Выбрать главу

— Bagrationow nie wykluczał takiej możliwości… Ja już muszę iść, ale od dzisiaj będziemy w stałym kontakcie.

— Zaprosili cię na bankiet?

— Chwała Bogu, to mnie ominęło. W ich menu nie ma niczego innego poza chlorofilem, a niekiedy i ten chlorofil jest sztuczny.

— No to ci nie zazdroszczę!

— Do widzenia, Kazimierzu!

Ekran zgasł.

9

Alek siedział na miękkim stołku bez oparcia i zastanawiał się, jak się to dzieje, że ludzka świadomość tak szybko przystosowuje się do najbardziej niezwykłych sytuacji. Obecnie wszystko, co go otaczało, wydawało mu się naturalne, przestało go dziwić. Nawet włochate oblicze Łosia przypominało mu twarz ludzką. Mimo to nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, kiedy prezydent planety War z niezwykłą zręcznością począł wspinać się po pionowej ścianie w kierunku umieszczonej pod samym sufitem szafki bibliotecznej. Wkrótce równie szybko znalazł się na dole niosąc w przednich kończynach metalową płytę przypominającą grawiurę.

— To jest wizerunek pierwszego Łosia na naszej planecie. Nazywano go Łoś Filozof.

Alek popatrzył na niego zdziwiony.

— Dirak mówił mi, że taka nauka jak filozofia u was nie istnieje.

— To prawda. Obecnie jej nie ma. Przed trzystu laty skasowano ją na mocy specjalnego dekretu.

— Trudno byłoby nazwać ten fakt potwierdzeniem wolności myśli.

— Nie wiem, co właściwie rozumiecie pod słowem wolność. Dla nas, najogólniej to ujmując, wolność to brak przymusu.

— Zgadza się, mniej więcej o to mi chodziło.

— U nas nie ma przymusu. U nas każda jednostka ma zagwarantowaną wolność w granicach określonych przez prawa i tradycję.

— My trochę szerzej rozumiemy pojęcie wolności. Nie przeszkadzamy ludziom myśleć, có chcą. Mogą wypowiadać swoje myśli, mogą je zapisywać.

— Nie wiem, czy to słuszne — zastanawiał się Łoś.

— Ciekaw jestem, z jakiego powodu skasowaliście filozofię?

— Okazała się niepotrzebna. Nasza filozofia chciała odkryć prawa rozwoju, a tymczasem wyprzedziła ją nauka. A jeśli chodzi o główny cel i prawa, do których należy się stosować, uznaliśmy, że to nie może być nic innego, niż to, co nam podsuwa natura. Dlatego głównym naszym celem jest rozwój jednostki dążącej od stadium niższego do wyższego.

— Tak, to jest jasne i proste! — mruknął Alek. — Ale mimo wszystko przypuszczam, że były też inne poglądy na ten temat.

— Oczywiście — przyznał Łoś. — Szczególnie popularna była szkoła monistów, którzy bronili poglądów przypominających wasze poglądy. Uważali, że natura istot rozumnych powinna być jednorodna i niepodzielna, że wszelkie nauki powinny dążyć do tego, by zapewnić jej tę jednorodność. Monistą był również jeden z naszych sławnych filozofów, nazywano go Ciemnoniebieski. Zaraz ci go pokażę.

Łoś znowu wspiął się na półki i po chwili zniósł na dół cienką książeczkę, wydrukowaną na jakimś niezwykłym papierze. Na stronicy tytułowej była fotografia, która przyciągnęła wzrok Alka.

— Ten człowiek nie był pozbawiony uczuć — powiedział w zamyśleniu.

— Być może — zgodził się po chwili wahania Łoś. — Umysł miał niespokojny, buntowniczy…

— Czy mógłbyś mi coś z tej książki przeczytać?

Łoś z wyraźnym ociąganiem otworzył książkę na pierwszej stronicy.

„Dokąd dążysz, ślepe stworzenie?” — zaczął wolno. — „Do jakiego mrocznego morza spływają strumienie twoich życzeń? Nie masz oczu, nie widzisz cudów wokół siebie. Nie masz uszu, nie słyszysz głosu prawdy. Błękitne lody na biegunach na zawsze zmroziły chłodem twoje serce. Komu potrzebny jest twój zimny rozum? Komu służą twoje martwe ręce? Wszystko, co tworzysz, jest smutkiem i nonsensem!”

