Выбрать главу

— Mój panie, słyszysz mnie?

* * *

To był głos Dekkereta. Prestimion otworzył oczy, co nie było łatwe, taki był oszołomiony i zdrętwiały i zobaczył, że potężny, szeroki w ramionach Dekkeret klęczy nam nim, rozciągniętym na podłodze. W jego rękach był hełm Barjazidów.

— Co ty z nim robisz? — zapytał ostro Prestimion.

Dekkeret zaczerwienił się i położył go obok siebie, poza zasięgiem Prestimiona.

— Wybacz mi, panie. Musiałem ci go zabrać.

— Zabrałeś… mi… go?

— Gdybyś miał go dłużej na głowie, umarłbyś. Widzieliśmy, że słabniesz. Dinitak kazał mi go zdjąć. Powiedziałem, że nie wolno tak dotykać Koronala, że to zabronione, że to świętokradztwo, ale jednak musiałem go zdjąć, inaczej Majipoor potrzebowałby nowego władcy. No więc zdjąłem. Nie miałem wyboru, mój panie. Wyślij mnie do tuneli, jeśli takie jest twoje życzenie. Ale nie mogłem stać tu i patrzeć, jak umierasz.

— A gdybym ci rozkazał, żebyś mi go oddał, Dekkerecie?

— Nie zrobiłbym tego, mój panie — powiedział spokojnie Dekkeret.

Prestimion skinął głową. Uśmiechnął się słabo, wymuszenie i lekko uniósł.

— Jesteś dobrym człowiekiem, Dekkerecie, i bardzo dzielnym. Gdyby nie ty, nie osiągnęlibyśmy nic z tego, co się nam dzisiaj udało. Gdyby nie ty i ten chłopiec, Dinitak…

— Nie jesteś dotknięty, mój panie, że zabrałem ci hełm?

— To był bardzo śmiały czyn. Można by zapewne zaryzykować twierdzenie, że nieco zbyt śmiały. Ale nie, Dekkerecie, nie jestem dotknięty. Zrobiłeś co należało. Pomóż mi wstać, dobrze?

Dekkeret podniósł go, jakby nic nie ważył i postawił na nogi. Zaczekał chwilkę, jakby bał się, że upadnie. Prestimion rozejrzał się po pokoju, spojrzał na matkę, na Dinitaka, na Maundiganda-Klimda. Su-Suheris był jak zawsze nieodgadniony, jego odległa postać nie wyrażała żadnych emocji. Pozostała dwójka była wciąż wycieńczona po bitwie, ale powoli odzyskiwali siły. On również.

Pani powiedziała:

— Co robiłeś, Prestimionie?

— Leczyłem szaleństwo. Tak, matko, leczyłem je. Z pomocą tego urządzenia wyleczenie jest możliwe, choć to ciężka praca i nie da się jej skończyć w jedną noc. — Spojrzał na hełm, leżący obok stopy Dekkereta i potrząsnął głową. — Jakże ohydną moc ma ta maszyna! Mam ochotę zniszczyć ją i wszystkie podobne, które znajdziemy w obozie Dantiryi Sambaila. Ale to, co raz wynaleziono, może znów być dane światu. Lepiej będzie, jeśli je zatrzymamy i znajdziemy jakiś dobry użytek, który można zrobić z jego potęgi. Zaczniemy od zadania, którego nie dane mi było skończyć: wędrówki pośród biednych szaleńców i sprowadzania ich z powrotem.

Zwracając się do Dekkereta, powiedział:

— Dantirya Sambail zebrał flotę w pobliżu Piliploku. Jej kapitanowie czekają na rozkaz od swego pana, by płynąć na Alhanroel. Poinformuj ich, Dekkerecie, że ten rozkaz nie nadejdzie. Dopilnuj, żeby się spokojnie rozproszyli.

— A jeśli nie będą chcieli?

— Wtedy rozproszymy ich siłą. Ale modlę się, żeby do tego nie doszło. Powiedz im w moim imieniu, że w Zimroelu nie będzie już prokuratorów. Podzielimy potęgę tego, który nosił ten tytuł pomiędzy książąt, lojalnych wobec korony.

Potem przemówił do Pani:

— Matko, dziękuję ci za twoją wielką pomoc i pozwalam teraz wrócić na Wyspę. Dinitaku, pojedziesz ze mną na Zamek, znajdę ci tam jakieś zadanie. A ty, Dekkerecie, od teraz już książę Dekkerecie i ty, Maundigandzie-Klimdzie, przygotujcie się do powrotu na Górę. Te nieprzyjemne sprawy za długo trzymały nas z dala od domu.

