Выбрать главу

– Dexter… – Zirytowany rąbnąłem okularami o gzyms kominka. – Wykorzystałeś mnie do popełnienia przestępstwa.

– Niezupełnie… – Dexter próbował mnie uspokoić. Patrzył przez okno, żeby sprawdzić, czy słychać mnie po drugiej stronie ulicy. – Myślałem, że to były bomby dymne, a nie zapalające. Poza tym, nie byłem nawet pewien, czy przyjdziesz.

– Nie stałeś na straży?

– Nie. Działałem na własną rękę. Kay do tej pory nie wie, że tam byłem. Powiedziała mi, że planowana jest akcja na wypożyczalnie wideo, domyśliłem się, że możesz wziąć w niej udział i potrzebna ci będzie pomoc.

– I była potrzebna. – Opanowałem się: – Cieszę się, że tam czekałeś. Ale po co to ryzyko ze mną? Jestem amatorem. Mogli mnie aresztować.

– Kay chciała, żeby cię aresztowali. – Dexter wypił wino i spojrzał na butelkę stojącą na podłodze między nami. – Nadal nie jest pewna, kim jesteś albo po co tu jesteś. Pójście z tobą do łóżka nie dałoby wiele. Gdybyś został skazany na rok, to wiedzielibyśmy, po czyjej stronie stoisz.

– Nie sądzisz, że to trochę bezwzględne?

– Odwiedziłaby cię w Wandsworth. – Uniósł dłoń, zanim zdołałem odpowiedzieć. – Dzieją się tu rzeczy, którym trzeba się przyjrzeć. Pozornie to wszystko jest nieco absurdalne, ale ma i ciemną stronę. Kay to niezwykła kobieta, tylko wpadła w pułapkę eskalacji wymagań wobec siebie. Inni ludzie to wykorzystują. Niebezpieczni ludzie.

– Tacy jak Vera Blackburn? I ten doktor Gould? To były zapalniki magnezjowe, potrafią stopić stal. Miałbyś sporo kłopotu, żeby pogodzić się ze ślepotą jakiegoś dziecka.

– Nie pogodziłbym się. To niewybaczalne.

– Powinienem pójść na policję. I wiesz, poważnie o tym myślę.

– Nie zatrzymałbym cię. Chętnie zeznawałbym jako świadek oskarżenia.

– Więc dlaczego bierzesz w tym udział? Jesteś zamieszany w jakieś poważne przestępstwa?

Dexter pochylił głowę i zagapił się na łóżko polowe i namiocik, swoją ucieczkę od posępnego probostwa.

– Chelsea Marina to moja parafia. Gdybym był pastorem w osiemnastowiecznej Kornwalii i stwierdził, że wszyscy mieszkańcy wioski biorą udział w rabowaniu statków sprowadzonych celowo na skały, to popełniłbym błąd, gdybym trzymał się od tego z dala. Musiałbym się do tego przyłączyć.

– Stałbyś na skałach i machał latarnią?

– Mam nadzieję, że nie. Ale przynajmniej zrobiłbym wszystko, żeby rozbitkowie nie zostali wymordowani albo wrzuceni do morza.

– I to właśnie robisz w Chelsea Marina? Zamykając kierownika administracji w jego biurze? Biedak przeżył wstrząs.

– Nie użalaj się nad nim za bardzo. Tutejsi ludzie to co prawda klasa średnia, ale w praktyce są tylko wyrobnikami pracującymi na kontrakcie.

– „Nowy proletariat”? Z tymi prywatnymi szkołami i bmw?

– Tu panuje prawdziwa rozpacz. Wiele rodzin nie wie już, co ma począć. Słuchają Kay i Richarda Goulda i zaczynają kwestionować swoje dotychczasowe życie. Widzą, że prywatne szkoły urządzają ich dzieciom pranie mózgu i przyuczają je do społecznej pokory, tworząc z nich klasę profesjonalistów, którzy będą obsługiwać konsumpcyjny kapitalizm.

– Złowrogi pan Bigs?

– Nie ma żadnego pana Bigsa. System sam się reguluje. Opiera się na naszym zmyśle obywatelskiej odpowiedzialności. Bez tego społeczeństwo zawaliłoby się. Faktycznie, katastrofa mogła się już nawet zacząć.

– Tutaj, w Chelsea Marina?

– Nie, to zaczęło się lata temu. – Pastor stał przy oknie, patrząc, jak policyjny śmigłowiec patroluje rzekę, przesuwając plamy światła rzucanego przez reflektory po milczących biurowcach. – Wszystkie te ruchy protestacyjne: „Odzyskać ulice”, „Chronić krajobraz”, demonstracje przeciwko genetycznie modyfikowanej żywności i Światowej Organizacji Handlu. To szlachetne cele, ale zarazem część rewolty klasy średniej, rewolty, która zaczęła się czterdzieści lat temu wraz z kampanią na rzecz rozbrojenia nuklearnego. To, co dzieje się teraz, to początek końcowej rozgrywki – rezygnacji z obywatelskiej odpowiedzialności. Ale ty o tym wiesz – dlatego jesteś tutaj.

