Anna zdjęła z ust dłoń margrabiego.
– O co nas oskarżacie?
– O porwanie siedmiu dziewcząt w celu poddania ich demonicznym rytuałom. O czarnoksięstwo oraz herezję. To na razie wystarczy, o reszcie grzechów opowiecie nam sami.
– Panie Madderdin – powiedziała już spokojnie – twierdziliście, że chcecie być moim przyjacielem, czyż nie tak?
– Cały czas nim jestem – zapewniłem.
– Należą wam się więc wyjaśnienia… – urwała i spojrzała w stronę Kostucha. – Zostaw nas samych – rozkazała ostrym tonem.
No cóż, trzeba mieć charakter, by rozkazywać Kostuchowi. On jednak tylko się skrzywił. I nawet nie drgnął. Anna obróciła wzrok w moją stronę.
– Zróbcie to dla mnie.
– Skoro dama prosi, cóż innego możemy uczynić? – Rozłożyłem ramiona. – Kostuch, przyjacielu, poczekaj z łaski swojej przed drzwiami.
Polecenie zapewne mu się nie podobało, lecz miałem nadzieję, że właściwie podziałają grzeczność wypowiedzi oraz aksamitna miękkość mego głosu. I tak się stało. Kostuch burknął coś niezrozumiale, po czym wyniósł się za drzwi.
– Mów, proszę – powiedziałem.
– Siądźcie, jeśli łaska. – Wskazała mi fotel. – To długa historia.
Usiadłem. Miałem nadzieję, że niczego nie knuje, gdyż nie chciałem bić się z Reutenbachem, zwłaszcza że wynik tego starcia mógł być tylko jeden.
– Mój pradziad… – zaczęła.
– Poznałem go – przerwałem. – Odkryłem też perskie księgi.
– Poznaliście go? – Była wyraźnie zaskoczona. Milczała przez chwilę. – Znacie aramejski?
– Niestety, lecz ilustracje…
– Ach, ilustracje… – Uśmiechnęła się niemal z rozmarzeniem. – Piękne, nieprawdaż?
– Interesujące – odparłem, gdyż słowo „piękne" w tym wypadku rezerwowałem dla dzieł autorów, którzy tworzyli pod natchnieniem Boga, nie z inspiracji demonów.
– Mój pradziad powrócił po niemal czterdziestu latach od zakończenia tej nieszczęsnej krucjaty. Od tej pory żył w piwnicy, w tajemnicy przed wszystkimi ludźmi prócz mojego dziadka, ojca oraz mnie samej. Opętany tylko jednym marzeniem: zemścić się na rodzie cesarskim.
Miała rację, używając słowa „nieszczęsna" na określenie tej właśnie wyprawy krzyżowej. Bowiem naszej armii nie udało się nawet z daleka ujrzeć murów Jerozolimy. Nazywano ją też powszechnie ostatnią krucjatą, gdyż kolejna, idąca drogą lądową prowadzącą z Bizancjum, nie dotarła nawet do Syrii.
– Wiecie, że bez powodu?
– Tego dowiedziałam się niedawno – rzekła. – I wtedy też postanowiłam go powstrzymać. Niestety, było za późno na cofnięcie klątwy, lecz nie za późno, by jej przeciwdziałać. Maurycy już wtedy się nie ruszał i nie mówił. Nie mógł mi pomóc, nawet gdyby chciał – westchnęła. – Ja jednak nie wyjawiłam mu prawdy. Nie chciałam, żeby umierał, wiedząc, że wszystko, co uczynił, było pozbawione sensu.
– Jakaż to klątwa?
– Przyzwanie starożytnego Demona Złego Losu… – urwała na chwilę. – Tak przynajmniej można w przybliżeniu tłumaczyć jego aramejskie miano – wyjaśniła. – Jest niewidzialny, bezcielesny, niemożliwy do powstrzymania czy kontrolowania…
Przypomniałem sobie postać wyobrażoną na ilustracjach. Tę, której głów nie byłem w stanie policzyć.
– A więc?
– Istniała szansa, by nie wpuścić go do naszego świata. Lecz przedtem należało przekupić Strażnika Bramy.
– Młody, smagły, przystojny mężczyzna. – Widzę, że i jego poznaliście. Owszem, tak właśnie wygląda. Okupem dla niego są dziewice. Musi być ich siedem i muszą być prawdziwie nieskalane. Jednak rytuał może przeprowadzić tylko kapłanka, która…
– …jest ich odwrotnością – dodałem.
– Właśnie tak. W perskich świątyniach ten obowiązek należał do kapłanek-prostytutek. Ja musiałam… – Zacisnęła usta.
