Выбрать главу

— Wydaje mi się to dość jasne. Zastanawia mnie jednak ten kłusownik, który uderzył swojego towarzysza. Był może wysoki i szczupły, z kanciastą twarzą i paskudnymi oczami mordercy?

— Mówisz o przybocznym prokuratora? Wyjątkowo nieciekawy typ.

— Tak, Mandralisca. Zapewne podróżuje z Dantiryą Sambailem. Czy ta historia ma ciąg dalszy?

— Nie. Haigin Hartha kończy sprawozdanie zapewnieniem, że prokurator nie zapowiadał żadnej wizyty i pyta, czy powinien się jej spodziewać. Oczywiście nie powinien. Czemu właściwie prokurator Ni-moya miałby odbywać wielki objazd po prowincji Balimoleronda, czy jakiejkolwiek części Alhanroelu?

— Wielki objazd to niewątpliwie błędna nazwa. Sądzę, że po prostu przejeżdża przez Balimolerondę w drodze na Zimroel.

— Z więzienia w Zamku? — łagodnie spytał Serithorn. — Jak rozumiem, jest zbiegłym więźniem?

— Wolałbym, gdybyś wstrzymał się z użyciem słów „więzienie” i „zbieg”, póki nie porozmawiasz z Prestimionem. Ale przyznam, że tak, Koronal faktycznie stara się ustalić miejsce pobytu Dantiryi Sambaila. A jako że Bailemoona znajduje się, o ile mi wiadomo, na południe od Góry Zamkowej, Prestimion nic nie znajdzie na wschodzie. W jego imieniu dziękuję ci za tę nader użyteczną informację.

— Naprawdę chciałbym pomóc.

— I pomogłeś. Dopilnuję, żeby Koronal dowiedział się o wszystkim jak najszybciej. — Septach Melayn wstał, przeciągnął się i powiedział: — Mam nadzieję, że wybaczysz mi, jeśli wyglądam na zmęczonego. Miałem ciężki dzień. Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś omówić?

— Nie sądzę.

— W takim razie udam się na salę treningową, żeby odreagować całodzienny stres, wyżywając się na niewinnym gwardziście z Tumbrax.

— Doskonały pomysł. Sam zmierzam w tym kierunku, mogę ci towarzyszyć?

Wyszli razem. Serithorn, uroczy jak zawsze, dzielił się z Septachem Melaynem najświeższymi ploteczkami, gdy przemierzali labirynt Wewnętrznego Zamku, mijając budowle tak starożytne, jak balkony Vildivara, wieżę Lorda Arioka i warownię Stiamota, aż doszli do Dziewięćdziesięciu Dziewięciu Schodów, prowadzących do zewnętrznych rejonów eklektycznych zabudowań Zamku.

Dotarli w pobliże porażająco brzydkiej budowli z czarnego kamienia, którą Prankipin postawił we wczesnych dniach swojego panowania, by służyła za siedzibę Ministerstwa Skarbu. Tam Septach Melayn dostrzegł, że z przeciwnego kierunku zbliżała się intrygująco niedobrana para: wysoka, uderzająco atrakcyjna, ciemnowłosa kobieta w towarzystwie niższego, tęgiego mężczyzny, ubranego w lśniącą od cekinów i groteskowo wyszukanych brokatów szatę, wyglądającą jak błyszcząca parodia strojów dworskich. Jego widok też był uderzający, ale z zupełnie innych powodów, był bowiem wyjątkowo brzydki, a wzrok najmocniej przyciągała precyzyjnie ufryzowana góra siwych włosów nad szerokim czołem.

Septach Melayn rozpoznał ich natychmiast. Był to finansista Simbilon Khayf, niewątpliwie idący mataczyć w Skarbcu, i jego córka, Varaile. Septach widział ich ostatni raz parę miesięcy wcześniej, w wielkiej posiadłości Simbilona Khayfa w Stee, kiedy przebrany w surowy strój kupiecki, ze złotymi włosami schowanymi pod brązową peruką i sztuczną brodą, odgrywał rolę wiejskiego idioty, by pomóc Prestimionowi w rozwiązaniu zagadki szaleńca, który podając się za Koronala terroryzował ruch rzeczny w mieście. Dzisiaj ubrany był dużo lepiej, jak przystało na Wysokiego Doradcę Królestwa. Jednak po długim, męczącym dniu ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, była konfrontacja z prostackim, wulgarnym wręcz Simbilonem Khayfem.

— Czy moglibyśmy tu skręcić? — spytał cicho Serithorna.

Za późno. Od Simbilona Khayfa i jego córki dzieliło ich może pięćdziesiąt stóp, gdy bankier ich wypatrzył i już wywrzaskiwał powitania.

— Książę Serithornie! Na wszystkie świętości, książę Serithornie, jak wspaniale cię znowu widzieć! I och! Patrz, Varaile, to Septach Melayn, Wysoki Doradca we własnej osobie! Panowie! Cóż za radość! — Simbilon Khayf podbiegł do nich tak spiesznie, że prawie potknął się o swój brokatowy płaszcz. — Musicie poznać moją córkę, panowie! Jest na Zamku pierwszy raz i obiecałem jej, że zobaczy wielkie rzeczy, ale nie spodziewałem się, że tak szybko natkniemy się na dwóch tak wspaniałych i znaczących panów jak Serithorn z Samivole i Wysoki Doradca Septach Melayn!