– Niezupełnie. Prowadzę własne śledztwo w sprawie bomby na Heathrow. Zginęła tam moja żona.

– Twoja żona? Wiem. Straszna tragedia. Kompletne szaleństwo.

– Moja pierwsza żona. – Zły na siebie za to przejęzyczenie dodałem: – Ożeniłem się ponownie i jestem szczęśliwy. Ale muszę dojść do tego, kto podłożył bombę na konwejerze. Mam poczucie obowiązku, rodzaj moralnego zobowiązania, jakby tam, w terminalu numer 2, była jakaś część mnie.

Dexter odwrócił się do mnie plecami, patrzył w ciemność nad przystanią, w studnię nicości. Twarz miał bladą i nieomal bezkrwistą, oczy utkwione w jeden punkt, jak żałobnik na pogrzebie, który stara się nie patrzeć na pusty jeszcze grób pod stopami. Dotykał palcem szramy na czole, jakby próbował wyłączyć lampkę ostrzegawczą.

– Przepraszam. – Zebrał się do kupy, dotknął koloratki. – Myślałem o Heathrow. Trudno to pojąć. Jestem pewien, że policja znajdzie zamachowców.

– Nikt nie przyznał się do zamachu. W ubikacji męskiej był transparent – jakieś nudziarstwo przeciwko turystyce.

– Rozumiem. Myślisz o Kay i Joan, i sądzie w Hammersmith. Ale wierz mi, to nie ma związku.

– Ufam ci – powiedziałem. – Mimo to w powietrzu wisi przemoc. To nie tylko gadanie.

Dexter pokręcił głową, policzył palcem puszki stojące wokół prymusa.

– Atak na wypożyczalnię przeprowadzony dzisiaj – to było wyjście poza ramy. Przemoc została usunięta z arsenału klasy średniej przed wielu laty.

– Czy to dotyczy także doktora Richarda Goulda? Był zamieszany w podpalenie. Podłożył ogień pod dom towarowy wybudowany przez swojego ojca.

– Znalazłeś to na stronie internetowej? Internet to nasz konfesjonał. Był dzieckiem, targanym konfliktami nastolatkiem. – Z głową nadal zwieszoną, żeby uniknąć mojego wzroku, wziął mnie za ramię i zaprowadził do holu. – Davidzie, potrzebny jest nam sen i czas, żeby przemyśleć sprawy. Wiele czasu. Nikomu nie mów o wypożyczalni. Nie wyrzucam cię, ale muszę się przygotować do nabożeństwa.

– Miło mi to słyszeć. – Staliśmy przed drzwiami. Wskazałem ręką ciemną kaplicę. Jej drzwi zamknięte były na klucz, a na schodach leżał niedbale rozrzucony stosik ulotek. – Nie odprawiasz nabożeństwa w Chelsea Marina?

– Mieliśmy kłopoty z dachem. – Uczynił niedbały gest. – I inne problemy. Czasem mam zastępstwo u Świętego Jakuba na Piccadilly.

– Kay Churchill uważa, że straciłeś wiarę.

Dexter objął mnie silnym ramieniem. Czuł się lepiej w ciemnościach. Uniósł głowę, żeby popatrzeć na ciche ulice. Wiedział, że próbuję go sprowokować, ale odzyskał już pewność siebie.

– Moja wiara? Powiedziałbym, że została ze mnie wybita. Agnostycy przypisują zbyt wielkie znaczenie wierze. To nie to, w co wierzysz – któż o tym wie? Znacznie ważniejsza jest mapa, którą rysujesz sobą. Moja była błędna, w każdym znaczeniu. Paskudny wypadek wykoleił mnie na jakiś czas…

– Na Filipinach?

– Na Mindanao. Straciłem namiary i wylądowałem na pasie startowym kontrolowanym przez miejscowych partyzantów. Przez dwa tygodnie bili mnie co dzień. Powiedzieli, że nawracają mnie na islam.

– Opierałeś się?

– Nie za długo. – Dotknął blizny na czole. – Myślałem o powrocie do zawodu nauczyciela, ale trzymają mnie tu obowiązki. Niepokoje społeczne zawsze wyrzucają na wierzch paru naprawdę niebezpiecznych typów. Ludzi, którzy używają skrajnej przemocy, żeby wyrazić siebie, tak jak niektórzy korzystają w tym celu z ekstremalnego seksu.