— A więc…?
Na chwilę zapadła cisza. Septach Melayn siedział nieruchomo i z uśmiechem czekał, aż delegat jego wysokości przejdzie do rzeczy.
Po chwili przemówił, tonem łagodnym, ale zauważalnie poważniejszym:
— Czy kwestia wizyty Lorda Prestimiona w Labiryncie celem złożenia hołdu jego imperialnej wysokości została już omówiona?
— Tak, wizyta znajduje się w naszych planach.
— Wolno mi spytać, czy znana jest przybliżona data?
— Póki co, nie — odparł Septach Melayn.
— Ach, rozumiem. — Vologaz Sar w zamyśleniu pociągnął łyk wina. — Jest wieloletnią tradycją, że nowo mianowany Koronal odwiedza Pontifexa stosunkowo szybko, celem otrzymania formalnego błogosławieństwa i przedstawienia planów legislacyjnych, jeśli takowe posiada. Może fakt ten został przeoczony, w końcu tak dawno nie mieliśmy zmian pośród Potęg Świata. — Jego ton stał się jeszcze poważniejszy, ale zmiana ta była niemal niezauważalna, wciąż mówił lekko i serdecznie. — Pontifex jest, bądź co bądź, zwierzchnim monarchą i nominalnym ojcem Koronala. Jak dowiedziałem się od Diuka Oljebbina, Confalume wspominał ostatnio, że miał raczej sporadyczny kontakt z Lordem Prestimionem.
Septach Melayn powoli zaczynał rozumieć.
— Czy można rzec, że jego wysokość jest niezadowolony?
— To byłyby zbyt mocne słowa. Jednak jest niewątpliwie zdumiony. Darzy Lorda Prestimiona afektem, jak rozumiesz. Nie muszę chyba wspominać, że gdy sam był Koronalem, myślał o nim wręcz jak o własnym synu. Teraz zaś jest całkowicie pominięty — abstrahując od kwestii konstytucyjnych, to sprawa zwykłej uprzejmości, nieprawdaż?
Bardzo miło powiedziane. Septach Melayn czuł jednak, że wkraczają w rejony poważnej dyplomacji. Znowu nalał wina.
— Zapewniam, że nieuprzejmość nigdy nie była naszym celem. U progu swojego panowania Koronal musiał uporać się z pewnymi nader trudnymi sprawami. Uznał, że należy zrobić to natychmiast, a dopiero potem pozwolić sobie na przyjemność odwiedzenia swego ojca, Pontifexa.
— Sprawy te są tak trudne, że postanowił nie przedstawiać ich Pontifexowi? Jak oczywiście wiesz, powinni rządzić wspólnie. — To było, ponad wszelką wątpliwość, upomnienie, choć wyrażone nader uprzejmie.
— Nie jest w mojej mocy cokolwiek tutaj wyjaśnić — powiedział Septach Melayn, ostrożnie odpowiadając uprzejmością na uprzejmość, jednak czuł, że rozgrywa się tu walka na najwyższym poziomie. — To sprawa między Lordem Prestimionem a Pontifexem. Jego wysokość, mam nadzieję, ma się dobrze?
— Dość dobrze, owszem. Jak na kogoś w jego wieku ma ogromnie dużo energii. Myślę, że Lord Prestimion może spodziewać się długich lat rządów jako Koronal, nim zasiądzie w Labiryncie.
— Koronal będzie uradowany tą informacją. Darzy jego wysokość najszczerszą miłością.
Zmiana pozycji Volgaza Sara zasugerowała, że poruszać będzie najważniejsze kwestie, choć słodki ton jego głosu nie zmienił się ani o jotę.
— W najgłębszym zaufaniu wyznam ci, Septachu Melaynie, że ostatnimi czasy Pontifex był w dość ponurym nastroju. Nie wiem, jaka jest przyczyna, on sam nie umie tego wyjaśnić. Przemierza sektor imperialny Labiryntu, wyglądając na zagubionego, jakby nigdy wcześniej tam nie był. Źle sypia. Ponoć ożywia się wielce na wieść, że ma gości, jednak na ich widok okazuje wyraźne rozczarowanie, jak gdyby wciąż czekał na kogoś, kto nigdy nie przybędzie. Nie próbuję powiedzieć, że na pewno chodzi o Prestimiona. To tylko domysły. Ciężko sądzić, że Pontifex spodziewa się Koronala bez uprzedniej zapowiedzi. Może po prostu przygnębiła go przeprowadzka z Zamku do Labiryntu. Po czterdziestu latach bycia Koronalem, życia w jasnym, wspaniałym Zamku w otoczeniu szlachty i dworu, nagłe przenosiny do ciemnych głębi Labiryntu… Niejeden Koronal zniósł to ciężko. A Confalume, zawsze taki energiczny, towarzyski. .. Ogromnie zmienił się przez tych parę miesięcy.
