Выбрать главу

Teraz był zarazem ponad światem i wmieszany w wewnętrzną rzeczywistość tego, co działo się pod nim. Spoglądał w dół z ogromnej wysokości, a jednak pozostawał złączony z bulgoczącą, niespokojną energią miliardów ludzi.

Czuł, że leci z nieskończoną prędkością gdzieś wysoko w powietrzu, a w ciemności pod nim mnóstwo miast, miasteczek i wiosek Majipooru świeciło jak znaki. Każde łatwo było rozpoznać: tu wielka Góra, Pięćdziesiąt Miast i Sześć Rzek, Zamek przyczepiony do czubka olbrzymiej skały i rozciągnięty na boki, a tam, odwzorowane z tą samą, idealną dokładnością, leżały Sisivondal, Sefarad, Sippulgar, Sintalmond, Kajith Kabulom Pendiwane, Stoien i Alaisor, cała reszta Alhanroelu i równie wyraźne miasta Zimroelu: Ni-moya, Piliplok, Narabal, Dulom, Khyntor i wiele innych, a teraz widział pod sobą Wyspę, a na południu Suvrael z miastami, których nie widział nawet w snach, Tolaghai i Natu Gorvinu i Kheskh. Rozpoznawał je od razu, intuicyjnie, jakby były podpisane.

Zarazem miał wrażenie, że podróżuje tuż nad dachami tych miast, tak blisko, że mógł dotknąć dusz ich mieszkańców tak samo, jak dotykał małej, obracającej się piłki wtedy w Triggoin.

Z dołu uderzały w niego potężne psychiczne emanacje, jak ciepło z komina, a to, co czuł, było przerażające. Nie było żadnej ochronnej bariery, która oddzielałaby go od życia miliardów ludzi, mieszkających w tych miastach. Wszystko zalało go potężną falą. Słyszał krzyki bólu, smutku i całkowitej rozpaczy, czuł cierpienie dusz odizolowanych od bliźnich tak, jakby były zamknięte w blokach lodu, czuł pulsowanie umysłów, które poruszały się w pięćdziesięciu kierunkach naraz, przez co nie mogły ruszać się wcale. Poczuł ból tych, którzy rozpaczliwie próbowali zrozumieć swoje myśli i im się to nie udawało. Czuł koszmarne przerażenie tych, którzy zaglądali do swych umysłów w poszukiwaniu przeszłości i znajdowali tylko puste kaniony.

Wciąż na nowo doświadczał paniki, którą powoduje wewnętrzna anarchia. Czuł desperackie drgawki zranionego ducha. Czuł koszmar ślepoty serca i wstyd jego głuchoty. Czuł smutek nieodwołalnej straty.

Czuł wszechobecny chaos.

Chaos.

Chaos.

Chaos.

Szaleństwo.

Tak, szaleństwo, całą jego niepowstrzymaną rzekę, rozlewającą się po świecie jak uwolniony przybój ohydnego ścieku. Wielkie zniszczenie, wszechogarniający, niepowstrzymany kataklizm, toczącego się po świecie molocha katastrofalnego pandemonium, zniszczenia dużo większe, niż kiedykolwiek mógł je sobie wyobrazić.

— Matko — jęknął. — Matko!

* * *

— Wypij to — powiedziała Varaile podając mu puchar. — To woda. Tylko woda.

Otworzył oczy. Siedział na kanapie w gabinecie matki, oparty o poduszkę. Biała szata, którą miał na sobie, przesiąknięta była potem. Drżał. Upił wody i wzdrygnął się. Varaile delikatnie dotknęła jego czoła, jej palce na jego rozpalonej brwi były zimne jak lód. Po drugiej stronie pokoju zobaczył swoją matkę, stojącą za biurkiem i przyglądającą mu się spokojnie z założonymi ramionami. Powiedziała:

— Nie przejmuj się, Prestimionie. Za parę chwil ci przejdzie.

— Zemdlałem, prawda?

— Straciłeś przytomność, ale nie upadłeś.

— Proszę. Zabierz to — poprosił, sięgając do diademu, który jednak zniknął już z jego czoła. Zadrżał. — Matko, co to był za koszmar!

— Tak. Koszmar. Widzę to codziennie, od wielu miesięcy. To samo widzą moi ludzie. To właśnie stało się z naszym światem, Prestimionie.

— Z całym światem?

Uśmiechnęła się.

