— To naprawdę się stało. Wszystko.
— Skoro tak, czemu nic o tym nie wiemy?
— Ponieważ wykradłem tę wiedzę z waszych umysłów. — I Prestimion opowiedział zakończenie historii, jak stał pośród trupów pod Granie Thegomar i nie czuł radości ze zwycięstwa, a tylko rozpacz z powodu podziału świata, jego nienaprawialnego rozdarcia pomiędzy dwiema niemożliwymi do pogodzenia frakcjami. Jakże bowiem ci, którzy walczyli za Korsibara i widzieli, jak umierają za niego ich towarzysze, mogli teraz zaakceptować władzę Prestimiona? Jak mógł wybaczyć tym, którzy stanęli przeciwko niemu, czasem zdradliwie, jak książę Serithorn i diuk Oljebbin, admirał Gonivaul czy Dantirya Sambail, którzy najpierw obiecali mu wsparcie? Co z krewnymi tych, którzy zginęli w tych krwawych bitwach? Czy nie będą do końca życia żywić urazy do zwycięzców?
— Wojna — powiedział Prestimion — pozostawiła na świecie bliznę. Gorzej, ranę, która miała się nigdy nie zagoić. Ale nagle ujrzałem sposób na naprawę nienaprawialnego, na uleczenie nieuleczalnego.
Stąd wezwanie po raz ostatni Gominika Halvora i jego magów i rozkaz, by rzucili niezwykle potężny czar, który wymaże wojnę z historii świata. Korsibar i jego siostra zostaną zapomniani, a tych, którzy umarli w skutek jego przejęcia władzy będzie pamiętało się, że zginęli inaczej niż na polu walki, nikt nie będzie wiedział, że miała miejsce jakakolwiek wojna, nawet magowie, którzy wymażą wszystkim pamięć. Wszystkim, poza Prestimionem, Gialaurysem i Septachem Melaynem. W pamięci wszystkich Lord Prestimion miał założyć koronę rozbłysku gwiazd zaraz po zakończeniu rządów Prankipina, bez wmieszania się żadnego Lorda Korsibara.
— Wiecie już wszystko. — Prestimion znów drżał, a jego skronie rozpalone były jak w gorączce. — Myślałem, że leczę świat, ale go zniszczyłem. Otworzyłem bramy szaleństwu, które go teraz pożera, a którego pełne wymiary pojąłem dopiero dzisiaj. Pierwszy raz od dłuższego czasu odezwała się Varaile.
— Ty? Ale… jak, Prestimionie? Jak?
— Wiesz jak to jest, Varaile, kiedy promienie gorącego słońca ogrzewają powietrze, aż się unosi i pozostawia za sobą pustkę? Natychmiast zaczynają wiać niespokojne, chłodne wiatry, by ją wypełnić. A ja stworzyłem taką pustkę w umysłach miliardów ludzi. Wyciąłem z ich wspomnień wielki plaster rzeczywistości i nie dałem nic w zamian. Prędzej czy później musiały zawiać niespokojne, zimne wiatry. Nie dla wszystkich, ale dla wielu. I to się jeszcze nie skończyło.
— Mój ojciec… — powiedziała cicho.
— Tak, twój ojciec. I zbyt wielu innych. Ponoszę winę za to wszystko. Chciałem tylko leczyć, a… a…
Zająknął się i nie mógł mówić dalej. Po chwili przemówiła Pani.
— Chodź do mnie, Prestimionie. — Wyciągnęła do niego ręce.
Podszedł do niej i ukląkł, oparł policzek o jej udo i zamknął oczy, gdy ona obejmowała go i głaskała po czole tak, jak wiele lat temu, gdy był małym chłopcem i umarło mu ulubione zwierzątko, źle poszło na strzelnicy lub ojciec przemówił do niego za ostro. Wtedy zawsze potrafiła go ukoić i koiła go również teraz, zabierając jego udrękę nie tylko jak matka, ale także z mocą powierzoną jej jako Pani Wyspy, mocą rozgrzeszania i wybaczania.
— Matko, nie miałem wyboru, musiałem tak postąpić — powiedział zduszonym, nieswoim głosem. — Wojna pozostawiła zbyt wiele urazów, które na zawsze splamiłyby moje rządy.
— Wiem. Wiem.
— Ale… spójrz, co zrobiłem, matko…
— Ćśśś… ćśśś… — objęła go mocniej. Pogłaskała po brwi. Czuł siłę jej miłości, potęgę jej duszy. Uspokajał się. Po chwili delikatnie, gestem, nakazała mu wstać. Uśmiechała się.
Varaile powiedziała:
— Mówiłeś, że początki tych wydarzeń mają pozostać tajemnicą. Nadal tak uważasz? Nie wiem, czy nie powinniśmy powiedzieć światu prawdy, Prestimionie.