— Wizyta Lorda Prestimiona mogłaby go więc rozweselić?
— Ponad wszelką wątpliwość — rzekł Vologaz Sar.
Septach Melayn nalał resztę niebieskiego wina i wraz z gościem wznieśli uprzejmy toast.
Wizyta dobiegała końca. Można było uznać ją za udaną, jednak uprzejmość Volgaza Sara nie pozostawiła miejsca na domysły. Prestimion unikał Confalume’a. Od wstąpienia na tron rządził, jak gdyby był monarchą absolutnym, a Confalume zdawał sobie z tego sprawę i był niezadowolony. A teraz rozkazał — tak, tylko tego słowa można użyć, rozkazał — by Prestimion niezwłocznie przybył do Labiryntu i ugiął kolano przed zwierzchnim monarchą, jak tego wymagał obyczaj.
Prestimion nie będzie tym zachwycony. Septach Melayn wiedział, że Confalume był jedyną osobą na świecie, której Koronal wolał unikać.
Septach Melayn doskonale rozumiał — i zrozumie to też Prestimion — co działo się w głowie Pontifexa. Fakt, że Prestimion z premedytacją unikał wypełniania ceremonialnych obowiązków w Labiryncie był sprawą drugorzędną. Gośćmi, na których Confalume wciąż nieświadomie czekał i których nieobecność powodowała jego cierpienie, byli Thismet i Korsibar, dzieci z jego krwi, potomkowie, o których istnieniu nie miał już pojęcia. Ich nieobecność bolała Pontifexa tak, jak boli amputowana kończyna.
Szczególne to było cierpienie i na pewno ścisnęłoby się serce Prestimiona, gdyby się o nim dowiedział. Obecny Koronal nie spowodował śmierci Korsibara i Thismet w wojnie domowej, był to los, który sami sobie zgotowali, ale ponad wszelką wątpliwość to Prestimion wykradł Confalume’owi wspomnienia o zmarłych dzieciach. Była to kradzież, która samemu Prestimionowi musi wydawać się potworna i właśnie to poczucie winy sprawiło, że unikał smutnego, starego człowieka, jakim stał się teraz Confalume.
Nic nie można na to poradzić, pomyślał Septach Melayn. Wszystkie czyny mają konsekwencje, których nie można unikać w nieskończoność. Prestimion musi żyć ze świadomością tego, co spowodował. Nie mógł wiecznie unikać Labiryntu. Confalume był Pontifexem, a Prestimion Koronalem i najwyższy czas, by wypełnić rytuały związane z ich relacjami.
— Przekażę wszystko, co zostało tu powiedziane Lordowi Prestimionowi zaraz po jego powrocie — powiedział Septach Melayn, odprowadzając delegata Pontyfikatu do drzwi.
— Jego wysokość będzie wdzięczny.
— Ja zaś wdzięczny będę jego delegatowi — odrzekł Septach Melayn — jeśli podzieli się ze mną jedną informacją.
Vologaz Sar wyglądał na zbitego z tropu, jeśli nie lekko zaniepokojonego.
— Jaką informacją?
Septach Melayn uśmiechnął się. Na sprawach wielkiej wagi można skupiać się tylko przez jakiś czas. Postanowił, że jak najszybciej zatrze napięcie związane z tym spotkaniem.
— Jak brzmi nazwisko kupca — powiedział — który sprzedał materiał na tak wspaniałą szatę.
W planie na popołudnie miał jeszcze dwa spotkania, później był wolny.
Najpierw miał przybyć Akbalik, którego Prestimion, tuż przed wyjazdem mianował specjalnym wysłannikiem do odległego Zimroelu, pragnąc mieć w Ni-moya lojalnego człowieka, który wypatrywałby niepokojących zachowań zwolenników Dantiryi Sambaila. Akbalik był gotów wyruszyć w podróż. Miał stawić się w gabinecie Koronala, by Septach Melayn, jako regent, mógł podpisać jego dokumenty.
Ku zaskoczeniu Septacha, Akbalik przyprowadził ze sobą nowego rycerza kandydata Dekkereta, dużego, krzepkiego chłopaka, którego Prestimion odkrył podczas swojej podróży do Normork. Widać było, że to pierwsza wizyta Dekkereta w apartamentach władcy, gdyż rozglądał się po wspaniałym pokoju z nieskrywanym podziwem, oglądał palisandrowe biurko, wielkie okno z widokiem na niebo i inkrustacje z rzadkiego drewna, tworzące na podłodze symbol rozbłysku gwiazd.