— Nie, jeszcze nie całym. Spora część jest wciąż zdrowa. To, co czułeś, to ból najbardziej podatnych na chorobę, pierwszych ofiar, tych, którzy nie mieli jak obronić się przed atakiem, który przyszedł nocą. To ich krzyki wznoszą się w powietrze i szukają mnie, kiedy co noc nad nimi przelatuję. Jak sądzisz, jakie sny mogę sprowadzić, by uleczyć taki ból?

Milczał. Nie umiał na to odpowiedzieć. Zdawało mu się, że nigdy w życiu nie czuł takiej rozpaczy, nawet wtedy, kiedy Korsibar przejął koronę, która według wszelkich przewidywań miała przypaść jemu.

Zniszczyłem świat, pomyślał.

Spoglądając na Varaile, powiedział:

— Czy masz jakiekolwiek wyobrażenie, czego doświadczyłem, kiedy miałem to na głowie?

— Musiało być strasznie. Twój wyraz twarzy… taki zszokowany, okropny…

— Twój ojciec miał szczęście — powiedział. — Nie rozumie, co się z nim stało. Taką przynajmniej mam nadzieję.

— Zaglądałeś w umysły ludzi?

— Nie w pojedyncze. Przynamniej nie sądzę, żeby tak było. Chyba nie da się zaglądać do poszczególnych umysłów. Ale odczułem ogólne wrażenie, odbierałem fale uczuć, sumę tego, co znajduje się naraz w setkach umysłów.

— W tysiącach — wtrąciła Pani.

Ze swojej pozycji po drugiej stronie pokoju obserwowała go bardzo uważnie. Jej spojrzenie było ciepłe, współczujące i matczyne, ale zarazem przenikliwe, wwiercające się w głąb duszy.

Po chwili cicho przemówiła.

— Prestimionie, opowiedz mi o wydarzeniach, które sprowadziły to na nasz świat.

Ona wie, pomyślał.

Nie było co do tego wątpliwości. Nie zna szczegółów, ale istotę sprawy. Wie, że jestem za to odpowiedzialny, że u źródła tych wydarzeń leży coś, co zrobiłem.

Czekała teraz, by dowiedzieć się reszty. Wiedział, że nie może dłużej tego przed nią ukrywać. Chciała, by wyznał jej wszystko, a on był gotów — nawet chętny — wszystko jej powiedzieć.

Ale co z Varaile? Spojrzał na nią niepewnie. Czy powinien poprosić ją, by wyszła? Czy potrafi powiedzieć to, co powiedzieć musi, w jej obecności i tym samym wmieszać ją w swoją straszliwą zbrodnię? Varaile, to ja jestem odpowiedzialny za to, co stało się z twoim ojcem, to właśnie musiałby powiedzieć. Czy się ośmieli?

Tak, pomyślał.

Tak. Jest moją żoną. Może i jestem królem świata, ale nie będę miał przed nią tajemnic.

Powoli, ostrożnie, Prestimion zaczął mówić.

— To wszystko moje dzieło, matko. Chyba już o tym wiesz, ale przyznam się i tak. To ja, ja sam jestem przyczyną tej katastrofy. Nigdy nie chciałem, by tak się stało, ale stało się mimo wszystko i ponoszę za to odpowiedzialność.

Usłyszał, jak Varaile ostro wciąga powietrze, zdumiona i wystraszona. Jego matka nic nie mówiła, patrzyła tylko uważnie i spokojnie, jak wcześniej. Czekała na resztę opowieści.

— Wyjaśnię to do początku — powiedział.

Pani skinęła głową, wciąż milcząc.

Prestimion zamknął na chwile oczy i próbował się uspokoić. Zacząć od początku, słusznie. Ale gdzie jest początek?

Najpierw wymazanie pamięci, potem jego przyczyny, pomyślał. Tak.

Odetchnął głęboko i skoczył w opowieść głową naprzód.

— Ostatnie wydarzenia na świecie nie potoczyły się tak, jak wam się wydaje. Miało miejsce wielkie oszustwo. Wydarzyły się wielkie rzeczy, bez precedensu w historii tego świata, lecz nikt o nich nie wie. Zginęły tysiące ludzi, ale powód ich śmierci został ukryty. Wymazano prawdę i żyliśmy w kłamstwie, a prawdziwą historię zna tylko kilka osób: Septach Melayn, Gialaurys, Abrigant i paru innych. Nikt więcej. Wyznam wam ją teraz, ale mam nadzieję, że zrozumiecie, że nie może jej poznać nikt więcej.