Łoś raptem przerwał.

— Ale to przecież nie jest filozofia! — wykrzyknął Alek. — To jest poezja.

— Nie, to nie jest poezja — powiedział z niezadowoleniem Łoś. — To po prostu są myśli, zuchwałe i nieuzasadnione… Poezję mogą tworzyć tylko motyle!

— Czy mógłbyś mi pokazać coś z poezji motyli?

Łoś spojrzał na niego z oburzeniem.

— Tego się nie zapisuje — powiedział. — To jest zabronione.

— Zabronione? Dlaczego?

— Dziwię się, że tego nie rozumiesz. Poezja motyli jest dla nas niedostępna, jest doskonalsza od nas i naszych umysłów. Skoro nie mamy możliwości jej percepować, nasze zainteresowanie poezją byłoby dla niej profanacją.

— Wobec tego czym jest w istocie poezja?

— Poezja to piękno — powiedział z przekonaniem Łoś.

— I natura to piękno…

— To nie to samo. Poezja jest wyrażeniem piękna stosunku motyli do natury, wyrażeniem piękna ich stosunku do miłości. Nie wiem, czy uda mi się to właściwie sformułować. Poezja jest zmaterializowanym odbiciem tego, co się dzieje w ich duszy. Poezja to kwanty ich duchowego promieniowania, ich niepojętego dla nas szczęścia…

Alek milczał.

— Czy ta poezja nie jest wobec tego pozbawiona myśli? — zapytał ostrożnie.

— Oczywiście, że nie.

— To skąd się one biorą?

— Myśli motyli rodzą się z wiedzy, którą zdobyły w swoim poprzednim istnieniu. Ale są to już myśli przeniknięte światłem, ich głębia z pewnością jest niezmierzona…

Dirak niespokojnie popatrzył na zegarek.

— Już czas, żebyśmy ruszali — powiedział.

Wszyscy trzej wyszli na płaski dach rezydencji. Ocean był blisko, do oświetlonej przystani przycumowały statki szerokie i płaskie jak żółwie. Świecące fosforem, podobne do smukłych wież dźwigi wyładowywały jakąś galaretowatą masę, której w ciemności nie można było rozpoznać. Zapach soli i jodu wydawał się tego wieczoru silniejszy niż zwykle.

— To są wodorosty morskie — powiedział Dirak. — Otrzymują z nich chlorofil.

Alek jakby go nie słyszał.

— Czy będę mógł dostać od was książkę Ciemnoniebieskiego? — zwrócił się do Łosia.

— Nie, nie wolno jej popularyzować.

— Nie wolno na planecie War, ale nie na dalekiej, nieznanej Ziemi.

— I tak wiele z naszych nauk poznaliście…

— Ja chciałbym przekazać ludziom myśli, Łoś, nie nauki. Teraz już nikt z nas nie umiałby powiedzieć, jakie dziedziny nauki mogły się na Ziemi rozwinąć, a myśli…

— Popatrz! — wykrzyknął Dirak.

Spojrzeli w górę na czarne niebo. W pobliżu zenitu błysnął obłok i szybko zaczął się rozrastać. Wyglądał jak przeźroczysta fioletowa meduza. Po kilku minutach stał się zupełnie przejrzysty tak, że widać było przeświecające przez niego gwiazdy. Alek ukradkiem popatrzył na Łosia, jego oblicze jakby rozjaśniło się pod wpływem niezwykłych, zakazanych myśli.

— To piękne, prawda? — cicho spytał Alek.

— Tak, piękne — powiedział Łoś.

Człowiek uśmiechnął się w milczeniu.

10

Stali na brzegu jeziora In, w pobliżu srebrzystego korpusu rakiety. Polana zdawała się błękitna od motyli. Znowu dźwięczała muzyka, jezioro drżało jak żywa istota, las planety War pysznił się jaskrawymi barwami kwiatów. Łoś rozmawiał z Alkiem, a Dirak, jak zawsze, tłumaczył ich słowa. Łoś słuchał z wyrazem skupienia, uważnie, ale trudno było się domyślić, co naprawdę sądzi. Jak zawsze motyle były niespokojne i podniecone, drżały jak powierzchnia jeziora, tęczowały kolorami jak las. Tylko oblicze Diraka było obojętne, patrzył w kierunku rakiety.