Wypchnął Varaile przed siebie. Jej wzrok unosił się wyżej i wyżej, aż napotkał twarz Septacha Melayna. Dziewczyna westchnęła, zaskoczona. Przemówiła cichutko:

— Zdaje mi się, że już się widzieliśmy.

Zapanowała niezręczna cisza.

— To niemożliwe, moja pani. Musiała zajść jakaś pomyłka.

Nie odrywała od niego wzroku. Po chwili uśmiechnęła się.

— Nie sądzę — powiedziała. — Nie. Znam cię, panie.

4

— Staliśmy — powiedział Septach Melayn — tuż obok skarbca Lorda Prankipina, ona, ja, Serithorn i ten jej wdzięczący się tatulek. Oczywiście upierałem się, że nie było możliwości, abyśmy spotkali się już wcześniej. Nic innego nie mogłem zrobić.

— A jak na to zareagowała? — spytał Prestimion.

Znajdowali się w prywatnych apartamentach w wieży Lorda Thrayma. Był to pierwszy dzień Prestimiona po powrocie ze wschodu. Długa i bezowocna podróż bardzo go wyczerpała, a ledwo zdążył się wykąpać i przebrać, już przybiegł do niego Septach Melayn, by opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się pod jego nieobecność. A było o czym opowiadać! Najpierw abrigantowy Hjort czarnoksiężnik, który twierdził, że potrafi zamieniać śmieci w metal, później rzekome pojawienie się Dantiryi Sambaila opodal Bailemoony, Confalume, który skarży się, że Koronal go zaniedbuje, a do tego jeszcze historie o społecznych niepokojach i nowych przypadkach szaleństwa w kilku miastach.

Prestimion chciał natychmiast poznać szczegóły tych wszystkich zdarzeń. Jednak Septach Melayn wydawał się pochłonięty epizodem z córką Simbilona Khayfa.

— Wiedziała, że kłamię — mówił. — Tego nie dało się ukryć. Patrzyła mi w oczy, porównywała mój wzrost ze swoim, jasne było, że zastanawia się: „Gdzie widziałam takie oczy, gdzie widziałam mężczyznę tak szczupłego i wysokiego?”. Jeśli wyobraziła sobie perukę i sztuczną brodę, to ma już gotową odpowiedź. Przez moment myślałem, że będzie upierała się przy swoim i nalegała, że już się spotkaliśmy. Ale jej ojciec, który może i jest nieokrzesany, ale na pewno nie głupi, zrozumiał, co się zaraz wydarzy i nie chciał, żeby córka zarzuciła Wysokiemu Radcy kłamstwo, więc zaczął ją zagadywać. Zrozumiała aluzję.

— Ale podejrzewa prawdę i to może narobić kłopotów.

— O, nie tylko podejrzewa — rzucił lekko Septach Melayn. Uśmiechnął się i wykonał teatralny gest obiema dłońmi. Prestimion znał ten ruch aż za dobrze. Oznaczał on, że Septach Melayn zrobił coś po swojemu i prosi o wybaczenie, choć wcale nie żałuje. — Wezwałem ją następnego dnia i opowiedziałem jej wprost całą historię naszej przebieranki.

Prestimionowi opadła szczęka.

— Mówisz poważnie?

— Musiałem. Kobiety takiej jak ona nie można okłamywać, Prestimionie. A już na pewno nie wierzyłaby moim zaprzeczeniom.

— Spodziewam się, że powiedziałeś jej też, kim byli twoi dwaj towarzysze?

— Tak.

— Och, doskonale, Septachu Melaynie! Znakomicie! I ciekawe, co powiedziała, kiedy dowiedziała się, że gościła w salonie Koronala Majipooru, Wysokiego Doradcę i Wielkiego Admirała?

— Westchnęła z zaskoczenia. Mocno poczerwieniała. Sprawiała wrażenie bardzo podekscytowanej. Wydaje mi się, że również lekko rozbawionej i może zadowolonej.

— Rozbawionej, tak? Zadowolonej?! — Prestimion wstał i zaczął chodzić po pokoju. Zatrzymał się przy oknie, wychodzącym na lekki most z lśniącego, różowego agatu, przeznaczony do wyłącznego użytku Koronala i prowadzący nad Dworem Pinitora z królewskich gabinetów do sal ceremonialnych w Zamku Wewnętrznym. — Chciałbym czuć się tak samo. Wyznam ci coś. Septachu Melaynie: nie widzę nic przyjemnego w fakcie, że Simbilon Khayf wie, że myszkowałem po Stee w jakimś operetkowym przebraniu i udawałem tępego sprzedawcę maszyn liczących. Zastanawiam się, jak wykorzysta tę informację.

— Nijak, Prestimionie. Nie ma o tym pojęcia i nigdy się nie dowie.

— Nie?

