Выбрать главу

– Genialne, Wasza Wysokość – zachwycił się Ritter, który przecież był nie tylko poetą i dramaturgiem, lecz również aktorem.

– No! – skwitował cesarz z zadowoleniem. – Więc pomyślcie nad tym.

– Czy wolno mi będzie zadedykować tę sztukę Najjaśniejszemu Panu?

– Po zbadaniu jej treści w kancelarii i wydaniu stosownej opinii – odezwał się baron, nie czekając na odpowiedź władcy.

– O, właśnie tak, panie Tauber – zgodził się cesarz. – Więc piszcie, piszcie, talentu nie wolno trwonić! Jak to tam było w ewangeliach, Madderdin?

– Każdemu, kto szanuje talenty, zostanie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto talentów nie szanuje, zabiorą nawet te, które ma – odparłem, pozwalając sobie na pewne uproszczenie słów Pisma.

– Bardzo mądrze. Bardzo dobrze. Będziemy wam się uważnie przypatrywać. – Znów spojrzał w stronę Rittera.

Przygalopował właśnie goniec z meldunkiem o ruchach wojsk, więc Najjaśniejszy Pan zapomniał o naszej obecności i wdał się w ożywioną dyskusję z przybocznymi.

– Widzicie? – szepnąłem do Heinza. – Skraca się wasza droga do stanowiska cesarskiego dramaturga.

– Aha – usłyszałem w jego głosie ponurą nutę. Mgła powoli ustępowała i zobaczyłem zarys wzgórz, pod którymi zgromadziły się oddziały palatyna.

– Patrzcie, panie, chamstwo nie potrafi nawet wy korzystać pozycji – zaśmiał się baron Tauber. – Zamiast stanąć na wzgórzach, oni stanęli pod wzgórzami. Kiedy pociągniemy szarżę, nie będą mieli dokąd uciec.

Cesarz uśmiechnął się półgębkiem, lecz nic nie powiedział. Ja tymczasem patrzyłem na równe czworoboki piechoty Palatynatu, zbrojnej we włócznie i prostokątne tarcze. Stali karnie, zachowując idealne odstępy. To nie była hołota, jak chciał tego baron. To byli wyćwiczeni mieszczanie, znający nawzajem siebie i swych dowódców.

– Najjaśniejszy Panie! – Od strony rycerskich chorągwi przygalopował zdyszany goniec. Jego koń zarył kopytami w błocie i zatańczył. Żołnierz szarpnął ostro wodze. – Nie chcą czekać!

Twarz cesarza ściągnęła się gniewem.

– Mają czekać na rozkaz! – krzyknął, obracając się do tyłu.

Odwróciłem się również, podążając za jego wzrokiem. Naszej piechoty nie było nawet widać na horyzoncie. Zresztą nic dziwnego, gdyż kusznicy, niosący ciężkie pawęże, poruszali się nie tylko dużo wolniej konnicy, ale także od zwykłych piechurów.

– Szarżują – obwieścił głucho goniec. Spojrzeliśmy w stronę, którą wskazał.

Wyciągnięta ława ciężkozbrojnych feudałów galopowała wprost na pozycje piechoty. W wojskach Palatynatu wszczął się ruch, usłyszałem ciche zawodzenie trąb. Wytężyłem wzrok i dojrzałem łuczników wyłaniających się zza wzgórz pokrytych jeszcze poranną mgłą.

– To już koniec – zaśmiał się Tauber. – Zmiotą ich. Zanim przyjdzie nasza piechota, będzie po wszystkim.

– Mordimerze? – Cesarz spojrzał w moją stronę. – Co o tym myślisz?

Baron parsknął z niezadowoleniem, że władca zwraca się wprost do mnie z takim właśnie pytaniem, lecz nic nie powiedział.

– Zgadzam się, Najmiłościwszy Panie – odparłem uprzejmie. – Zmiotą ich. Obawiam się, że pogłowie rycerstwa w wojskach Waszej Cesarskiej Mości ulegnie w związku z tym znacznej redukcji.

Tauber szarpnął się w moją stronę.

– Jak śmiesz? – Zobaczyłem, że twarz ma pociemniałą z gniewu.

Cesarz powstrzymał go podniesioną dłonią i spojrzał karcąco na rycerza towarzyszącego baronowi, który usłyszawszy moje słowa, zbladł i położył dłoń na rękojeści miecza. Dopiero pod wpływem wzroku władcy cofnął rękę i delikatnie poklepał konia okutą żelazem rękawicą.

– Zobaczymy – mruknął cesarz.

Ziemia była podmokła i ciężko opancerzone wierzchowce, objuczone równie ciężko opancerzonymi jeźdźcami z trudem nabierały rozpędu. W promieniach słońca zobaczyłem pierwszą salwę strzał. I zaraz potem ujrzałem padające w błocko konie.