Ha, więc słusznie się domyślałem, iż ilustracje przedstawiające kobietę w nadzwyczaj wyuzdanych erotycznych pozach miały wiele wspólnego z Anną Hoffentoller. Nie mogła być prawdziwą kapłanką-prostytutką, lecz mogła czynić to, co one: przyjmować jak największą liczbę mężczyzn.
– Po co tyle zachodu? – zapytałem. – Nie lepiej było machnąć na wszystko ręką?
– Sprawiedliwość, panie Madderdin – tym razem odezwał się Reutenbach. – Najjaśniejszy Pan nie zasłużył na tak straszną karę. Zresztą na nim się nie skończy…
– Czyli?
– Najjaśniejszy Pan jest symbolem Cesarstwa. Klątwa uderzy nie tylko w niego, lecz w cały kraj.
– Niemożliwe! – zawołałem. – Nie istnieją tak potężne zaklęcia!
– Mój pradziad przygotowywał je przez piętnaście lat – powiedziała Anna. – Pomyślcie: jedno zaklęcie.
Piętnaście lat. A wcześniej przez trzydzieści studiował czarną magię u najpotężniejszych perskich czarnoksiężników. Myślicie, że to przypadek, iż żyje tak długo?
– Żył – sprostowałem.
– Zabiliście go? – Popatrzyła na mnie z obrzydzeniem. – Sparaliżowanego starca?
Cóż, na pewno w jakiś sposób go uśmierciłem. Ale nie zamierzałem o tym opowiadać Annie.
– Oczywiście, że nie – odparłem. – Po prostu przestał oddychać.
Nie wiem, czy mi uwierzyła, jednak niespecjalnie mnie to też obchodziło.
– Siedem dziewic w zamian za spokój – podsumowałem. – Tylko kto wie czy to wszystko nie były jedynie majaczenia starucha chorego z nienawiści? A wy poświęciliście życie, by walczyć z tymi majaczeniami… Zresztą zaraz, dlaczego pradziad miał cię uczyć, jak przeciwstawić się jego zaklęciu?
– Uczył mnie wszystkiego, od kiedy skończyłam sześć lat. Wiele godzin każdego dnia. Cztery księgi, które przywiózł ze sobą, zawierają kompilację najpotężniejszych perskich zaklęć oraz rytuałów. Ale wierzcie mi, że poza tym wiele rzeczy jeszcze po prostu pamiętał…
Spojrzałem na nią ze zdumieniem i, co tu ukrywać, z pewną domieszką podziwu. Miałem więc przed sobą prawdziwą perską czarownicę. Na Miecz Pana, jakiż to będzie łakomy kąsek dla braci inkwizytorów. Ileż mrocznej wiedzy wydobędą z tego zdeprawowanego umysłu! Jak cudownym zadaniem stanie się wlanie wody tryskającej ze źródła prawdziwej wiary w zgniłą skorupę jej serca! Zdawałem sobie sprawę, że zapewne mogła mnie wcześniej zabić lub przynajmniej próbować zabić. Jednak rozumiała doskonale, iż moja śmierć tylko skomplikowałaby sprawy. Lepiej było udawać, że nie ma się nic do ukrycia, tak by przekonany o fałszywym donosie inkwizytor spokojnie wrócił do domu. Mało co, ten plan by się powiódł. Przecież zaniepokoiły mnie jedynie dwie sprawy: przypadkowa rozmowa usłyszana przez Kostucha oraz magiczna bariera ustawiona w lochach. Gdyby nie wyjątkowa pamięć mego towarzysza oraz moja unikalna zdolność poruszania się w nieświecie, wszystko zakończyłoby się po myśli Anny.
– Twój ojciec jednak sprzyjał Maurycemu. A przecież… znał prawdę, czyż nie tak?
– Mój ojciec nienawidzi cesarskiego rodu – rzekła. – Kiedyś byliśmy bogaci, nasi przodkowie stawali w pierwszym szeregu rycerstwa. Teraz nic po tym nie zostało…
Cóż, przecież nie Najjaśniejszy Pan ich zrujnował. Widać jednak, że Matthias Hoffentoller musiał po prostu znaleźć sobie wroga.
– Donosząc na ciebie, wydał sam siebie. Jak mógł nie wiedzieć, że kiedy przyjdzie co do czego, ujawnisz i jego rolę w tym spisku? Zupełnie postradał rozum?
– Liczył, że sama wasza obecność skłoni mnie do powrotu – powiedziała. – Że przestraszę się konsekwencji. Ja bym wróciła, nie przeprowadzając rytuału, on odesłał was z solidnym honorarium. Jestem jednak pewna, że zabezpieczył się na wypadek, gdyby ten plan się nie powiódł.