Выбрать главу

Policja cierpliwie czekała za opancerzonymi furgonetkami z drucianymi siatkami na przednich szybach. Ich obecność uzmysławiała demonstrantom, że akcja w Chelsea Marina nie różni się w oczach policjantów od tłumienia buntów w mniej eleganckich osiedlach East Endu. Zacisnęli paski pod brodą i tłukąc pałkami o tarcze, ruszyli naprzód, gdy buldożerowi udało się wreszcie schwycić fiata uno i unieść go w powietrze. Sformowani w dwa szeregi, byli gotowi runąć przez wyłom w barykadzie i rzucić się na demonstrantów.

Ale inspektor wyrzucił w górę ramiona i powstrzymał ich. Fiat jak zabawka chwiał się na łyżce buldożera, grożąc, że spadnie na gwiżdżących mieszkańców. Inspektor, który w zamieszaniu zgubił czapkę, wspiął się po drabince do kabiny buldożera i rozkazał operatorowi wyłączyć silnik.

Nastąpiła krótka chwila ciszy, którą policjant wykorzystał, by odzyskać czapkę i megafon. Z baku fiata kapała benzyna, krople tańczyły wokół nóg inspektora. Zawołał do ludzi, żeby pomyśleli o swoich dzieciach, które teraz śmiały się wesoło do samochodu kołyszącego się nad ich głowami. Chichoczące szkraby uniesiono wysoko do góry, żeby lepiej widziały, a przede wszystkim po to, żeby pokazać je telewidzom, oglądającym relację z ustami rozdziawionymi nad poranną grzanką.

Zrozpaczony inspektor potrząsnął głową, ale przyjął do wiadomości bezwzględność przedstawicieli klasy średniej wobec własnego potomstwa. Dobrze wiedziałem, że grupa społeczna, która skazuje swoje dzieci na deformujący rygor życia w szkołach z internatami, za nic będzie miała wystawianie ich na niebezpieczeństwo eksplodujących barykad.

Wyczerpany szalejącymi wokół mnie emocjami, przepchnąłem się przez tłum i dotarłem do chodnika. Oparłem się o uszkodzony parkometr i zacząłem rozglądać się za Kay Churchill. Wkrótce spostrzegłem, że jeszcze ktoś inny obserwuje akcję.

Za furgonetkami telewizji zobaczyłem znajomą postać majora Tullocha. Baryłkowata pierś i krzepkie ramiona kryły się pod kolejną krótką tweedową kurtką, a rudy wąs stroszył się, wyczuwając zapach bitwy. Jak zwykle wyglądał na znudzonego zamieszkami, które rozgrywały się wokół niego, i przyglądał się helikopterowi unoszącemu się sto metrów od niego. Wywołane przez wirnik maszyny prądy zstępujące opróżniały kosze na śmieci, rozrzucając ich zawartość, jak konfetti, po dachach domów. Doszedłem do wniosku, że był wysłannikiem ministra spraw wewnętrznych i prawdopodobnie dowodził całą akcją.

Tłum zdawał się wyczuwać, że protest w Chelsea Marina ma się ku końcowi, uspokoił się, gdy operator buldożera wyrywał mały, ale istotny element z barykady. Inspektor stał uroczyście przed protestującymi i uśmiechał się do małych dzieci, zadowolony, że postąpił tak humanitarnie, jak tylko mu pozwalały rozkazy. Twarzą w twarz z oczekującą falangą policji i komorników demonstranci zaczęli się rozpraszać, opuszczali kije do baseballu i młotki do krykieta, niezdolni w decydującym momencie oprzeć się wezwaniom do opanowania i zdrowego rozsądku.

Wtedy z okna wychodzącego na ulicę rozległ się okrzyk. Ludzie rozstąpili się, wiwatując na widok nadjeżdżającego samochodu, wzywającego klaksonem do boju. W naszą stronę pędziło małe polo Kay Churchill. Kay siedziała za kierownicą, włączyła reflektory i wściekle trąbiła, torując sobie drogę przez tłum. Popielate włosy powiewały jak bitewny sztandar, jak widmowa grzywa walkirii, podrywającej do boju pokonanych żołnierzy.

Dotarła do barykady, zahamowała ostro i wjechała w lukę po fiacie uno. Zepchnęła policjanta, który upadł na maskę. Z buntowniczym okrzykiem w kierunku policji, pokazując obiema rękami znaki zwycięstwa, wyskoczyła z wozu. Kilka sekund później jej samochód, wywrócony do góry kołami, stanął w płomieniach za sprawą starszego wiekiem prawnika, który podpalił klubową zapalniczką krawaty pułkowe i rzucił koktajle Mołotowa na odsłonięty silnik.

Zapłonął drugi samochód. Płomienie zamigotały wokół jego kół i wystrzeliły do góry. Rozniecone przez helikopter pomarańczowe kłęby popłynęły w stronę podchodzącej policji i dotknęły uniesionej łyżki buldożera. Zebrana w niej benzyna z baku fiata gwałtownie wybuchła.

