt o tym miejscu nawet nie myśli. Dlatego właśnie, zdaje mi się, postanowił się tam ukryć. Mówią, że tam jest jak w saunie. W ciągu godziny od upału topią się kości. Rośnie tam manganoza, drzewo z ostrymi liśćmi, nazywają ją palmą piłową, która tworzy zagajniki tak gęste, że nie da się w nie wejść. Poza tym gdziekolwiek się obrócisz, znajdujesz olbrzymie owady i wielkie kraby, które potrafią nieuważnemu człowiekowi odciąć stopę jednym uderzeniem szczypiec. Czy można wymyślić lepsze miejsce na dom dla Dantiryi Sambaila?

— Musisz go bardzo nienawidzić — powiedziała Varaile.

To zaskoczyło Prestimiona. Nienawidzić? Nigdy nie myślał o sobie jako o człowieku zdolnym do nienawiści. To słowo znał tylko ze słyszenia.

Zastanawiał się, czy jest na świecie ktokolwiek, kogo by nienawidził? Może Korsibar? Nie, na pewno nie jego. Jego można było potraktować ulgowo. Zaskakujące przejęcie władzy przez Korsibara owszem, rozgniewało Prestimiona, ale mimo to nigdy nie widział w nim nikogo innego, jak tylko dużego, głupiego, dobrodusznego tumana, który dał się wciągnąć przez grupę złych, egoistycznych towarzyszy w sytuację przerastającą jego możliwości.

Może Farquanor i Farholt, podli poplecznicy Korsibara, bez których świat był dużo lepszym miejscem? Czy ich nienawidził?

Właściwie nie. Farquanor był paskudnym małym intrygantem, a Farholt wielkim, zarozumiałym osiłkiem. Prestimion bardzo ich nie lubił. Ale nie czuł do nich nienawiści. Wątpił nawet, czy nienawidzi Sanibaka-Thastimoona, którego mroczne zaklęcia sprowadziły na świat tyle zła i który pozbawił Thismet życia. Ale w ręku Thismet, gdy umierała, był miecz. Czy Sanibak-Thastimoon zabiłby ją, gdyby go nie zaatakowała?

To nie było już ważne. Nie nienawidzi się ludzi za to, że są głupi jak Korsibar, przebiegli jak Farquanor czy gwałtowni i tępi jak Farholt. A Sanibak-Thastimoon wierzył, że służy interesom swojego pana, Korsibara — czy można było go za to nienawidzić? Najlepiej było w ogóle nie odczuwać nienawiści, tylko nie zgadzać się z niektórymi, pilnować, by nie zrobili krzywdy tobie i twoim bliskim i zajmować się swoimi sprawami.

Ale co z Dantiryą Sambailem, prawdziwym powodem tylu nieszczęść świata? Czy jego nienawidził?

— Tak — powiedział Prestimion. — Nienawidzę go. Jest zły do szpiku kości. Widać to na pierwszy rzut oka, w tych jego nieprawdopodobnie pięknych, kłamliwych oczach, lśniących miękko w tłustej, brzydkiej twarzy. Ten człowiek nie powinien był się urodzić. W chwili idiotycznej bezmyślności darowałem mu życie pod Granią Thegomar, a w kolejnej pozwoliłem, by wrócono mu pamięć o wojnie, którą przeciwko mnie prowadził. Teraz najchętniej cofnąłbym obie te decyzje, gdybym tylko mógł.

Chodził w kółko, coraz bardziej zły. Sama myśl o prokuratorze sprawiała, że dostawał szału.

Zdrady Dantiryi Sambaila raz za razem wzmacniały frakcję Korsibara, a bez niego uzurpator mógłby ponieść porażkę przez własną niekompetencję. W każdym ważnym momencie wojny domowej zjawiał się Dantirya Sambail, a za nim szło kolejne szatańskie oszustwo i zdrada. Prokurator wysłał swoich własnych, znienawidzonych braci, wiecznie pijanego Gaviada i wielkiego, paskudnego Gaviundara, by dowodzili armiami po stronie Prestimiona, w sekrecie polecając im, by w krytycznym momencie zmienili stronę. To Dantirya Sambail przekonał Korsibara, by przerwał tamę Mavestoi. To on…

— Ten człowiek jest potworem — powiedział Prestimion. — Zrozumiałbym może, gdyby zbuntował się z chciwości albo prymitywnej żądzy władzy. Ale on już rządził całym kontynentem i był bogaty ponad ludzkie pojęcie. Nie powoduje nim nic, poza bezpodstawną nienawiścią, Varaile. Bez powodu kipi jadem, który zatruwa wszystko, co robi. I zmusza nas, by na nienawiść odpowiadać nienawiścią. Nie minęły dwa lata odkąd zakończyliśmy wojnę domową i wciąż cierpimy z powodu jej skutków, a on szykuje kolejną! Cóż poza nienawiścią mogę czuć do takiego człowieka? Zniszczę go, przysięgam, Varaile, jeśli tylko dostanę kolejną szansę.

Trząsł się z gniewu. Varaile nalała mu wina, słodkiego, złotego wina z Dulorn i przycisnęła palce do jego skroni, aż się uspokoił.

— Pojedziesz do tego Stoien, by z nim walczyć? — zapytała.

Prestimion skinął głową.

— Akbalik wysłał kopie tego raportu Septachowi Melaynowi na Zamek. Nie wątpię, że on i Gialaurys zbierają już armię, by pomaszerować do południowych krain. A w każdym razie jeszcze dzisiaj wydam im taki rozkaz.

W jego głowie już układała się strategia.

— Jedna armia będzie szła z północnego zachodu, od miasta Stoien po przekątnej półwyspu, a druga od południa, przez Ketheron, Arvyandę i Kajith Kabulon na wybrzeże Aruachozji, trasą, którą podróżowaliśmy w zeszłym roku, a potem na zachód z Sippulgaru do prowincji Stoien… tak. Tak, otoczymy go. A wtedy…

Rozległo się pukanie do drzwi.

— Otworzyć? — zapytała Varaile.

— Kto to może być? Tak, otwórz. Tymczasem — ciągnął Prestimion — pożegluję jak najszybciej do Stoien i tam spotkam się z Akbalikiem, i przyłączę się do wojsk, które wyruszą… tak?

Varaile otworzyła drzwi. Przed nim stał akolita, trzymając wiadomość.

— Co to?

Może nowe wiadomości od Akbalika? Prestimion złamał pieczęć i szybko przejrzał pismo.

— Coś ważnego? — zapytała Varaile.

— Nie jestem pewien. Jest tutaj twój młody przyjaciel, Dekkeret. Odbył niezwykle spieszną podróż z Zamku do Alaisor i przybył stamtąd na jednym z ekspresowych statków pocztowych. Poprosił o specjalne pozwolenie na wejście tutaj i Pani mu go udzieliła. W tej chwili wspina się na Drugi Próg. Spodziewają się go tu jeszcze dzisiaj.

— Oczekiwałeś go?