– Strzała z długiego łuku przebija płytową zbroję, miłościwy panie – wyjaśniłem, choć nie sądziłem, by cesarz o tym nie wiedział.

Władca cały czas leciutko się uśmiechał. – Nie posłuchali mnie – rzekł. – Choć surowo nakazywałem czekać.

Oczywiście, że kazał im czekać. Tak postąpiłby każdy dowódca przy zdrowych zmysłach. Tyle że wielcy panowie uznali, iż bitwę z miejską hołotą wygrają sami i niepotrzebne jest im wsparcie piechoty ani kuszników. Nawet nie przeczuwałem, a wiedziałem, iż drogo zapłacą za to zadufanie.

– Teraz wilcze doły – pozwoliłem sobie wyrazić przypuszczenie.

I faktycznie, jak na zamówienie, zobaczyliśmy, że ziemia rozstępuje się pod kopytami koni. Dalsze szeregi próbowały wstrzymać szarżę, ale inni wręcz przeciwnie, rozpędzali się, by przeskoczyć wykroty. Wszczęło się potworne zamieszanie, a w cały ten tłum uderzyły następne salwy wysyłane przez bezpiecznie stojących na wzgórzu łuczników.

Wyciągnąłem dłoń pod słońce.

– Proszę spojrzeć, miłościwy panie – powiedziałem. – Żywa noga nie ujdzie.

Zza wzgórz, z lewej i prawej strony, galopowała lekka jazda Palatynatu, która kierowała się, by przeciąć drogę ucieczki tym, co ujdą spod ulewy strzał i wygrzebią się z wilczych dołów. Jednocześnie karne czworoboki włóczników ruszyły szybkim truchtem przed siebie. Z podziwem dostrzegłem, że ich szeregi były tak równiusieńkie jak wtedy, gdy spokojnie stali.

Spojrzałem kątem oka na barona Taubera i zauważyłem, że zagryza usta tak mocno, iż po brodzie spływa mu strużka krwi. Rozbawiło mnie to, bo zastanawiałem się, kiedy wreszcie wielcy panowie nauczą się, iż szarża ciężkiej konnicy na niezbadanym terenie przeciw łucznikom i zbrojnej we włócznie lub piki piechocie nie jest najlepszym pomysłem. Zwłaszcza gdy walczy się przeciw wyćwiczonym wojskom, służącym pod komendą doświadczonych dowódców, a nie przeciw naprędce zebranej hałastrze. Obróciłem się za siebie i zobaczyłem, że w końcu ukazała się szara linia cesarskich wojsk. Bardzo daleko od nas.

– Coś takiego! – wykrzyknąłem, gdyż lekka kawaleria Palatynatu sformowała półkole w sporej odległości od cesarskich feudałów, a jeźdźcy naciągnęli krótkie łuki. Tego nie przewidziałem, to jednak wróżyło jeszcze szybsze zakończenie widowiska.

– To niehonorowo – zbladł Tauber. – Szlachcic nie używa łuku, Najjaśniejszy Panie!

Uśmiechnąłem się w myślach. Jak widać, taktyczne informacje barona były przestarzałe, a szlachta Palatynatu słusznie uznała, że łuk jest tak samo dobrą bronią jak każda inna i może służyć nie tylko do zabawy na polowaniach.

Zanim ława włóczników starła się z ciężkozbrojnymi, cesarscy dostali następne salwy. Część feudałów. Próbowała poprowadzić szarżę na szereg włóczników, inni cofali się w panice, jeszcze inni postanowili uderzyć na atakującą z flanki kawalerię. Każdy z tych pomysłów był zły.

– Jeśli wolno mi coś powiedzieć, miłościwy panie, radziłbym cofnąć się do naszych głównych sił – powiedziałem najbardziej uprzejmym tonem, na jaki mogłem się zdobyć.

Cesarz spojrzał w moją stronę.

– Święta racja, Mordimerze – rzekł i ściągnął wodze koniowi. Machnął dłonią. – Za mną! – rozkazał zimno. Wydawało mi się jednak, że kąciki ust cały czas ma skrzywione w uśmiechu.

Sformułowaniem „żywa noga nie ujdzie" wasz uniżony sługa dokonał pewnego skrótu myślowego, gdyż mizerne wykształcenie wojskowe nie pozwoliło mi docenić determinacji ciężkozbrojnego rycerstwa ani jego bojowego zapału. W związku z tym do wieczora nadciągały niedobitki feudałów i naliczono, że z pogromu ocalało około stu osiemdziesięciu ludzi, co stanowiło mniej więcej jedną dziesiątą tych, którzy rozpoczęli chwalebną szarżę.