Ludzie odsunęli się, widząc płonący samochód wysoko w szponach buldożera. Policjanci szukali schronienia za furgonetkami. Inspektor mówił coś przez krótkofalówkę, a major Tulloch odłożył papierosa. Z King’s Road dał się słyszeć dźwięk syren i wkrótce wóz strażacki zaczął sobie torować drogę przez tłum widzów, blokujących oba pasy jezdni. Odblask płonącej barykady żarzył się w szkłach reflektorów i wypolerowanym mosiądzu.

Kay, bojowniczo nastawiona, zdecydowana bronić Chelsea Marina do ostatniego volvo i bmw, nakazała mieszkańcom dokonanie taktycznego odwrotu. Ścierając oleistą sadzę z policzków i czoła, z ręką zabandażowaną po oparzeniu płonącą benzyną z przewróconego samochodu, poprowadziła demonstrantów ku następnej barykadzie przy Beaufort Avenue. Gdy na chwilę zatrzymała się, żeby zwołać maruderów, dostrzegła mnie w ostatnich szeregach tłumu. Uniosłem pięści w geście poparcia, oczarowany, jak zawsze jej rozwichrzonym i niespokojnym duchem. Ulica stała w ogniu. Chelsea Marina przekroczyła swoje granice, swoje zaległości płatnicze i debety na kartach kredytowych. Oczyma duszy widziałem ogarnięty pożogą Londyn, płonące stosy wyciągów z kont, oczyszczające jak Wielki Pożar.

Kwaśna chmura pary i dymu uniosła się nad pierwszą barykadą, gdy strażacy zaczęli polewać płonące samochody. Drzwi wozów otwierały się z trzaskiem, karoserie rozwijały jak jaskrawe kwiaty. Płomienie wirowały w prądach zstępujących helikoptera i mknęły ku okapom pobliskich domów.

Policjanci z opuszczonymi przyłbicami przeskakiwali przez murki ogrodowe po obu stronach barykady i biegli ku nam ulicą. Przywitano ich deszczem dachówek, ale oni szturmowali już drugą barykadę, kryjąc się za buchającymi ogniem kontenerami, które Kay rozkazała podpalić. Buldożer potoczył się z łoskotem do przodu, zrzucił z łyżki poczerniałą skorupę fiata i zepchnął tlący się samochód Kay na chodnik. Ruszył ulicą, a za nim podążyły wóz strażacki i furgonetki telewizji. Wszystko to działo się pod czujnym okiem majora Tullocha, kroczącego za grupą podnieconych fotoreporterów.

Druga barykada została oblana wodą i rozbita. Policja nadchodziła przez kłęby pary i czarnego, nieomal płynnego dymu dryfującego nad Tamizą ku brzegowi Battersea. Skuliłem się za skromną, obliczoną zapewne na trzy rodziny, barykadą, blokującą wejście na Grosvenor Place, w ręku trzymałem kij do krykieta i wiedziałem już, że powstanie w Chelsea Marina ma się ku końcowi. Policja dochodziła do wylotu Beaufort Avenue i wkrótce miała opanować Cadogan Circle. Po zajęciu kolejnych przecznic, zaczną wyłapywać prowodyrów i poczekają, aż pozostali mieszkańcy wrócą do równowagi. Wkrótce pojawi się armia okupacyjna pracowników socjalnych, pocieszycieli i kombinatorów, handlujących nieruchomościami, którzy zwietrzą łatwy interes. Wróci królestwo podwójnych żółtych linii, zdrowy rozsądek i wygórowane opłaty szkolne.

A jednak coś się zmieniło. Przycisnąłem chusteczkę do ust, żeby ochronić płuca przed tłustym dymem i patrzyłem, jak jedna z sąsiadek Kay, aktorka pracująca dla BBC, napełnia butelkę po perrierze gazem do zapalniczek. Byłem oszołomiony i wyczerpany, ale podniecony poczuciem solidarności w obliczu wspólnego wroga. Po raz pierwszy uwierzyłem, że Kay ma rację, że jesteśmy na skraju rewolucji społecznej, która może ogarnąć cały naród. Poprzez parę i dym nasłuchiwałem buldożera i czekałem na policję, która zacznie dokonywać idiotycznych zatrzymań w bocznym zakątku Chelsea.

I nagle, równie niespodziewanie, jak się pojawili, policjanci zaczęli się wycofywać. Oparłem się o przewróconą toyotę, wiwatując razem z Kay i jej ludźmi na widok sierżanta, który po wysłuchaniu rozkazu z krótkofalówki nakazał swoim ludziom odwrót. Buldożer przerwał rundę honorową po Cadogan Circle i wrócił pod budkę strażnika. Policjanci podnieśli przyłbice i opuścili pałki. Ruszyli przez dym do punktu zbiórki na King’s Road. Wsiedli do furgonetek i włączyli się w poranny ruch. Helikopter odleciał, a dym zaczął się rozpraszać. Powietrze stało się czystsze. Nie minął kwadrans, gdy wszyscy policjanci opuścili Chelsea Marina.