16

— A to książę Taradath — powiedziała lady Varaile, pokazując Koronalowi mały, zawinięty w futra tobołek. Wyglądała z niego pomarszczona, czerwona twarzyczka. Prestimion roześmiał się.

— To? To jest księciem?

— Będzie — poprawił brata Abrigant, który spiesznie przybył z Muldemar o poranku, gdy dotarła do niego wiadomość, że Prestimion powrócił z zachodu. Zebrali się w wielkim salonie królewskich apartamentów w Wieży Lorda Thrayma, oficjalnej rezydencji Prestimiona. — Będzie wysoki jak nasz brat Taradath i nie mniej sprytny. Będzie tak dobry w strzelaniu z łuku jak jego ojciec, a w szermierce jak Septach Melayn.

— Rozpocznę jego szkolenie, kiedy tylko zacznie chodzić — obiecał Septach Melayn poważnie. — Kiedy skończy dziesięć lat, nikt nie będzie się z nim mógł równać.

— Wszyscy jesteście wielkimi optymistami — powiedział Prestimion, ze zdumieniem patrząc na swego nowo narodzonego syna. Wszystkie dzieci są do siebie takie podobne. Ale tak, to syn Koronala i potomek książąt i zrobimy z niego wyjątkowego człowieka.

Spojrzał na Abriganta.

— Skoro widzisz w nim tak wielkie zdolności, bracie, jakiej umiejętności ty zamierzasz go nauczyć? Czy zabierzesz go do Muldemar i nauczysz tajemnic winiarstwa?

— Zrobić z niego winiarza? O nie, będę go szkolić w metalurgii!

— Metalurgii?

— Będzie zarządzał kopalniami metali w Skakkenoir, na których oprą się fundamenty dobrobytu twoich rządów. Pamiętasz, Prestimionie, jak obiecałeś, że dasz mi drugą szansę, by szukać metali w Skakkenoir, kiedy sprawa Dantiryi Sambaila zostanie zakończona? Od tego czasu grzecznie siedziałem w Muldemar i czekałem, aż nadejdzie mój czas. Chyba właśnie nadszedł, nie uważasz?

— Ach — westchnął Prestimion. — No tak, Skakkenoir. Oczywiście. W takim razie weź pięciuset ludzi albo tysiąc, i ruszaj na poszukiwania Skakkenoir, Abrigancie. I przywieź nam stamtąd dziesięć tysięcy funtów żelaza, dobrze?

— Dziesięć tysięcy ton — powiedział Abrigant. — I to będzie dopiero początek.

Tak, pomyślał Prestimion.

Dopiero początek.

Jako Koronal rządził od ilu lat? Zaledwie trzech? Czy może czterech? Ciężko było określić to dokładnie, z powodu Korsibara i tego, co zrobiono pod Granią Thegomar. Nie wiedział dokładnie, kiedy rozpoczęły się jego rządy. W oficjalnych kronikach będzie to godzina śmierci Prankipina i objęcia Pontyfikatu przez Confalume’a, ale sam Prestimion wiedział, że potem nastąpiły dwa lata walki, włóczęgi po prowincjach i wielkich bitew, dzięki którym mógł sięgnąć po koronę. A nawet wtedy, ledwo został oficjalnie koronowany, już musiał radzić sobie z Dantiryą Sambailem. I całą resztą problemów…

Cóż, teraz nastąpi początek, raz na zawsze.

Wziął dziecko z rąk Varaile. Trzymał je niepewnie, nie wiedząc, czy robi to jak trzeba i razem z nią odeszli, by stanąć samotnie, zostawiając innych — Septacha Melayna, Gialaurysa, Navigorna, Abriganta i Maundiganda-Klimda, którzy do tej pory byli filarami jego rządów — by zebrali się wokół stołu, na którym postawiono wybór win z Muldemar dla uczczenia powrotu Koronala. Kątem oka Prestimion zobaczył Dekkereta, stojącego nieśmiało z brzegu grupy, Dekkereta, który na pewno będzie ważną postacią za parę lat, i uśmiechnął się, widząc, jak Septach Melayn zaprasza go do stołu i obejmuje. Do Varaile powiedział:

— A twój ojciec? Słyszałem, że cudownie wyzdrowiał.

— To cud, Prestimionie. Ale nie do końca jest znów sobą. Nie powiedział ani słowa o wszystkim, co rozdał, kiedy był chory. Nie poświęcił ani chwili na spotkania z bankierami, którzy dotychczas zajmowali mu tyle czasu. Wydaje się, że w ogóle nie obchodzi go zarabianie pieniędzy. Najważniejszy jest dla niego wnuk. Choć co prawda wczoraj powiedział mi, że skoro wróciłeś, to może zechcesz skorzystać z jego pomocy. Jako doradcy w sprawach gospodarki, powiedzmy.