— Nie. Jego córka obiecała, że dochowa tajemnicy.

— I oczywiście dotrzyma słowa?

— Tak myślę. Dobrze zapłaciłem ze jej milczenie. Ona i Simbilon Khayf zostaną zaproszeni na najbliższe formalne przyjęcie na dworze i oficjalnie ci przedstawieni. Przy tej okazji on zostanie odznaczony Orderem Lorda Havilbove’a lub innym, podobnym zaszczytem bez znaczenia.

Z gardła Prestimiona wyrwał się jakby skrzek, wyrażający niedowierzanie.

— Czy ty mówisz poważnie? Naprawdę chcesz, żebym pozwolił jakiemuś szkaradnemu klaunowi postawić stopę w królewskich komnatach? Pozwolić mu stanąć przed tronem Confalume’a?

— Prestimionie, ja zawsze mówię poważnie… na swój sposób. Zamkniemy jej usta. Koronal i jego przyjaciele wybrali się na mały wypad do Stee i nikt nie musi o tym wiedzieć. Ona dotrzyma swojej części umowy, jeśli ty dotrzymasz swojej. Będziesz siedział na tronie, oni zbliżą się z wielką czcią, zrobią znak gwiazd, uśmiechniesz się, łaskawie przyjmiesz ich hołd i będzie po wszystkim. Simbilon Khayf do końca życia będzie zachwycony, że przyjęto go na dworze.

— Ale jak mogę…

— Posłuchaj mnie, Prestimionie. Uważam tę umowę za sprytną z trzech powodów. Po pierwsze, skoro chcesz ukryć naszą wycieczkę do Stee, to ją w ten sposób ukryjesz. Po drugie, Simbilon Khayf pożycza pieniądze połowie książąt z Zamku i prędzej czy później któryś z nich, pragnąc lepszych warunków lub przedłużenia spłaty, będzie próbował załatwić mu zaproszenie na dwór. I choć masz Simbilona Khayfa za pogardy godnego gbura, przystaniesz na to, bo prośba wyjdzie od kogoś tak wpływowego i użytecznego jak Fisiolo, Belditan czy mój kuzyn Dembitave. A tak, dasz Simbilonowi Khayfowi wstęp na dwór, który i tak by kiedyś otrzymał, ale na korzystnych dla ciebie warunkach.

Prestimion rzucił Septachowi Melaynowi ponure spojrzenie, ale musiał niechętnie przyznać, że argumenty przyjaciela nie były pozbawione logiki, choć cała sprawa wydawała mu się okropna.

— A trzeci powód? Mówiłeś, że są trzy.

— Przecież chcesz znowu zobaczyć Varaile, nieprawdaż? Oto masz szansę. Jeśli będzie mieszkać w Stee, to równie dobrze mogłaby znajdować się miliony mil stąd. Może już nigdy w życiu nie odwiedzisz Stee. Ale jeśli zamieszka w Zamku jako jedna z dam dworu, co możesz jej zaproponować w rozmowie po przyjęciu w sali tronowej…

— Zaczekaj no — powiedział Prestimion. — Troszkę się zagalopowałeś, przyjacielu. Skąd pomysł, że chcę ją znów zobaczyć?

— A nie chcesz? W Stee bardzo ci się spodobała.

— Skąd ten pomysł?

Septach Melayn roześmiał się.

— Nie jestem ślepy, Prestimionie. Ani głuchy. Nie mogłeś oderwać od niej wzroku. Przez pół pokoju było widać, jak na jej widok rozszerzają ci się źrenice.

— To impertynencja, Septachu. Przyznaję, jest atrakcyjną kobietą. Każdy to dostrzeże, nawet ty. Ale żebyś od razu sugerował, że… że ja…

Prestimion zaczął się jąkać.

— Och, Prestimionie! — powiedział Septach Melayn, uśmiechając się do niego ciepło. — Prestimionie, Prestimionie! — W jego oczach był spryt, było zrozumienie, i nie przemawiał jak poddany do monarchy, ani nawet jak Wysoki Doradca do Koronala, lecz używał łagodnego tonu, właściwego rozmowom przyjaciół, którzy niejedną noc wspólnie przegadali.

Prestimion doznał wyrzutów sumienia. Nie mógł ich w żaden sposób odpędzić. Fakt pozostawał faktem, tamtego wieczora w Stee wpatrywał się w Varaile z głęboką fascynacją. Jej piękno wywołało w nim dreszcz aprobaty. Może nawet pożądania.

Śnił o niej. Nie raz.

— Wkraczamy w rejony — powiedział po dłuższej przerwie — gdzie nie jestem pewien znaczenia własnych uczuć. Błagam cię, Septachu Melaynie, odłóż na razie ten temat. Powinniśmy omówić historię Serithorna o Dantiryi Sambailu.

— Navigorn jest w posiadaniu najnowszych informacji na ten temat. Właśnie do nas idzie. Pozwolisz Simbilonowi Khayfowi i jego córce na audiencję? Dałem słowo.

— Tak, Septachu Melaynie! Niech ci będzie. Gdzie się podziewa ten Navigorn!?