— Nie. Nigdy. To tylko pogorszyłoby sprawy. — Prestimion był teraz spokojniejszy, oczyszczony dzięki swojemu wyznaniu, przestał się trząść i gorączkować, w głowie mu się rozjaśniło, choć nie opuszczały go skutki wizji, której doświadczył, mając na głowie diadem Pani. Wątpił, żeby kiedykolwiek miał się od niej uwolnić. Lecz to, co sugerowała Varaile, zdawało mu się niemożliwe.
— Nie dlatego, że postawiłoby mnie to w złym świetle — powiedział — choć na pewno by tak było. Ale to byłoby dodawaniem chaosu do chaosu. Zabrać ludziom resztkę przekonania, gdzie może leżeć prawda… Nie mogę, Varaile! Rozumiesz to, prawda? Rozumiesz, matko?
— Jesteś pewien? — spytała Varaile. — Może gdybyś w końcu powiedział prawdę, odegnałoby to koszmary i złudzenia i znowu postawiło wszystkich na pewnym gruncie. Albo mógłbyś znowu wezwać magów i kazać im rzucić drugi czar…
Potrząsnął głową i spojrzał błagalnie w stronę Pani.
— Prestimion ma rację, Varaile — powiedziała. — Nie da się tego cofnąć, ani przez publiczne wystąpienia Koronala, ani magią. Już widzieliśmy, jakie niezamierzone konsekwencje może mieć akt czystej dobrej woli. Nie możemy ryzykować, że to się powtórzy.
— Mimo wszystko, matko, musimy sobie teraz poradzić z konsekwencjami — powiedział Prestimion. — Tylko jak? Jak?
8
Przez jakiś czas pozostawali na Wyspie, gdyż Prestimion nie zaplanował natychmiastowego powrotu. Wiatry wciąż wiały na zachód od Alhanroelu, więc gdyby mieli teraz wypływać, podróż powrotna byłaby długa i trudna.
Poza tym czuł się zmęczony i wyczerpany stopniowym zrozumieniem katastrofy, którą spowodował i możliwością, że nie da się naprawić zniszczeń. Obawiał się, że fakt ten splami jego imię na zawsze.
Wiele lat temu zaczął uświadamiać sobie, że być może zostanie Koronalem i że jeśli tak się stanie, będzie dobrze wykonywać tę pracę, a potem zaczął pragnąć jej całym sercem. I — mimo problemów, jakie spowodował Korsibar — w końcu zdobył koronę rozbłysku gwiazd, tak jak uczynili to przed nim Stiamot, Damlang, Pinitor, Vildivar, Guadeloom i wszyscy, których imiona były wypisane na wielkiej tablicy przed Domem Zapisów w Labiryncie. Zasiedli na tronie i rządzili, z większymi i mniejszymi sukcesami, a każdy z nich zostawił ślad na historii świata i widoczny dowód swojego momentu potęgi, dodając coś namacalnego do Zamku: sala tronowa Stiamota, Dziedziniec Vildivara, wieża strażnicza Arioca, cokolwiek. Potem na jakiś czas zostawali Pontifexami, a w końcu starzeli się i umierali. Ale czy którykolwiek z nich spowodował taką katastrofę, jak Prestimion? On będzie miał wyjątkowe miejsce w historii. Pragnął, by rządy Lorda Prestimiona zapisały się w annałach jako złoty wiek, a mimo to stracił tron zanim jeszcze na nim zasiadł i stoczył wojnę, która kosztowała życie niezliczone i niewyobrażalne rzesze dobrych ludzi, a także kilku bezużytecznych. Potem zaś, kiedy korona wreszcie należała do niego, w chwili ogłupienia zrobił coś, co miało uleczyć świat z jego ran, a zamiast tego nieskończenie pogorszyło sprawy. Och, Stiamocie!, myślał. Och, Pinitorze! Jakim mizernym następcą waszej wielkości jestem!
W tych ponurych chwilach Prestimion czerpał pociechę z bliskości Pani. Dlatego powiedział jej, że postanowił pozostać na Wyspie trochę dłużej i przygotowano dla niego i dla Varaile apartament w Wewnętrznej Świątyni.
Dziesięć dni minęło niepostrzeżenie. Potem na Trzeci Próg dotarła wiadomość, że do Numinoru przybył statek z pielgrzymami ze Stoien. W porze wiatrów z zachodu nie było w tym nic dziwnego. Chwilę później jednak przyszła kolejna wiadomość z portu. Na statku przywieziono ze Stoien ważną wiadomość do Koronala i właśnie w tej chwili kurier spieszył z nią do Wewnętrznej Świątyni.